Lokomotywy giełdy zyskują na planach fuzji i przejęć w energetyce
Integracja polskiej energetyki nabiera tempa, stając się impulsem do wzrostu cen akcji. Rynek bardzo pozytywnie ocenia też możliwość budowy silnych grup kapitałowych, które w dobie zawirowań gospodarczych będą mogły skutecznie konkurować ze światowymi potentatami w branży.
Po zatwierdzonej już przez Komisję Europejską fuzji PKN Orlen z Grupą Lotos, czeka nas konsolidacja nowo utworzonego koncernu paliwowego z Grupą PGNiG. Obie firmy zawarły już umowę o bliskiej współpracy, przy jednoczesnej realizacji wniosku koncentracyjnego do KE oraz wdrożeniu prac nad due diligence (badaniu sprawozdań i kondycji finansowej - przyp red.) gazowej spółki.
- W szybkim tempie przystępujemy do prac związanych z akwizycją Grupy PGNiG. Naszym atutem jest przede wszystkim duże doświadczenie w realizacji tego typu projektów, a ponadto dysponujemy również unikalnymi kompetencjami w prowadzeniu znaczących inwestycji i w końcu mamy odpowiednie możliwości finansowe w tym zakresie - mówi Daniel Obajtek, prezes PKN Orlen.
Jego zdaniem integracja płockiego koncernu z Grupą PGNiG pozwoli na zbudowanie równorzędnego multienergetycznego gracza w europejskiej lidze energetycznej - obok silnych regionalnie firm - które od dawna już czerpią korzyści biznesowe ze zrealizowanych wcześniej konsolidacji. Mowa tutaj chociażby o koncernach: włoskim ENI, czy też hiszpańskim Repsol.
Z szacunków przedstawionych przez płocką spółkę wynika, że po integracji aktywów PKN Orlen, Grupy Energa, Lotosu i PGNiG łączne przychody nowego koncernu wyniosłyby w skali roku około 200 mld zł. Zysk operacyjny EBITDA (zysk operacyjny przed potrąceniem odsetek od zaciągniętych zobowiązań, podatków i amortyzacji - przyp. red.) dla kluczowych segmentów plasowałby się na poziomie 20 mld zł rocznie.
Eksperci są zgodni: osiągnięty w ten sposób efekt skali ułatwiłby połączonemu podmiotowi skuteczne konkurowanie na światowych rynkach. Duży koncern miałby również dostęp do tanich źródeł finansowania, co dziś nie jest dostępne w takim stopniu dla poszczególnych firm działających oddzielnie.
Jak wynika z analizy przygotowanej przez spółkę, za zysk operacyjny połączonego podmiotu w 40 proc. nadal odpowiadałby podstawowy biznes, a więc rafineria i petrochemia. Z kolei wydobycie z łączną roczną produkcją na poziomie około 70 mln boe (baryłki ekwiwalentu ropy naftowej) stanowiłaby w granicach 20 proc. wyniku.
Po ok. 15 proc. generowałyby sprzedaż detaliczna paliw, gazu i energii oraz regulowana dystrybucja - z dużym potencjałem wzrostu w kolejnych latach. Wytwarzanie energii odpowiadałoby za ok. 10 proc. zysku operacyjnego. W tym przypadku jednak możliwe byłoby znaczne zwiększenie wyniku w perspektywie najbliższych dziesięciu lat dzięki realizacji nowych inwestycji.
Na efekty w postaci korzystnej wyceny rynkowej nie trzeba było długo czekać. Jak zauważa Michał Kozak, analityk Domu Maklerskiego Trigon, już sama informacja Komisji Europejskiej w dniu zatwierdzenia fuzji Orlenu z Lotosem z połowy lipca tego roku (tego samego dnia Orlen podpisał ze Skarbem Państwa list intencyjny w sprawie przejęcia PGNiG - przyp red.) przyniosła spore wzrosty cen akcji energetycznych spółek.
Choć KE obwarowała zgodę od konieczności wywiązania się Orlenu z pewnych zobowiązań - w tym sprzedaży 30 proc. udziałów w rafinerii Lotos, ale też pozbycia się 80 proc. stacji benzynowych tej sieci - to inwestorzy euforycznie zareagowali na te wieści. W efekcie tylko w ciągu jednej sesji papiery Lotosu i PGNiG zdecydowanie przyćmiły pozostałe blue chipy warszawskiej giełdy (notując wzrost odpowiednio o ponad 7 i blisko 4 proc.).
Warto wspomnieć, że od połowy marca, a więc kluczowego momentu wiosennej przeceny na rynkach do połowy sierpnia - czyli przez pięć ostatnich miesięcy wycena Lotosu wzrosła o 11 proc. (z kolei w dniu zatwierdzenia fuzji 14 lipca akcje kosztowały 63,2 zł, czyli od dna kryzysu do momentu publikacji komunikatu przez KE zyskały na wartości prawie 43 proc.).
- Pamiętajmy, że ta informacja była od razu dyskontowana przez inwestorów i okazała się bardzo pozytywna dla Lotosu, m.in. ze względu na oczekiwania inwestorów na premię wezwaniową - podkreśla Michał Kozak.
Jego zdaniem, nie można tutaj również pominąć faktu, że Orlen będzie jednak zmuszony wziąć na siebie duży ciężar finansowy konsolidując w najbliższych latach Lotos i PGNiG - co może rodzić ryzyko, np. przy pogorszeniu warunków makroekonomicznych.
- W tej sytuacji potencjał dywidendowy płockiego koncernu w perspektywie kolejnych lat drastycznie spadnie. Nie można wykluczyć, że przejęcie PGNiG może też odbyć się w formie wezwania - dodaje Michał Kozak (stąd już nieco mniej entuzjastyczna reakcja rynku - kurs Orlenu również wzrósł o 3 proc., a ostatecznie zanotował jednodniową obniżkę o 4,7 proc.).
Choć mamy tutaj sporo niewiadomych, a całkowite przejęcie i włączenie gazowej spółki do struktur Orlenu to perspektywa jeszcze dosyć odległa, to i w przypadku PGNiG optymizm inwestorów pozwolił na 4-proc. wzrost ceny akcji po ogłoszeniu listu intencyjnego ze Skarbem Państwa w tej właśnie sprawie.
Jednak ostatnie pięć miesięcy - od apogeum kryzysu - były dla gazowego koncernu wyjątkowo udane. W tym czasie zanotował on nieprzerwany marsz ku kolejnym szczytom, osiągając w połowie sierpnia poziom w granicach 5,32 zł za akcję (co przy początkowej cenie z połowy marca - 2,45 zł, dało zwyżkę rzędu blisko 116,5 proc.).
Dla gazowego potentata z pewnością mocną przesłanką do dynamicznego wzrostu kursu była także decyzja o zwrocie blisko 6 mld zł nadpłaty od Gazpromu, jakie jeszcze na początku lipca rosyjski koncern wpłacił na konto spółki. To różnica pomiędzy dotychczas stosowaną ceną gazu a tą wynikającą z wyroku Trybunału Arbitrażowego w Sztokholmie.
Przy tej okazji warto też prześledzić, jak ostatnio zachowały się akcje innej - przejętej już przez Orlen firmy - koncernu Energa. Przypomnijmy, że płocka spółka sfinalizowała jeszcze przed wakacjami zakup 80 proc. udziałów jednego z krajowych liderów w obszarze dystrybucji i sprzedaży energii elektrycznej w Polsce.
Zgodnie z przyjętą strategią Energa ma być jednym filarów nowego multienergetycznego koncernu, który docelowo powstanie na bazie czterech wymienionych już wcześniej potentatów energetycznych.
Energa, wchodząca w skład indeksu średnich spółek na warszawskiej giełdzie mWIG40 zyskała od tegorocznego dołka na parkiecie (do 12 sierpnia) 9,2 proc. Jednak w okresie od połowy marca do momentu ogłoszenia wspólnych planów konsolidacyjnych Orlenu, Lotosu i PGNiG (14 lipca), znajdujący się już pod kontrolą koncernu z Płocka, gdański producent i dystrybutor energii elektrycznej odnotował spektakularny wzrost kursu swoich akcji o blisko 25 proc.
Jako kolejni - wśród liderów warszawskiej giełdy - swoje siły mogliby połączyć również Tauron i Enea, po konsolidacji aktywów pod skrzydłami Grupy PGE - do takich nieoficjalnych informacji dotarła Polityka Insight.
W opinii ekspertów to szansa na wykorzystanie potencjału i synergii energetycznych gigantów, przy jednoczesnej możliwości wydzielenia aktywów węglowych.
Na reakcję rynku nie trzeba było długo czekać, a wyobraźnię inwestorów od razu rozpaliły nieoficjalne jeszcze plany konsolidacje i potencjalne korzyści, jakie nowa grupa zyskałaby dzięki połączeniu swoich aktywów.
Efekt to największy w dotychczasowej historii, dzienny wzrost subindeksu WIG-Energetyka, który zwyżkował na jednej tylko sesji (20 lipca) o rekordowe 13,7 proc. Na czoło wybiło się PGE z blisko 20-proc. wzrostem kursu, następnie Tauron (+16 proc.) i w końcu Enea (+10,6 proc.).
Jak wskazuje Konrad Ryczko, analityk Domu Maklerskiego BOŚ, spektakularne wzrosty cen w drugiej połowie lipca to właśnie zasługa spółek energetycznych - w tym przede wszystkim informacji o potencjalnym połączeniu PGE, Tauronu i Enei, a także wydzieleniu z ich bilansów aktywów węglowych.
Oprócz fuzji wspomnianych firm, miałaby także powstać Narodowa Agencja Bezpieczeństwa Energetycznego, która przejmie elektrownie na węgiel. Według doniesień medialnych NABE miałaby rozpocząć funkcjonowanie jeszcze w 2020 roku na bazie PGE Górnictwo i Energetyka.
- Z całą pewnością mamy tu bardzo spójny obraz z przyszłym planem odchodzenia krajowej energetyki od węgla - ocenia Michał Kozak. Jego zdaniem, w obecnej chwili najmniejszą ekspozycję na sektor wydobycia węgla ma tutaj Tauron, choć i w jego przypadku korzyści z transformacji byłyby oczywiste.
A jak wygląda w tym przypadku stopa zwrotu od marcowego dołka? Z całą pewnością inwestorzy, którzy ulokowali kapitał w akcje wspomnianych trzech firm mogą mieć powody do radości.
W przypadku PGE pięciomiesięczna stopa zwrotu wyniosła blisko 95 proc. Z kolei akcje Tauronu pozwoliły zarobić w tym okresie ponad 153 proc. Najsłabiej wypadła Enea, choć i w tym przypadku możemy mówić o imponującym zysku z zainwestowanego kapitału (wzrost o blisko 53 proc.).
W zgodnej opinii ekspertów, konsolidacja spółek i zmiany w działaniu poszczególnych grup kapitałowych to m.in. wymóg otaczających nas realiów zarówno bezpośrednio w branży energetycznej, jak również w otoczeniu gospodarczym.
- Na polski rynek energetyczny wpływają przede wszystkim trzy czynniki: presja regulacyjna ze strony Komisji Europejskiej, zmiana myślenia biznesu międzynarodowego upatrującego szans w transformacji niskoemisyjnej i w końcu postęp technologiczny. A ten ostatni powoduje spadek cen energii ze źródeł odnawialnych - podkreśla Aleksander Szpor, kierownik zespołu energii i klimatu Polskiego Instytutu Ekonomicznego.
Jego zdaniem, dekarbonizacja polskiej gospodarki staje się także coraz bardziej uzasadniona z punktu widzenia interesu ekonomicznego. Wyczerpujące się zasoby łatwo dostępnego surowca sprawiają, że górnictwo dostarcza na rynek węgiel o gorszych parametrach. Z drugiej strony, spadają koszty wytworzenia energii elektrycznej z OZE.
- Przykładem może być chociażby fotowoltaika (przetwarzanie światła słonecznego na energię elektryczną), gdzie w okresie od 2010 do 2018 roku odnotowano aż 77-proc. spadek kosztów - dodaje Aleksander Szpor.
Jakie więc wyzwania stoją więc przed koncernami, które już teraz dywersyfikują swoją działalność, kładąc coraz większy nacisk na budowę multienergetycznych grup?
Według eksperta PIE, paliwem przejściowym dla energetyki może być gaz. W krajach, gdzie zrezygnowano z węgla i postawiono na OZE, jak np. w Danii, gaz okazał się paliwem przejściowym na okres kilku dekad. Zalety błękitnego paliwa to przede wszystkim mniejsza emisyjność, a dzisiaj także konkurencyjność cenowa względem węgla.
- Należy jednak pamiętać, że regulacje unijne zmierzają w kierunku całkowitej eliminacji paliw kopalnych, do których zalicza się gaz. Analizując możliwe kierunki rozwoju technologicznego w najbliższych latach można zaobserwować, że alternatywą dla elektryfikacji gospodarki w oparciu o źródła odnawialne będzie mieszanina gazu i wodoru. Jak pokazują niektóre badania, po odpowiednich modyfikacjach sieci gazowe są w stanie transportować mieszankę, której nawet 20-50 proc. może stanowić wodór - mówi Aleksander Szpor.
Jego zdaniem, potrzeba zapewnienia stabilności dostaw przy jednoczesnym spełnieniu wymogów polityki klimatycznej wymaga również myślenia o wielkoskalowych i niskoemisyjnych źródłach. A do takich należy choćby energetyka jądrowa.
- Projekt Polityki Energetycznej 2040 przewiduje uruchomienie pierwszego bloku jądrowego o mocy 1-1,5 GW w 2033 roku, zaś kolejnych pięciu do 2043 r. Łączna moc reaktorów miałaby wynieść 6-9 GW. Jak jednak pokazują doświadczenia międzynarodowe, energia jądrowa pochłania olbrzymie środki finansowe. W przypadku Polski podaje się kwoty rzędu 15-19,2 mld zł za 1000 MW - ocenia analityk PIE.
Według niego nie można tutaj pominąć faktu, że rośnie także presja ze strony rynku kapitałowego na realizowanie projektów, które mogą potencjalnie zagwarantować inwestorom wyższe stopy z zwrotu z energetycznych inwestycji. Z drugiej strony niezbędne są również regulacje wyznaczające kierunek rozwoju branży, a także rozbudowa infrastruktury oraz odpowiednie nakłady na badania i rozwój technologii.
Krzysztof Pączkowski
Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze