Krótka refleksja nad kryzysem finansowym
Klasyczne wyjaśnienie kryzysów finansowych zawsze odnosiło się do kilku etapów. Na początku następował nadmiar bogactwa, prowadzący do ożywienia gospodarki, a na koniec dochodziło do nieuniknionego załamania. Ostatni kryzys zawierał wszystkie te elementy, czyli był boom mieszkaniowy i załamanie prowadzące do perturbacji na rynkach finansowych.
Nadpłynność finansowa sektora bankowego, pojawiła się w latach 2002-2004. Nie byłoby to problemem, gdyby polityka pieniężna prowadzona przez FED (System Rezerwy Federalnej Stanów Zjednoczonych), była kontynuowana tak, jak to miało miejsce wcześniej.
W momencie pojawienia się nadpłynności nie nastąpiło odpowiednio wczesne zacieśnianie polityki monetarnej, lecz jeszcze większe jej poluźnianie poprzez obniżkę stóp procentowych. Władze monetarne z pewnych względów odbiegły od drogi funkcjonowania polityki monetarnej opartej na regule Taylora.
Nadpłynność sektora poprzez dostęp do taniego pieniądza przełożyła się na wzrost budownictwa mieszkaniowego. Boom w tej branży przypadł na lata 2003-2005. W tym okresie bardzo rozpowszechnione okazały się pożyczki pod hipoteki ze zmienną stopą procentową, co stało się jedną z przyczyn późniejszych okresów spłat długów przy wyższym oprocentowaniu.
Pieniądz był tani i łatwy do pozyskania. Rząd Stanów Zjednoczonych wspierał rozwój branży poprzez programy mające na celu posiadania mieszkań na własność. Działania te sprzyjały obniżeniu poziomu kontroli ryzyka związanego z udzielaniem kredytów typu subprime. Za tymi działaniami szedł coraz większy popyt na nieruchomości mieszkalne, który windował ceny do poziomów przekraczających wartość rzeczywistą.
W pewnym momencie boomu doszło do sytuacji wzmożonego zawieszania spłat długów przez kredytobiorców, nie tylko ze względu na brak możliwości opłacenia wysokich odsetek, ale również zaniku motywacji do spłacania rat. Dłużnicy banków zaczęli odczuwać, że cena kredytów znacznie przekracza wartość ich nieruchomości, więc utracili chęci do pracy na rzecz spłaty długu.
To jednak nie koniec przyczyn, które skumulowane wywołały tornado na rynkach finansowych. Problemy zostały zwielokrotnione poprzez przenoszenie ryzyka związanego z udzielanymi kredytami subprime na wierzycieli wtórnych w procesie sekurytyzacji długu na obligacje zabezpieczone hipotekami.
Agencje ratingowe nie doceniły ryzyka jakie te papiery ze sobą niosły. Na dobrą sprawę mało kto widział, czy i które z tych papierów są wysoce ryzykowne. Do dzisiaj nie wiadomo, które banki, gdzie i ile posiadają tak zwanych "toksycznych" aktywów w swoich bilansach.
Załamanie się rynku, spowodowało spadek zaufania do sektora finansowego, ale również wewnątrz niego samego. Instytucje finansowe i banki ograniczyły akcję wzajemnego kredytowania. Spowodowało to spadek płynność oraz wzrost zagrożenia niewypłacalności instytucji posiadających aktywa oparte na kredytach subprime.
Spadająca ilość spłacanych pożyczek spowodowała konieczność przejmowania hipotek i ich odsprzedaży przez banki, które ponosiły na tym stratę, ponieważ ceny nieruchomości spadały.
Niefortunnie, diagnoza "choroby" analizowana przez rządy poszczególnych państw ograniczała się do leczenia tylko symptomów tego kryzysu. Rządy zdecydowały się na dostarczenie płynności na rynek, aby zatrzymać kolejne bankructwa dużych, finansowych korporacji, prawie nie zauważając, że główny problem tkwił w zwiększonym ryzyku.
Kolejną reakcją władz monetarnych w USA na zagrożenie stało się poluzowanie polityki pieniężnej przez obniżanie stóp procentowych. Towarzyszyło temu osłabienie dolara oraz wzrost cen ropy naftowej. Nie miało to niestety pozytywnego efektu, bo przełożyło się na spadek sprzedaży branży motoryzacyjnej.
Załamanie stało się bardzo dotkliwe. Nie tylko rozciągnęło się na okres dłuższy niż rok, ale także doszło do poważnego kryzysu kredytowego z dużymi efektami ubocznymi, co miało spore przełożenie na całą gospodarkę przy drogiej ropie i krachu na rynku mieszkaniowym. Do tego, najbardziej zglobalizowany rynek finansów pozwolił na niekontrolowane rozprzestrzenianie się toksycznych aktywów oraz krachu finansowego.
Należy zadać pytanie, czy wnioski z tego okresu dekoniunktury powinny się ograniczać tylko i wyłącznie do dostarczania płynności i obwiniania systemu bankowego o spowodowanie kryzysu? Oczywiście nie.
Cała skomplikowana droga i niewłaściwe działania władz państw, organizacji międzynarodowych, zarządów banków centralnych i instytucji finansowych nie były ze sobą spójne ani przemyślane. Dlatego rozwiązanie obecnej sytuacji wymaga długoterminowych analiz i spójnych pomysłów za którymi będą szły rzetelne i zrozumiałe działania.
Igor Perechuda