Londyńskie City walczy z recesją

Zamachy z 11 września tylko pozornie nie zrobiły na finansistach z londyńskiego City żadnego wrażenia. Skutki stały się szybko odczuwalne - zdrożały nieruchomości, a firmy, które do tej pory nie liczyły się z wydatkami, zaczęły oszczędzać.

Zamachy z 11 września tylko pozornie nie zrobiły na finansistach z londyńskiego City żadnego wrażenia. Skutki stały się szybko odczuwalne - zdrożały nieruchomości, a firmy, które do tej pory nie liczyły się z wydatkami, zaczęły oszczędzać.

Brytyjskie gazety opublikowały ostatnio wiele raportów na temat konsekwencji terrorystycznego ataku z 11 września 2001 r. Publicyści koncentrują się jednak na Stanach Zjednoczonych o Wyspach Brytyjskich wspominając rzadko. W londyńskim City ruch jak zwykle, biurowce żyją do późnej nocy, a pytania o katastrofę w Nowym Jorku budzą zdziwienie.

Uśpiony świat

Londyńskie City żyje w uśpionym świecie. Zmiany w podejściu do biznesu wyraźnie widać tylko u Amerykanów, którzy jeszcze w miesiąc po ataku jak ognia unikali londyńskiego metra. Generalnie jednak niewiele się tutaj zmieniło - mówi Jan Krzysztof Bielecki z Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju.

Reklama

Brytyjscy obserwatorzy obawiali się, że szok psychologiczny po 11 września doprowadzi do światowego kryzysu gospodarczego. Okazało się jednak, że angielscy konsumenci nie stracili zapału do kupowania. Sprzyjały temu tanie kredyty. Bank Anglii - zaraz po katastrofie - obniżył stopy procentowe z 5 do 4 proc. Paradoksalnie drożały nieruchomości, bo każdy szanujący się Anglik hołduje zasadzie, że wypada mieć dom z ogrodem. Jeszcze nie tak dawno, by zrealizować to marzenie trzeba było zgromadzić około 300 tys. GBP (2 mln zł), a teraz nawet pół miliona funtów może nie wystarczyć.

City spoważniało

Marta Bolman od 12 lat mieszka w Londynie. W City jest łowcą głów. Pracuje w Napier Scott Group, a szuka pracowników m.in. dla Bank of America i Citigroup.

- Po ataku nie zauważyłam żadnych zmian w pracy. Doszliśmy do wniosku, że w walce z terroryzmem najskuteczniejszą bronią jest ciężka praca. 13 września jeden z moich współpracowników - Osama, muzułmanin i miłośnik lotnictwa - świętował urodziny. Od swojej mamy dostał tort z napisem "Wszystkiego najlepszego Osama" i rysunkami samolotów. Cukiernika nie zaskoczyło takie zamówienie. Mamie mojego kolegi też nie przyszło do głowy, że prezent może zostać odebrany dwuznacznie. Tylko jubilat był zakłopotany, a oglądając telewizyjne relacje z USA, rozdał nam wszystkim ulotki wyjaśniające kim są muzułmanie, jakim zasadom etycznym hołdują. Nie chciał być traktowany jak potencjalny terrorysta. Podobnie zrobili inni jego koledzy w swoich firmach - opowiada Marta Bolman.

W wielu londyńskich instytucjach zabroniono po 11 września wysyłania e-mailowych dowcipów i to nie tylko na temat Bin Ladena oraz ataku na WTC. Posady traciły osoby, które inicjowały łańcuszek takich listów, a szefowie zaczęli kontrolować służbową korespondencję pracowników. Działy IT instalowały także specjalne filtry, które blokują przesyłanie prywatnej, podejrzanej korespondencji. Bardziej zwraca się również uwagę na punktualność oraz biurowy strój. Przed atakiem City zamknęło w szafach szare kostiumy i klasyczne garnitury. Panował większy luz. Teraz klasyczne mundurki wracają.

Business is business

Przedstawiciele firm rekrutacyjnych wspominają także zachowanie spółek, które straciły pracowników w wieżach World Trade Center. - Agresywnie zaczęły one zabiegać o personel u konkurencji. Sprawy kończyły się w sądach. Teraz ten problem już nie istnieje, bo w wyniku bankructw oraz cięć etatów w City prace straciło kilkanaście tysięcy finansistów. Wydarzenia wrześniowe skłoniły wielu pracoholików do założenia rodziny lub spędzania większej ilości czasu z dziećmi. Po ataku na WTC obniżył się wiek biznesmenów z City zawierających małżeństwa - średnio o 3 lata. Teraz więc dla kobiet wynosi on 34 lata, a dla mężczyzn 35 lat - twierdzi jeden z naszych rozmówców.

Z kolei ci, którzy utrzymali posady, boją się o stan swoich portfeli. Wiele firm zrezygnowało bowiem z wypłacania rocznych premii. Pensje też stoją w miejscu. Wiele osób, po kilku tłustych latach, musiało zabrać się za oszczędzanie.

Peter Michalik, szef działu traderów w HSBC, zauważył, że rano przed wyjściem do pracy z łatwością zamawia taksówkę. Wcześniej było to kłopotliwe. Coraz mniej osób odwiedza także najdroższe restauracje i kluby. "Cudowne dzieci" londyńskiego świata finansów przenoszą się do lokali średniej klasy.

- Jeszcze nie tak dawno każdy zakończony pomyślnie projekt hucznie świętowano na kolacjach. Zapraszali szefowie. Zostawienie w restauracji tysiąca funtów nie było czymś wyjątkowym. Teraz to już rzadkość - twierdzi Peter Michalik.

HSBC przeprowadzi się wkrótce do Canada Tower, najwyższego biurowca w Londynie. Pracownicy firmy nie obawiają się jednak, że staną się celem agresji terrorystów. - Ryzyko wszędzie jest takie samo. Nasi klienci także nie powinni się obawiać o swoje pieniądze. Zasady bezpieczeństwa nie zostały zaostrzone. Większość banków w Londynie ma dwie zapasowe bazy danych, a trzecia funkcjonuje poza miastem - wyjaśnia Peter Michalik.

Potwierdza to również Slawek Poreda, specjalista IT w jednym z banków inwestycyjnych.

- 11 września niewiele zmienił w sprawie ochrony danych. Dostaliśmy jednak instrukcje na wypadek sytuacji kryzysowej. Krok po kroku wyjaśniono nam, do kogo należy zatelefonować i jaki jest podział kompetencji - podkreślił.

Banki zwalniają

Zdaniem naszych rozmówców, o wiele większym ciosem dla rynku były afery finansowe w USA, upadek Enronu, WorldCom. Na giełdzie zapanowała stagnacja. Korporacje rezygnują z fuzji, czekając na lepsze czasy.

- Rynek topnieje i topnieje. Jeśli tylko jakaś firma wyłamie się z tego trendu, to inwestorzy wykorzystują ten moment, by pozbyć się jej akcji. Sypią się fatalne rekomendacje. Renomowane banki, żeby pokazać lepsze wyniki, zaczęły ostro redukować zatrudnienie. Szacuje się, że tylko w amerykańskich bankach pracę straciła jedna trzecia zatrudnionych. Na rynku króluje gotówka. Brytyjczycy, którzy mogą coś odłożyć, uważają, że trzymanie pieniędzy w skarpecie jest najbezpieczniejszą formą oszczędzania - mówi Peter Michalik z HSBC.

Zdaniem wielu analityków, jest jeszcze za wcześnie, by próbować ocenić rzeczywiste konsekwencje ataku na WTC dla światowej gospodarki. Teraz City żyje zapowiadaną interwencją w Iraku i losami koalicji Bush-Blair.

Na giełdzie króluje atmosfera wyczekiwania. Te same nastroje przenoszą się na zwykłych londyńczyków. W parku Hampstead Heath, skąd można podziwiać panoramę stolicy pojawiają się osoby, które włączają kamery cyfrowe i czekają w bezruchu nawet kilka godzin. Liczą na kolejny atak i na pieniądze ze sprzedaży taśm z tragicznym nagraniem.

Puls Biznesu
Dowiedz się więcej na temat: city | 11 września | Peter | hsbc | WTC | firmy | nieruchomości
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »