Kupiła żurawinę, miała być regionalna. Tak oszukują na Podhalu
Turyści na Podhalu muszą bacznie obserwować produkty, które kupują. Dobitnie przekonała się o tym jedna z turystek z północy Polski, która pod Tatrami chciała kupić regionalną żurawinę. Jak się później okazało po odpakowaniu, żurawina miała tyle wspólnego z Podhalem, że była tam sprzedawana. Na jaw wyszło jednak coś jeszcze.
Podczas wycieczki do Zakopanego, turystka ze Szczecina kupiła pod Gubałówką "naturalną podhalańską żurawinę". Kobieta zapłaciła za słoik żurawiny, jak za produkt regionalny, a tak naprawdę poza miejscem zakupu, z Podhalem nie miała zbyt wiele wspólnego - podaje "Tygodnik Podhalański".
Turystka ze Szczecina znalazła "podhalańską żurawinę" na jednym z miejscowych targów pod Gubałówką. - Już nie pamiętam nawet, ile zapłaciłam. Zachęciła mnie nazwa: "naturalna podhalańska żurawina - relacjonuje kobieta cytowana przez "TP".
Do zakupu skłonił ją również fakt, że słoik był "pięknie oklejony i obwiązany materiałem", przez co wyglądał na produkt ekologiczny. - Byłam przekonana, że zakupiłam eko-produkt, regionalny spod Tatr - tłumaczy turystka.
Kobieta myślała, że nabyła produkt pochodzący ze stolicy Tatr, jednak po odpakowaniu słoika w domu, bardzo się zaskoczyła. Okazało się, że zakupiona przez nią żurawina produkowana jest seryjnie przez jedną z polskich firm. Taką żurawinę można kupić w sklepach internetowych za niecałe 10 zł.
Górale i sprzedawcy pod Tatrami mijają się z prawdą nie tylko w przypadku żurawiny. Lokalne media, co rusz podają informacje, że "regionalne oscypki" sprzedawane na Krupówkach czy Gubałówce, to tak naprawdę podróbki serów, które nie są produkowane zgodnie z recepturą - zamiast z owczego sera produkowane są np. z krowiego.
Handlarze nabierają także turystów, sprzedając sery o wymyślnych nazwach: maślany, bacowski czy tradycyjny, a tak naprawdę wszystkie smakują identycznie.