Kto zapłaci za wygraną frankowiczów? Banki mogą się bronić przed stratami po wyroku TSUE
Skutek czwartkowego wyroku TSUE w sprawie C-520/21 oznacza dla banków dodatkowo 40-50 mld zł strat w nadchodzących miesiącach. Choć wyrok pozostawił bankom niewielki margines do obrony przed tymi stratami, jest jeszcze kilka możliwości, które będą chciały wykorzystać. Ponieważ nie zamierzają odpuścić, zobaczmy jakie.
Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej orzekł w czwartek, że w przypadku unieważnienia przez sąd umowy o kredyt we frankach, ze względu na zawarte w niej niedozwolone zapisy, kredytobiorca może żądać od banku większej rekompensaty niż tylko zwrot zapłaconych rat. Równocześnie uznał, że prawo Unii stoi na przeszkodzie temu, by banki dochodziły podobnych roszczeń względem konsumentów. Wyrok jest zgodny z wydaną w lutym opinią Rzecznika Generalnego, niekorzystną dla banków.
Co jednak ważne - TSUE uznał, że chroniąca konsumentów dyrektywa 93/13 nie mówi, jakie mają być skutki unieważnienia umowy jeśli usunie się z niej niedozwolone zapisy. Ustalenie tych skutków należy do państw członkowskich i do krajowych sadów. To one mają ocenić, w jakim zakresie obu stronom przysługują roszczenia, kierując się przy tym zasadą proporcjonalności. To ważne stwierdzenia, które będą podstawą do sypania szańców obronnych przez banki.
- Orzeczenie TSUE potwierdziło wcześniejszą opinię rzecznika. W kwestii roszczenia konsumenta TSUE wskazuje na istotność rozstrzygnięcia sądu odsyłającego i jedynie stwierdza, że cele dyrektywy się im nie sprzeciwiają. TSUE wprost wskazuje na konieczność zbadania czy tego rodzaju roszczenia konsumenta są zgodne z zasadą proporcjonalności - mówi Interii adwokat Piotr Szymański z kancelarii Kochański&partners.
Ile pieniędzy mogą frankowicze odzyskać żądając od banków więcej niż tylko zapłaconych rat i opłat i jakie to spowoduje straty banków? Jak będą argumentować te roszczenia? Tego nie wiemy i nie sposób jeszcze policzyć, bo sprawa jest jeszcze całkiem nowa. Pewne jest natomiast, że tu pojawia się nowy obszar zysków frankowiczów i strat banków, które nie zostały do tej pory oszacowane.
Związek Banków Polskich mocno na to zareagował i napisał w komunikacie, że w jego opinii "konsument nie spełnia na rzecz banku żadnej usługi. Spłacając raty kredytobiorca jedynie oddaje bankowi pieniądze wypłacone wcześniej przez bank. W związku z tym konsument nie może domagać się od banku roszczeń wykraczających poza zwrot rat". Te słowa kreślą linię obrony banków.
- Linia orzecznicza sądów będzie się dopiero kształtowała - dodaje Piotr Szymański.
Mimo to NBP w najnowszym "Raporcie o stabilności systemu finansowego" ogłoszonym na dzień przed orzeczeniem TSUE, ale opierającym się na opinii rzecznika stwierdza, iż banki będą musiały w swoich modelach szacowania rezerw uwzględnić tego rodzaju roszczenia frankowiczów i zwiększyć prawdopodobieństwo niekorzystnych dla nich rozstrzygnięć.
"Niewiadomym pozostaje natomiast tempo tworzenia dalszych rezerw, choć można spodziewać się jego przyspieszenia i większego obciążenia wyników finansowych niż do tej pory" - napisał NBP.
To oczywiście nie wszystko, bo lwią część strat poniosą banki (a frankowicze osiągną zyski) na tym, że instytucje nie będą mogły dochodzić roszczeń o wynagrodzenie za udzielone kredyty, jeśli umowy zostały unieważnione z powodu klauzul abuzywnych. KNF oszacowała je kiedyś na ok. 100 mld zł. Jak sytuacja wygląda teraz?
Prezes ZBP Tadeusz Białek podał na konferencji prasowej zorganizowanej po wyroku TSUE, że obecnie spłacanych jest jeszcze ponad 320 tys. kredytów we frankach, z czego ok. 130 tys. jest przedmiotem spraw sądowych. Według danych NBP na koniec ubiegłego roku ze 111 tys. spraw wówczas ok. 74 proc. znajdowało się na etapie pierwszej instancji, 20 tys. spraw na etapie postępowania apelacyjnego, a uprawomocniło się ok. 7 tys. orzeczeń.
Tadeusz Białek mówił, że obecnie banki zawarły ponad 60 tys. ugód. NBP podaje, że było ich 45 tys. na koniec 2022 roku. Według danych NBP, banki do końca zeszłego roku na ryzyko przegrania procesu utworzyły ponad 25 mld zł rezerw, a na koszty ugód - ok. 10 mld zł. To pokrywało 45 proc. całego frankowego portfela. Ugoda jest więc dla banku "tańsza" niż proces (pomijając koszty procesu i zaangażowania prawników, które zapewne księgowane są w kosztach operacyjnych). Dążenie do ugód będzie pierwszą linią obrony banków.
Raport NBP szacuje potrzebę dodatkowych rezerw na 40-50 mld zł w zależności od tego, czy będzie więcej ugód, czy też procesów. Podaje też, że 5-punktowy wzrost udziału spraw sądowych w proporcji ugód i sporów w sądach zwiększa potrzeby tworzenia rezerw średnio o ok. 1,5 mld zł. Szacunki te opierają się także na założeniu, że co czwarty kredytobiorca, który spłacił już kredyt, pozwie bank.
Obecnie sprawy o kredyty już spłacone stanowią ok. 20 proc. wszystkich będących w sądach. Potencjał do wzrostu jest tu spory, bo banki udzieliły nieco ponad 560 tys. kredytów we frankach do 2013 roku (potem, po interwencji nadzoru, już ich nie udzielały). Z tego ok. 375 tys. udzieliły w latach 2006-2008, a więc przy kursie 2,00-2,60 zł za franka. I to kredyty najbardziej "wrażliwe", a większość z nich zapewne jest wciąż w spłacie.
Kiedy i w jaki tempie banki będą tworzyć kolejne rezerwy - będą o tym dyskutować z audytorami. Nie jest wykluczone, że stanowisko w tej sprawie zajmie również Komisja Nadzoru Finansowego wtedy, gdy TSUE opublikuje pełną treść czwartkowego wyroku.
Ugoda jest pierwszą i najważniejsza linią obrony banków. Ale - zgodnie z danymi NBP - będzie też sporo kosztować instytucje. NBP to zauważa.
"(...) zwiększenie zainteresowania kredytobiorców zawieraniem ugód może wymagać od banków oferowania korzystniejszych warunków. Należy nadmienić przy tym, że średnie koszty banków z tytułu zawarcia ugody z kredytobiorcą już od dłuższego czasu stopniowo się zwiększają i zbliżają do kosztów realizacji wyroków sądowych" - stwierdza czerwcowy "Raport o stabilności systemu finansowego".
Co jeszcze banki mogą zrobić? Najdalej idącym posunięciem byłoby podważenie stwierdzeń o abuzywności klauzul dotyczących przeliczenia kursu zawartych w umowach. W ocenie profesorów prawa z SGH Tomasza Siemiątkowskiego i Łukasza Boberka orzeczenia sądów są w tym aspekcie całkowicie błędne, gdyż zdecydowana większość umów o kredyty we frankach nie naruszyła prawa. W opublikowany w ubiegłym roku dogłębnym raporcie były prezes Deutsche Bank Polska Krzysztof Kalicki dowodzi, że banki nie miały innej możliwości informowania klientów o kursie niż odwołanie do tabeli kursowej. Inna sprawa, czy ta tabela kursowa był zgodna z danymi, jakie bank raportował do NBP.
Kłopot z tym, że żeby "odkręcić" rzekomą abuzywność zapisów w umowach trzeba by podważyć liczne orzeczenia Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumenta oraz Sądu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. To wymagałoby ogromnego wysiłku prawnego. Pytanie, czy banki stać na to, by się na niego zdobyć?
- Praprzyczyną jest uznanie za abuzywne klauzul dotyczących kredytu walutowego i będziemy do tego wracali - powiedział na konferencji prezes mBanku Cezary Stypułkowski.
Kolejną deskę ratunku rzucił bankom Sąd Najwyższy orzekając w kwietniu, że niedozwolona klauzula nie powoduje automatycznie nieważności całej umowy. Jest to zgodne ze stanowiskiem TSUE w sprawie państwa Dziubaków z października 2019 roku. Przypomnijmy, że TSUE powiedział wówczas, iż sąd, stwierdziwszy abuzywność klauzuli, może unieważnić umowę w całości. Ale nie powiedział wcale, że stwierdzenie abuzywności pewnej klauzuli powinno pociągać za sobą unieważnienie całej umowy. Interpretacja tamtego orzeczenia spowodowała uruchomienie lawiny pozwów frankowiczów przeciwko bankom.
- Doszło do nadużycia interpretacyjnego wyroku w sprawie państwa Dziubak - mówił na konferencji prasowej Tadeusz Białek.
- Dyrektywa 93/13 nie reguluje bezpośrednio skutków nieważności umowy po usunięciu abuzywnych warunków - dodał.
Następna linia obrony banków to powoływania się na zasadę proporcjonalności będącą fundamentem europejskiego prawa, którą zresztą w czwartkowym orzeczeniu przytacza TSUE.
- Uważamy, że podstawą dyrektywy (chroniącej konsumentów, czyli 13/93) jest proporcjonalność sankcji (...) Kredyt darmowy jest absolutnie nieproporcjonalny do stosowania tabel kursowych - mówił Tadeusz Białek.
Choć TSUE zwraca uwagę, że dyrektywa unijna powinna działać na przedsiębiorcę "odstraszająco", żeby nie próbował klientów naciągać w przyszłości, nie mówi jednak, że ma go karać. O ile "odstraszająco" może działać pozbawienie banku wynagrodzenia za udostępnienie kredytobiorcy kapitału, to pozbawiania go możliwości odzyskania kapitału w realnej wartości byłoby już karą. Tę sprawę na pewno będą podnosić banki.
- Jeśli chodzi o roszczenia banków, z wyroku nie wynika na razie jakich roszczeń to dotyczy. TSUE operuje bardzo ogólnym sformułowaniem "rekompensaty". Nie wynika na przykład wprost to, że niedopuszczalne są roszczenia o waloryzację kapitału, czyli o zmianę wartości pieniądza w czasie związaną z inflacją, ani też ze wzrostem wartości nieruchomości kupionej za kredyt - mówi Piotr Szymański.
Dość istotny jest jeszcze jeden fakt, na który na pewno będą zwracać uwagę banki w sądach, a ma związek z zasadą proporcjonalności. Gdyby bank miał odzyskać kapitał wyłącznie w wartości nominalnej, a zatem pomniejszony o inflację, byłby stratny, co byłoby sprzeczne z jedną z głównych przesłanek dyrektywy dążącej do "przywrócenia równowagi stron". Dyrektywa stoi na przeszkodzie jeśli z "abuzywnej" umowy miałyby wynikać korzyści gospodarcze, ale nie wskazuje, że przedsiębiorca ma ponieść straty.
Załóżmy, że umowa zostaje unieważniona. Skutkiem zawarcia "bezprawnej" umowy było to, że dzięki kredytowi frankowicz kupił mieszkanie. Czy kupił je w takim razie bezprawnie? Co zrobić zatem z mieszkaniem?
Frankowicz je oczywiście zachowuje. Wartość mieszkania przez kilkanaście lat wyraźnie wzrosła. Frankowicz dostaje nie tylko "kredyt za darmo", ale z dyskontem kilkunastoletniej inflacji. Gdzie tu proporcjonalność i równowaga stron - zapytają banki.
"(...) wyrok zawiera niezgodności, gdyż z jednej strony Trybunał wielokrotnie wskazuje, że należy dążyć do przywrócenia sytuacji prawnej i faktycznej, w jakiej konsument znajdowałby się w razie braku nieuczciwego warunku, a z drugiej strony akceptuje sytuację, w której konsument uzyskałby za darmo kapitał, za który nabył nieruchomość" - stwierdza w komunikacie ZBP.
- W zakresie rozliczenia stron po nieważnej umowie kredytu może powstać pewien paradoks. Celem umowy kredytowej w większości przypadków była nieruchomość, cel ten został zrealizowany, a nieruchomość jest wciąż składnikiem majątku kredytobiorcy. Skoro umowa zostaje unieważniona, to celem faktycznego przywrócenia równowagi pomiędzy stronami nie można pominąć kwestii wzrostu wartości nieruchomości z uwagi na upływ czasu - dodaje Piotr Szymański.
W komunikacie wydanym po orzeczeniu TSUE KNF zwróciła uwagę, że ma ono negatywny wymiar "także z punktu widzenia pewności prawa, interesu publicznego oraz elementarnych zasad sprawiedliwości społecznej, przyznając preferencyjne warunki traktowania wąskiej grupie kredytobiorców w postaci <darmowego kredytu>".
W praktyce orzeczenie TSUE oznacza, że banki zapewne nie unikną wielomiliardowych strat, choć będą usiłowały obniżyć ich skalę podnosząc przytoczone tu argumenty. Gdyby straty banków skończyły się na ok. 80 mld zł, co wynika z szacunków NBP, oznacza to, że w perspektywie następnych lat będą mogły udzielić o ok. bilion złotych mniej kredytów, niż gdyby strat tych nie poniosły. Prawdopodobnie utraconymi 80 mld zł obciążą pozostałych klientów. Jeśli frankowicze dostaną swoje, dla innych w bankach będzie o wiele drożej.
- Osłabienie kapitałów banków musi zostać odrobione. Z tego muszą być konsekwencje dla wszystkich klientów, których banki obsługują - powiedział Cezary Stypułkowski.
Jacek Ramotowski