"Łucznik" na placu boju
Pojawiła się nadzieja na uratowanie radomskiego "Łucznika". Już niebawem załoga będzie mogła produkować broń dla policji i Straży Granicznej.
Wszystko dzięki podpisanemu ostatnio porozumieniu między Ministerstwem
Spraw Wewnętrznych i Administracji, Agencją Rozwoju Przemysłu oraz Zakładami
Metalowymi "Łucznik" w Radomiu.
Jest jednak pewien warunek - "Łucznik" musi wygrać przetarg. Zanim
do tego dojdzie, po raz kolejny możemy być świadkami demonstracji związkowców.
Szansa na to, by załoga radomskiego łucznika wreszcie miała co robić jest
duża, jednak pewności wciąż nie ma. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji
zapowiada, że jeśli uda mu się kupić broń "z wolnej stopy", czyli Urząd
Zamówień Publicznych zgodzi się, by nie było przetargu - sprawa będzie
załatwiona. "Jeśli nie, "Łucznik" będzie jednym z wielu" - zapowiada
Marcin Trzciński, rzecznik MSWiA. "Ministerstwo, policja i Straż Graniczna
mogą jeszcze poczekać kilka miesięcy, ale czy mogą czekać Zakłady Metalowe
"Łucznik"? - retorycznie pyta Trzciński.
Załoga "Łucznika", która obecnie odpoczywa na przymusowym urlopie, jest
już mocno zdesperowana. "W myśl starego powiedzenia, że lepiej zginąć
na stojąco w walce, niż umrzeć klęcząc, pójdziemy walczyć o swoje"
; zapowiada Zbigniew Cebula, szef zakładowej "Solidarności". Związkowcy
zapowiadają, że jeśli nic się nie zmieni do przyszłego tygodnia, po 20
sierpnia ponownie ruszą na stolicę.