Koszykówka jako biznes

W ubiegłym roku w National Basketball Association piłka niedobrze się odbijała.

Zwolnienia, obniżki płac i wyższe ceny żywności i benzyny uszczupliły portfel związku - fani koszykówki zastanawiają się dwa razy zanim wyłożą 50 dolarów na standardowy bilet na mecz NBA. W obliczu recesji zespoły takie jak Indiana Pacers, Minnesota Timberwolves i New Jersey Nets zostały zmuszone do obniżenia cen biletów, by przyciągnąć widzów na mecze.

Pogorszył się także luksusowy segment rynku. W klubach Detroit Pistons, Miami Heat i New York Knicks spadły dochody z kosztownych biletów w najlepszych rzędach i w lożach. Jest to problem dla NBA, ponieważ koszty zawodników w sezonie 2008-2009 (włączając premie i świadczenia) wzrosły do 2,3 mld dolarów w porównaniu z 2,2 mld w ubiegłym roku.

Przychody pozostały na tym samym średnim poziomie 126 mln na drużynę, jednak w ciągu sezonu 2008-09 dwanaście z trzydziestu ligowych zespołów wykazało straty operacyjne (rozumiane jako zyski przed potrąceniem odsetek od zaciągniętych kredytów, podatków i amortyzacji). Jest to najwyższa wartość od czasu sezonu 1998-99, kiedy na skutek lokautu zredukowano liczbę rozegranych meczów o połowę. Średnia wartość drużyny (kapitał plus zadłużenie netto) spadła o 3 proc. do poziomu 367 mln dolarów. Jest to pierwszy przypadek spadku wyceny, od czasu kiedy 11 lat temu "Forbes" zaczął śledzić finanse ligi.

Na zdjęciach:

Najcenniejsze drużyny koszykarskie

Najbardziej przepłacani gracze NBA

Najlepsi i najgorsi fani NBA

Największe powroty w świecie sportu

10 najbardziej lubianych sportowców

Kilka franszyz zwinęło się na skutek złego zarządzania, a nie kiepskiej koniunktury. Michael Heisley od lat starał się pozbyć zespołu Memphis Grizzlies. Jego zespół ma nową halę, ale nie wygrywa meczów i nie przyciąga widzów. Jest to poważny problem, kiedy gra się na małym rynku ze stosunkowo niewielką liczbą sponsorów. Wartość drużyny Grizzlies spadła w ubiegłym roku o 13 proc. do 257 mln dolarów.

Inwestorów szuka również Robert Johnson. Sześć lat po tym, jak założyciel Black Entertainment Television zapłacił 300 mln dolarów za rozwój zespołu Charlotte Bobcats, drużyna jest obecnie warta zaledwie 278 mln dolarów. Johnsonowi nie powiodła się próba założenia regionalnej sieci sportowej. Splajtowała ona w ciągu niecałego roku. Zespół ma już trzeciego trenera i 160 mln dolarów długów.

Dalej mamy New Jersey Nets, którego właściciel, Bruce Ratner, po nabyciu zespołu w 2004 r. wydał niebywałe obwieszczenie o planie przeniesienia drużyny na Brooklyn, jak tylko wybuduje nową halę. Można mówić o straceniu fanów w pośpiechu. W ubiegłym sezonie Netsi rozdawali na każdy mecz 5200 darmowych biletów, by widzowie chcieli pojawić się w ich obecnej siedzibie, Izod Center. Ustanowili rekord NBA, przegrywając w tym sezonie pierwszych 18 meczów. Nową halę na Brooklynie dostaną najwcześniej w 2011 r., jeżeli w ogóle. Netsi warci są obecnie 269 mln dolarów, czyli 31 mln dolarów mniej niż zapłacił za nich Ratner.

Właściciele, którzy szukają planu, mają do wyboru kilka opcji. Zacznijmy od Los Angeles Lakers, najcenniejszego zespołu w lidze, wartego 607 mln dolarów. Jego właściciele Jerry Buss i Philip Anschutz zapełniają halę Staples Center wynajmując ją na koncerty i inne wydarzenia sportowe. Anschutz przebudował także teren wokół, aby rozkręcić interes przez cały rok. Lakersi zarobili w ubiegłym sezonie 51 mln dolarów i spłacają terminowo zadłużenie w wysokości 375 mln dolarów zaciągnięte na budowę finansowanej ze środków własnych areny sportowej. Mając Kobe'a Bryanta i wiele wygranych na koncie, można sobie pozwolić na sprzedaż najlepszych biletów w cenie 2600 dolarów i najdroższych biletów sezonowych w cenie 107 500 dolarów.

Niewielki zespół Portland Trail Blazers, który w przeciwieństwie do Lakersów nie może czerpać korzyści z dzielenia hali sportowej z zespołem hokejowym, jest innym przykładem sukcesu. Jego właściciel, Paul Allen, powierzył kierowanie zespołem i halą, byłemu dyrektorowi firmy Nike, Larry'emu Millerowi. Millerowi udało się nie tylko obniżyć koszty, ale także rozreklamować mecze i pozyskać fanów. W ciągu dwóch ostatnich lat dochody wzrosły o 48 proc. Zespół jest obecnie warty 338 mln dolarów i jest 16. zespołem ligi NBA, w porównaniu z 30. pozycją dwa lata wcześniej. W tym roku Portland wykaże zyski po raz pierwszy od sezonu 1997-98.

Wydaje się, że obecny sezon NBA będzie jeszcze gorszy niż rok ubiegły. Przedłużono jedynie 76 proc. biletów sezonowych, co stanowi spadek od poziomu 79 proc., przy czym ceny spadły średnio o 3 proc. Spodziewa się, że całkowite dochody ligi spadną nawet o 5 proc.

Zespół Phoenix Suns był modelową franszyzą NBA, walczy jednak obecnie o przetrwanie, ponieważ szczególnie ciężko dotknął go kryzys na rynku nieruchomości. W listopadzie po raz pierwszy od 153 meczy nie sprzedano kompletu biletów, a kilka dni później zespół zwolnił 10 proc. pracowników. Tego lata zespół sprzedał grającego na pozycji centra Shaquille'a O'Neala.

Jedyną rzeczą, która może załagodzić cios, jakim jest spadek dochodów, jest układ zbiorowy zawarty przez ligę z graczami. Ustalono, że koszty zawodników nie przekroczą 57 proc. dochodów. Jeżeli pensje będą wyższe niż 57 proc. dochodów, to 9 proc. całkowitych kosztów zawodników wróci do właścicieli. W ubiegłym sezonie nadwyżka, która wróciła do właścicieli wyniosła 194 mln dolarów, czyli 6,5 mln dolarów na zespół. Na skutek spadku dochodów w tym sezonie, koszty zawodników powinny z powrotem przekroczyć próg 57 proc.

10 najbardziej nielubianych sportowców

Kurt Badenhausen, Michael K. Ozanian i Christina Settimi

Forbes
Dowiedz się więcej na temat: Biznes | skutek | dochody | Forbes | koszykówka | jace | NBA
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »