Ludwik Sobolewski: Co można zrozumieć pod prysznicem?

Co jest nie tak z ideologią woke? Dlaczego jest w odwrocie, a przynajmniej zewsząd dochodzą głosy przeciwko niej? Czasem z furią, jak w wystąpieniu prezydenta Argentyny Javiera Mileia do uczestników forum w Davos w styczniu. Usłyszeliśmy w nim między innymi to, że woke to poglądy, odpowiedzialne za inwazję na wolność.

Czy jednak to wystarczające wyjaśnienie podłoża oporu, jaki narasta wobec woke? Może się okazać, że nie chodzi tu o taki czy inny zestaw poglądów na sprawy społeczne. I że być może te same, bardziej podskórne i zarazem bardziej materialne przyczyny są obecne również w innych dziedzinach. I że z tego punktu widzenia patrząc, dzielenie tematów w publicznych dyskusjach na światopoglądowe czy społeczne z jednej strony, a gospodarcze z drugiej strony, stanowi uproszczenie. Pomija to, pod wpływem czego ludzie odnoszą się podobnie i do jednych, i do drugich.  

Reklama

Woke pod ostrzałem - ale dlaczego?

Bo dlaczego właściwie woke miałoby się nie podobać? Za to, że podkreśla znaczenie inkluzywności, równości płci, różnorodności, autonomię jednostki? Ja na przykład musiałbym się dość mocno postarać, by w argumentacji podważać którykolwiek z tych pryncypiów i wartości. Może to nie w treści poglądów jest pies pogrzebany? 

Olśniło mnie w miejscu często dostarczającym małych odkryć, a mianowicie pod prysznicem. To taka chwilka skupienia, gdy mózg pracuje osobliwie. I nagle wiem, że problem nie tkwi w tym, co głosi, powiedzmy, liberalna lewica.

Istota sprawy jest w tym, jaką opinię o ludziach jako takich przenosi się poprzez głoszenie DEI (diversity, equity, inclusion) i blisko spokrewnionych z nią ideowych tez. A co najmniej jak to jest odbierane. A zatem że ludzie wymagają ciągłego strofowania i pouczania. I że bez dydaktyzmu głoszenie tych idei byłoby niepełnowartościowe. Że niezbędne jest stałe przypominanie, że nie jesteśmy dość uważni, staranni w ich aplikowaniu, że ciągle popełniamy jakieś wykroczenia przeciwko równości, przyzwoitości i kulturalności. Że jesteśmy niedoskonali, ale nie jest to naturalna cecha, do której można by się odnosić ze zrozumieniem, lecz diabelskie nasienie, wymagające niezwłocznego potępienia. Na tym gruncie wyrosła, skromnym moim zdaniem, cancel culture. 

Zrozumiałem to jeszcze bardziej, jadąc ostatnio, po pewnej przerwie, samochodem. Nie takim zwyczajnym samochodem, lecz Land Roverem Discovery. Druga generacja, lata produkcji 1998-2004, ten mój jest z roku 2000. Wymieniam markę bez żadnej woalki, bo nie sądzę bym robił tu jakiemuś biznesowi jakąkolwiek reklamę - toż to już oldtimer, a poza tym takie auto, napędzane dieselem, z powodów regulacyjnych to dziś w zasadzie wyłącznie kłopot dla właściciela. Jadę i zdaję sobie sprawę, że odczuwam nieznaną wcześniej przyjemność? A dlaczego? Dlatego że jeżdżę również innym samochodem, bardzo piękną i nowoczesną terenówką, której bliżej nie opiszę, bo to już by była reklama. W tym pięknym aucie stale mi pika i się wyświetla. A to, że siedzę nieprawidłowo i powinienem usiąść inaczej. A to, że patrzę się nie przed siebie tylko z ukosa. A to, że pewnie nie widzę, że zbliżam się do skrzyżowania i należy mi na to zwrócić uwagę. Nawet gdy zamykam samochód, a on zapamiętał, że wcześnie otworzyłem drzwi z tyłu, to pika ze cztery razy, by przypomnieć mi, że skoro były otwierane drzwi z tyłu, to zachodzi ryzyko, że pozostawiłem w zamkniętym samochodzie dziecko, psa, kota lub zakupy. Jeśli drzwi z tyłu nie były otwierane, pika mniej, raz czy dwa razy, nie pamiętam. Co gorsza, wielu z tych ostrzeżeń i pouczeń nie można wyłączyć, bez grzebania w elektronice pojazdu (oczywiście kupiłem już sobie pewne urządzenie i zamierzam je podłączyć, aby dokonać zmian we wnętrznościach auta). Albo można wyłączyć, ale trzeba to robić przy każdym uruchomieniu silnika.

Tymczasem w moim Disco panuje błoga cisza. Jedynie silnik pracuje jak traktor, ale to nawet dobrze. Nic mnie nie poucza, że robię coś nie tak. Nie krzyczy na mnie. Nie odrywa od własnych myśli. Nie koryguje mojej fantazji na temat tego jak siedzieć, jak się patrzeć i jak trzymać dłonie nie kierownicy. Przyjemność pokonywania przestrzeni, rodem z czasów, gdy samochód nie był przede wszystkim produktem regulacji i technologii cyfrowej.

Nigdy nie udaje mi się zasłużyć na brak pikania, gdy jadę tym drugim, nowoczesnym samochodem.

Znakomicie opisał problem Marcin Matczak, w swoim niedawnym felietonie, opublikowanym w ostatni weekend. Cytuję mały fragment tego tekstu: "Skrajna lewica chce przesuwać okno Overtona - by to, co kiedyś radykalne, stawało się powszechnie akceptowalne. Zakłada przy tym, że wszystko, co radykalne, jest warte akceptacji. Dlatego korzysta z wpływu na władzę, by kolejne skrajne poglądy umieścić w przestrzeni publicznej, bez troski, jaką reakcję to wywoła. Lecz siłowe przesuwanie okna Overtona kończy się tak, że wypada ono z futryny i rozbija się na kawałki." I jeszcze: "Woke to nadwrażliwość ukierunkowana na małą grupę, która kończy się agresją wobec grup o wiele większych. To myśl groźna, bo nie szanująca społecznego equilibrium. Dla niej równowaga to zagrożenie, to akceptacja status quo." 

Sposób regulowania gospodarki i jej deregulowania

To dotyczy również sposobu regulowania gospodarki i jej deregulowania. Widać to szczególnie dobrze na rynku kapitałowym, gdzie nadopiekuńczość wobec inwestorów, motywowana politycznie (inwestorzy to wyborcy), podważa sens obrotu kapitałem, a w każdym razie, mówiąc eufemistycznie, różnicuje jego efektywność dla różnych kategorii przedsiębiorców.  

Dopóki regulatorzy nie zaakceptują poglądu, że ryzyko jest czymś wartościowym, a nie czymś toksycznym, to ta cała deregulacja będzie, jak to mówimy na rynku, window dressing. Zawieszaniem delikatnych firanek przysłaniających pancerne okna.  

Przydałby się jakiś prysznic na głowy nieustannie zatroskane o bezpieczeństwo obywateli, inwestorów, konsumentów i kierowców.

Ludwik Sobolewski, adwokat, w latach 2006-2017 prezes giełd w Warszawie i w Bukareszcie, obecnie CEO funduszu Better Europe EuSEF ASI

Autor felietonu wyraża własne opinie i poglądy.

Śródtytuły pochodzą od redakcji.

Felietony Interia.pl Biznes
Dowiedz się więcej na temat: ustawa deregulacyjna
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »