Krzysztof Rybiński: Świat czeka na starcie gigantów!
Ekonomia z pewnością przeżywa kryzys. Bo jak można wytłumaczyć, że tylu świetnie wykształconych ekonomistów, którzy doradzali politykom, pozwoliło na stworzenie systemu finansowego, którego załamanie może doprowadzić do kryzysu o skali przekraczającej Wielką Depresję, a kto wie, może nawet rozpocząć proces podobny do mrocznych lat średniowiecza w Europie Zachodniej.
Przez kilka lat zajmowałem się tym problemem, czytałem książki z różnych dyscyplin naukowych i doszedłem do wniosku, że są dwie podstawowe słabości ekonomii jako nauki. Bez usunięcia tych mankamentów ekonomia jako nauka będzie źródłem ułomnych teorii, które są potem implementowane przez polityków i prowadzą do kryzysów, bezrobocia, a w skrajnym przypadku mogą zakończyć się wieloletnim załamaniem gospodarczym na skalę globalną.
Skalę problemu mogę zilustrować na przykładzie polityki pieniężnej, którą sam praktykowałem przez kilka lat jako wiceprezes Narodowego Banku Polskiego. W ciągu minionych 40 lat teoria i praktyka polityki pieniężnej zbankrutowała cztery razy. Autorzy teorii otrzymywali nagrody Nobla, byli autorytetami, a banki centralne na całym świecie wdrażały te teorie, prowadząc świat od kryzysu do kryzysu.
Mam na ten temat cały wykład, z nazwiskami i przykładami z wielu krajów, ale tutaj jest miejsce tylko na niewielki skrót. Postulowano aktywistyczną politykę pieniężną, czyli wykorzystanie krzywej Philipsa - skończyło się wysoką inflacja, którą potem trzeba było leczyć recesją. Postulowano kontrolowanie inflacji za pomocą kontroli podaży pieniądza - okazało się to niemożliwe, inflacja nie dała się w ten sposób kontrolować. Wymyślono strategię bezpośredniego celu inflacyjnego, ale okazało się, że ta strategia nie dostrzega baniek na rynkach aktywów, przez lata funkcjonował put Greenspana z powodu tej ślepoty i skończyło się kryzysem finansowym, którego skutki odczuwamy dzisiaj.
Teraz mamy politykę pieniężną opartą na zerowych stopach procentowych i masowym druku pieniądza przez banki centralne, mija już czwarty rok jej realizacji, a kryzys właśnie wchodzi w nową, niebezpieczną fazę, ta polityka bankrutuje na naszych oczach.
Podobne obserwacje można poczynić analizując ewolucję teorii zarządzania przedsiębiorstwem (odkrycie opcji jako mechanizmu wynagradzania zarządu i patologiczne skrócenie horyzontu decyzyjnego, które z tego wynikło), teorię rynków finansowych (rynki miały być efektywne, a okazały się patologicznie skorumpowane), teorię instrumentów pochodnych (pamiętam wykłady światowej sławy profesorów, na które uczęszczałem, którzy twierdzili, że derywaty prowadzą do dywersyfikacji ryzyka, dzisiaj wiemy, iż prowadzą do gigantycznej koncentracji ryzyka), teorię finansów międzynarodowych (widzimy, do jakich patologii doprowadziło stosowanie konsensusu waszyngtońskiego w Europie Środkowo-Wschodnie i Rosji) itd. Patrząc na to wszystko i czerpiąc z innych dziedzin wiedzy, twierdzę, że przyczyny tych patologii w teorii ekonomii są dwie.
Po pierwsze, ekonomiści służą istniejącej klasie panującej, co powoduje, że proces wyłaniania dominującej teorii ekonomii dotyczącej danego zagadnienia kreują arbitralnie, nadając supremację tej teorii, która prowadzi do zwiększenia wpływów rządzącej grupy interesów.
Po drugie, ekonomia chlubi się tym, że stosuje matematyczne modele ekonomiczne, które co prawda upraszczają rzeczywistość, ale pozwalają na zaobserwowanie złożonych zależności, których bez tych modeli nie można dostrzec. Według mnie to, co jest uważane za mocną stronę ekonomii, co miało ją stawiać wyżej w hierarchii nauk od "rozgadanej" socjologii czy nauk politycznych, okazało się jej terminalną słabością. Podam prosty przykład sprzed lat. Kierowca przyjeżdża do warsztatu samochodowego i mówi, że silnik przerywa. Doświadczony mechanik zapala silnik, słucha uważnie, ogląda, a potem stuka młotkiem w jedno miejsce i silnik przestaje przerywać. - Tysiąc złotych - mówi. - Tysiąc!? Za jedno stuknięcie młoteczkiem - obrusza się kierowca. Na to odpowiada mechanik - Tak, bo ja wiem, gdzie stuknąć.
Nie da się zbudować uproszczonego modelu, który potrafi dokonać analizy tej naprawy, ponieważ wiedza nabyta, tacit knowledge nie poddaje się prostemu kodyfikowaniu. Dlatego modele ryzyka zakładające uproszczony rozkład normalny lub nawet rozkłady leptokurtyczne rozpadły się, gdy wylądował czarny łabędź. Żeby zrozumieć, dlaczego zdarzenie wielosigmowe miało miejsce, musiało mieć miejsce, trzeba przeczytać kilkadziesiąt książek o kryzysach minionych 800 lat. Żeby zrozumieć, dlaczego innowacyjność w Europie Zachodniej jest możliwa, a w Europie Wschodniej nie, trzeba czytać książki historyczne opisujące zmiany ustrojowe w średniowiecznej Europie, bo żaden ekonomiczny model innowacyjności tego nie pokaże, a już na pewno nie pokażą tego idiotyczne, stuwskaźnikowe modele innowacyjności klepane na Excelowym kolanie przez Komisję Europejską. Żeby zrozumieć, dlaczego Włochy nie mogą się rozwijać i stoją wobec ryzyka bankructwa, trzeba poznać dzieje Cesarstwa Rzymskiego po zniszczeniu Republiki i być może dzieje rozwoju schyłku Majów. Przykłady można mnożyć.
Te dwie fundamentalne słabości ekonomii można stopniowo zniwelować, choć nie będzie to proste. Po pierwsze, trzeba stworzyć taki system debaty publicznej, w którym teoria i praktyka ekonomii jest poddawana nieustannej krytycznej ocenie. W tym systemie nie powinno się akceptować działań szybkich i zakulisowych, gdy decyzje podejmuje wąska elita.
Książki "13 bankierów", "Jak Goldman Sachs zapanował na światem", "Demon, którego sami stworzyliśmy" i wiele innych pokazują, jak wąskie elity polityczno-finansowe podejmowały zakulisowe decyzje, które prowadziły do bogacenia się tych elit i do pogłębienia kryzysu, za który zapłacą podatnicy. Obecnie w podobnym trybie podejmowane są decyzje antykryzysowe w strefie euro, zaś publikacja alternatywnych teorii jest blokowana. Mogę podać przykład mojego artykułu sprzed dwóch lat, który pokazywał, w jaki sposób można natychmiast zakończyć kryzys grecki, a którego publikacji odmówiły "Financial Times" i "Wall Street Journal", mimo że wcześniej wielokrotnie publikowałem w tych gazetach, więc moje nazwisko było tam znane.
Po drugie, ekonomia powinna w mniejszym stopniu bazować na modelach matematycznych, a w większym czerpać z innych dyscyplin oraz z analizy historycznej. Bo jeżeli ktoś karmi model danymi z minionych 20-30 lat, a tak się często robi, to nie ma żadnych szans na wyciągnięcie wniosków o obecnym stanie gospodarki i finansów. Jeżeli takie wnioski wyciąga, to popełnia kardynalne błędy, ponieważ polityk lub przedsiębiorca, który z tych wniosków skorzysta, może doprowadzić do poważnego kryzysu w kraju lub w firmie.
Historia ludzkości to historia walki o władzę, która pozwala mniejszości (elitom) gnębić większość i czerpać z tego korzyści finansowe oraz przyjemność. Władca feudalny zabierał chłopom połowę zbiorów i gwałcił ich kobiety. Podobnie czynili władcy absolutni w Afryce. Europejczycy, najbardziej zdeprawowana część ludzkości, nie tylko gwałcili, ale i mordowali dla przyjemności. Tak czynili hiszpańscy konkwistadorzy w Ameryce Południowej, tak czyniła prywatna armia Holenderskiej Kompanii Wschodniej, która wymordowała 15 tys. rdzennych mieszkańców jednej z wysp, aby potem założyć tam plantację przypraw. To Europejczycy handlowali ludźmi; szacuje się, że zabito lub sprzedano w tym procederze około 30 proc. ludności znacznej części Afryki. A nawet nauczyli Arabów, że można zarabiać, handlując ludźmi.
Do połowy XX wieku elitarna mniejszość wykorzystywała przewagę militarną, żeby gnębić większość, jednak wraz z rozwojem broni nuklearnej ta metoda stała się bardzo niebezpieczna, bo przypadkowy konflikt nuklearny mógłby zagrozić istnieniu elit. Pojawiła się konieczność wypracowania innych metod, niemilitarnych, dzięki którym elity mogłyby kontrolować masy i czerpać z tego korzyści. Niczym szczęśliwa koincydencja lub zaplanowane działanie upadł standard złota, co zakończyło ważny etap pieniądza kruszcowego w historii ludzkości i zapoczątkowało okres pieniądza papierowego.
Wraz z tą zmianą pojawiły się nowe elity, klasa bankierów. Oczywiście wpływowi bankierzy jako jednostki istniały wcześniej, JP Morgan był wielki już za czasów Rockefellera, ale jako elitarna klasa rządząca bankierzy pojawili się dopiero po upadku pieniądza kruszcowego. Ten proces wyłaniania nowej elity jest opisany w książce "Money and Power. How Goldman Sachs Came to Rule the World", ale powstało też wiele innych świetnych pozycji na ten temat. W tej książce opisane są metody działania nowych elit. W XXI wieku już nie mordują i nie gwałcą, ponieważ społeczeństwa nie akceptują takiego zachowania, ale jedynym celem stało się zarobienie jak największej ilości pieniędzy. Aby osiągnąć ten cel, stosuje się wiele metod - wykorzystywanie poufnych informacji, sprzedawanie klientom produktów finansowych, które są bezwartościowe, tworzenie nowych produktów finansowych, które prowadzą do uzależnienia mas od elit finansowych. Elity finansowe mają w kieszeni polityków, którzy tworzą regulacje umożliwiające dalsze bogacenie się establishmentu finansowego.
Kiedyś bronią był muszkiet, teraz bronią jest pieniądz i paragraf. Kiedyś elity miały niewolników, teraz zadłużeni ludzie są zmuszani do niewolniczej pracy do 67. roku życia i dłużej, jeżeli chcą utrzymać godny standard życia. Zamiast batoga mamy kredyt, zamiast niewolnika mamy kredytobiorcę, który na kredyt kupił mieszkanie, plazmę, samochód, lodówkę. Kiedyś pan feudalny lub kacyk zapewniał miejsce w czworakach - nie padało na głowę i nie było zimno. Ci, co uciekli, przymierali głodem, byli łapani i wieszani. Teraz kredyt daje szansę na własne mieszkanie i na plazmę. Ci, którzy nie wezmą, nie mają gdzie mieszkać i za karę nie oglądają seriali. Ale efekt jest podobny: nieco wyższy standard życia pospólstwa w zamian za zniewolenie.
Jest jedna istotna różnica między dawnym niewolnictwem i feudalizmem a obecnym okresem panowania elity bankierów. Wtedy członkowie establishmentu byli właścicielami środków produkcji, więc zależało im na jak najniższych płacach. To dlatego wprowadzono apartheid w Afryce Południowej, żeby powstały getta biedy czarnych lub kifferów, bo obie nazwy były w powszechnym użyciu, żeby płacić minimalne, głodowe pensje. Teraz ta strategia nie jest dobra, bo głodowe pensje oznaczają brak zdolności kredytowej, a wtedy trudniej ludzi uzależnić od kredytu. Więc bankierzy, poprzez swoje wpływy polityczne, realizują strategię wyższego wzrostu płac, żeby mogli udzielać więcej kredytów i zarabiać jeszcze więcej pieniędzy. Prowadzi to do konfliktu z dawnymi elitami, czyli właścicielami fabryk, którzy chcą jak najniższych płac. Beneficjentem tego konfliktu są Chiny, bo stare elity, widząc, że przegrywają z nowymi elitami bankierów, masowo przeniosły produkcję do tanich Chin. Ale takie konflikty obserwowaliśmy już w przeszłości.
W osiemnastowiecznej Anglii panowie feudalni chcieli wysokiej ceny zboża, bo to zwiększało ich zyski, a nowe elity, właściciele manufaktur chcieli niskiej ceny zboża, ponieważ to pozwalało płacić niskie pensje, które biedota prawie w całości wydawała na jedzenie. W tamtych czasach takie konflikty starych i nowych elit rozwiązywano za pomocą armii, z czasem, szczególnie w Wielkiej Brytanii, za pomocą przetargu politycznego w coraz bardziej wpływowym parlamencie. Teraz konflikty między starymi i nowymi elitami rozwiązuje się za pomocą "kupowania" poparcia polityków dla zmian w prawie. A ponieważ nowe elity mają więcej pieniędzy, bo sami ten pieniądz drukują za pomocą kontrolowanych przez siebie banków centralnych, więc wygrywają. W ten sposób odejście od standardu złota umożliwiło wymianę elit.
Oczywiście opisany powyżej schemat w rzeczywistości jest o wiele bardziej skomplikowany. Na przykład nie widać opisywanego w tym modelu wzrostu płac wśród większości. Ale przypomnijmy, że zarówno struktury apartheidu, jak i działania hiszpańskich konkwistadorów prowadziły do silnego spadku płac na przestrzeni dekad. Teraz płace rosną lub są stabilne w ujęciu realnym. Ale płace wzrosłyby znacznie bardziej, tylko stare elity - właściciele fabryk - wygenerowali i wykorzystali falę globalizacji, co pozwoliło ograniczyć wzrost płac preferowany przez bankierów.
W tej rozgrywce między nowymi i starymi elitami pojawia się nowy gracz, który był mało istotny do XIX w. włącznie - to administracja publiczna. Ponieważ udział podatków w PKB w wielu krajów przekroczył 40 proc., a wydatków zbliżył się do 50 proc., to oznacza, że administracja publiczna decyduje o prawie połowie wydawanych pieniędzy.
Nic więc dziwnego, że w ciągu ostatnich 40 lat dramatycznie wzrosła liczba urzędników, których celem jest maksymalizacja relacji podatków do PKB, bo im większa ta relacja, tym większy strumień pieniędzy, o którym decydują, tym większa władza i tym większe możliwości bogacenia się. Urzędnicy w naturalny sposób tworzą koalicję z nowymi elitami, z bankierami, ponieważ łatwiej jest ściągać podatki od większości (podatek VAT czy PIT) niż od starych elit, które od wieków albo były zwalniane z płacenia podatków, albo wypracowały metody, jak unikać ich płacenia. W związku z tym klasa urzędników woli realizować strategię wyższych płac zgodną z interesami bankierów, bo to zapewnia wyższy strumień podatków i prowadzi do dalszego umacniania wpływów klasy urzędników.
Ten uproszczony obraz jeszcze bardziej się komplikuje w Unii Europejskiej, ponieważ do gry wchodzą władze unijne, Komisja Europejska i EBC. Ale mam nadzieję, że ten tekst pozwala lepiej zrozumieć, dlaczego w ciągu minionych dwóch latach liderzy strefy euro podejmowali takie a nie inne decyzje. W Niemczech bardzo mocne są stare elity, czyli klasa właścicieli fabryk. Oni wolą niskie płace, bo to maksymalizuje ich zyski, zresztą minione dwie dekady to właśnie okres bardzo niskiego wzrostu płac w Niemczech w relacji do wzrostu wydajności pracy. Zatem za pośrednictwem swoich przedstawicieli - kanclerz Merkel i Niemców w radzie EBC - stare elity realizują strategię oszczędności, która wymusza radykalny spadek płac w krajach południa Europy, a pośrednio ogranicza płace lub ich wzrost w całej Europie. Natomiast EBC został przejęty przez nowe elity, jego szef pracował w Goldman Sachs.
Nowe elity preferują rozwiązania, które polegają na dawaniu bilionów euro samym sobie, czyli bankom unijnym, bo to zatrzyma proces delewarowania, czyli zmniejszania skali uzależnienia Europejczyków od kredytu. A wraz z delewarowaniem spada znaczenie nowych elit bankierskich - chociaż bardziej pasuje określenie "banksterzy".
Czytaj raport specjalny serwisu Biznes INTERIA.PL "Świat utknął w kryzysie finansowym"
Obecny kryzys strefy euro to kulminacja walki między nowymi i starymi elitami. Do tej pory nowe elity wygrywały rok za rokiem. Ale obecnie uwidacznia się siła starych elit reprezentowanych przez niemieckich przemysłowców. Czas pokaże, które elity wygrają w tym sporze. Czy skończy się masowym drukiem pieniądza, preferowanym przez banksterów, czy wyrzuceniem kilku krajów ze strefy euro i darowaniem znacznej części długów krajów PIGS, co wolałyby stare elity, bo koszty darowania długów poniosą nowe elity i milcząca większość.
Nam maluczkim zjadaczom chleba z mrożonego ciasta pozostaje tylko usiąść i z wypiekami na twarzy obserwować starcie gigantów. Każdy może wytypować swojego kandydata na zwycięzcę. Osoby z długimi pozycjami na giełdach trzymają z banksterami, ja stawiam na niemieckich przemysłowców.
prof. Krzysztof Rybiński
Autor jest wybitnym polskim ekonomistą, posiada tytuł naukowy profesora nauk ekonomicznych. W przeszłości pełnił funkcję wiceprezesa NBP, był także konsultantem Banku Światowego. Obecnie rektor Wyższej Szkoły Ekonomiczno-Informatycznej "Vistula" w Warszawie
Biznes INTERIA.PL na Facebooku. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze