LFO: podejrzany zostanie w areszcie

Sąd Okręgowy w Tarnobrzegu nie uwzględnił we wtorek zażalenia obrony na zastosowanie aresztu wobec Zygmunta N., głównego podejrzanego w sprawie Laboratorium Frakcjonowania Osocza (LFO) w Mielcu i utrzymał w mocy postanowienie sądu rejonowego o zastosowaniu wobec niego aresztu.

Sąd Okręgowy w Tarnobrzegu nie  uwzględnił we wtorek zażalenia obrony na zastosowanie aresztu  wobec Zygmunta N., głównego podejrzanego w sprawie Laboratorium  Frakcjonowania Osocza (LFO) w Mielcu i utrzymał w mocy  postanowienie sądu rejonowego o zastosowaniu wobec niego aresztu.

Tym samym N. pozostanie w areszcie do 15 września.

Jak poinformowała rzeczniczka sądu Teresa Więch, adwokaci N. we wniosku złożonym w sądzie wnieśli o uchylenie aresztu i zastosowanie wolnościowych środków zapobiegawczych. Zaproponowali kwotę 1 mln zł. Ze względu jednak na oddalenie wniosku o zastosowanie wolnościowych środków, kwota ta nie była rozważana przez sąd.

Jak poinformował zastępca prokuratora okręgowego w Tarnobrzegu Janusz Wiśniewski, sąd podzielił argumenty prokuratury, która wcześniej wnioskowała o areszt N. oraz sądu I instancji, że zebrane dowody wskazują na duże prawdopodobieństwo popełnienia przez podejrzanego zarzucanych mu przestępstw. Ponadto istnieje obawa bezprawnego utrudniania postępowania w tej sprawie, a także zagrożenie wysoką karą.

Reklama

Zygmunt N. przebywa w areszcie od 20 czerwca. Prokuratura postawiła mu dziewięć zarzutów: wyłudzenia 21 mln dolarów kredytów z różnych banków na budowę LFO, przywłaszczenia 8 mln dolarów i ponad miliona euro na szkodę spółki, usiłowania wyłudzenia 11 mln dolarów kredytów oraz poświadczenia nieprawdy w dokumentach.

Tarnobrzeska prokuratura od kilku lat chciała mu postawić zarzuty, ale przebywający w Wielkiej Brytanii podejrzany nie stawiał się na jej wezwania, przedstawiając zaświadczenia lekarskie o badaniach. Prokuratura wystąpiła zatem do sądu z wnioskiem o wydanie Europejskiego Nakazu Aresztowania (ENA) Zygmunta N., i w styczniu 2005 roku Sąd Okręgowy w Tarnobrzegu wydał taki nakaz.

Z kolei w Wielkiej Brytanii rozpatrywanie wniosku trwało około dwóch lat. W rezultacie uznał on w dwóch instancjach, że nie ma przeszkód, aby N. mógł zostać przesłuchany w Polsce. Obrona twierdziła, że wniosek o przekazanie N. Polsce od strony formalnoprawnej jest nieprawidłowy, zaś sam podejrzany jest zbyt chory, by mógł wrócić do kraju bez narażenia zdrowia lub nawet życia.

N. przyleciał z Londynu do Polski w połowie czerwca. Podczas przesłuchań odmówił składania szczegółowych wyjaśnień.

Prokuratura w Tarnobrzegu od października 2001 r. prowadzi dwa śledztwa w sprawie LFO. Jedno dotyczy właśnie wątku Zygmunta N. Drugie - kilku spotkań, na których miały być naciski ze strony osób z otoczenia b. prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, aby Ministerstwo Zdrowia kontynuowało współpracę z LFO wbrew merytorycznym przesłankom.

O takich naciskach miał mówić podczas przesłuchania w grudniu 2004 r. b. minister zdrowia Mariusz Łapiński. Według niego, w spotkaniach tych miał wziąć udział m.in. Marek Ungier - b. szef gabinetu prezydenta Kwaśniewskiego, Marek Wagner - b. szef kancelarii premiera Leszka Millera i Zbigniew Siemiątkowski - b. szef Agencji Wywiadu, a wcześniej Urzędu Ochrony Państwa. Na chwilę na spotkanie miał także "wpaść" prezydent.

W sprawie LFO postawiono już zarzuty kilku osobom, m.in. jednemu z udziałowców spółki Włodzimierzowi W. i byłej podsekretarz stanu w Ministerstwie Finansów, Halinie W.-T. Oskarżonym jest Wiesław Kaczmarek. 2 października ub. r. przed warszawskim sądem zaczął się jego proces. Tarnobrzeska prokuratura oskarżyła go w maju 2005 r. o to, że jako minister gospodarki w rządzie Włodzimierza Cimoszewicza wydał nierzetelną opinię, która zdecydowała o przyznaniu spółce LFO poręczenia Skarbu Państwa, mimo braku podstaw co do celowości udzielenia takiej gwarancji. Grozi mu do 5 lat więzienia.

Spółka Laboratorium Frakcjonowania Osocza, która jako jedyna w kraju miała produkować leki z osocza krwi, zaciągnęła w 1997 r. na budowę fabryki kredyt - 32 mln dolarów. Udzieliło go konsorcjum bankowe, na którego czele stał Kredyt Bank. Gwarancji w 60 proc. udzielał zaś ówczesny rząd Włodzimierza Cimoszewicza. Spółka dostała 32 mln dolarów pożyczki, z czego wykorzystała 21 mln. Zamiast fabryki wybudowano jednak tylko dwie hale. Produkcja nigdy nie ruszyła, a spółka kredytu nie spłaciła. Banki wyegzekwowały już od Skarbu Państwa prawie 61 mln zł.

INTERIA.PL/PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »