Marcin P. prawie jak Bernard Madoff
Afera Amber Gold pokazuje, że schemat działania piramid jest stary jak świat i niezwykle przewidywalny.
Gdy patrzy się na afery finansowe z pierwszych stron gazet, można pomyśleć, że wzorcem dla ich bohaterów mogli być najsłynniejsi oszuści wszechczasów. Co implikuje ich postawy? Całkowity brak wartości, pragnienie sławy i władzy czy może kompleksy lub niedoścignione marzenia? Literacka postać czarującego i przebiegłego dżentelmena - złodzieja Arsene'a Lupina, stworzona przez francuskiego pisarza Maurice'a Leblanca, jak również postać żyjącego na przełomie XIX i XX w. Charlesa Ponziego - ojca piramid finansowych mogłyby z pewnością stanowić alter ego Bernarda
Madoffa, okrzykniętego największym hochsztaplerem wszechczasów. Aby zrozumieć osobowość każdego człowieka, jego światopogląd i wartości, którymi się kieruje, trzeba sięgnąć do jego
korzeni. Dziadkowie Madoffa przybyli do Ameryki na początku XX w. z ponad dwoma milionami biednych Żydów z Europy w poszukiwaniu lepszego życia. Tutaj też urodził się w 1938 roku i dorastał Bernard. Rodzicom udało się wydostać z Lower East Side w latach 50. Zamieszkali w położonej na
obrzeżach miasta dzielnicy klasy średniej Queens. Tu byli, jak mawiał po latach jeden z przyjaciół rodziny, "najbardziej średnimi ze średnich". Bernard ukończył szkołę publiczną, bowiem rodziców nie było stać na prywatną. Pierwszą firmę założyli wspólnie z żoną Ruth w 1960 roku. Była to firma maklerska, inwestująca z sukcesem pieniądze zaprzyjaźnionych osób w akcje małych firm, nienotowanych na giełdzie. Bernard zawsze jednak marzył o Wall Street. Okazją do tego był rozwój technologiczny i komputery wkraczające do świata finansów na przełomie lat 60. i 70. Wspólnie ze znającym się na technologii komputerowej bratem Peterem brał aktywny udział w organizowaniu NASDAQ. Skomputeryzowany system zbierania informacji o cenach akcji ruszył w 1971 roku. Choć transakcje ciągle zawierano na telefon, proces zbierania informacji o aktualnych cenach akcji został automatyzowany, co znacznie przyspieszyło handel akcjami.
Firma Madoffa rozwijała się, a on sam zyskał pozycję znanego gracza na Wall Street, przeprowadzając w szczytowym momencie transakcje stanowiące blisko 10% obrotów całej NYSE. Jako dyrektor zarządu NASDAQ stanął poza wszelkimi podejrzeniami. Szanowany obywatel, przykładny mąż i ojciec, prominentny członek nowojorskiej społeczności żydowskiej - tak wówczas widziało go jego otoczenie. Budował sieć kontaktów, wchodząc do elity finansjery i świata biznesu. Madoff nie dbał o rozgłos i unikał mediów.
Nieliczne wypowiedzi telewizyjne potwierdzają, że nie był erudytą, mówił rzeczowo i spokojnie, ale nie porywał. Ludzie odbierali go jako przyjacielskiego i uroczego człowieka. "Naprawdę trudno było go nie lubić, nie rządził się, ani nie wywyższał. Jego sposób bycia był dziwnym połączeniem skromności i królewskich manier" - wspomina Ed Nicoll, finansista z Wall Street. Równolegle z legalną działalnością, dwa piętra poniżej siedziby firmy brokerskiej Madoffa rosła piramida finansowa. Legalnie prowadzony interes był doskonałą przykrywką dla przekrętu przez ponad 20 lat. Po grubych rybach z Palm Beach i gwiazdach Hollywood przyszedł czas na wciągnięcie do przekrętu instytucji. Fundusze zarejestrowane w Luksemburgu, na Kajmanach, Herald Found i Fairfield Greenwich Group, które inwestowały u Madoffa, nie informowały o tym klientów. Ten ostatni utopił w piramidzie Madoffa 7 mld dolarów, najwięcej ze wszystkich pośredników. Szukając nowych inwestorów, Madoff wpadł na genialny pomysł. Namierzył żydowskie organizacje charytatywne i społeczne.
Aktywna działalność filantropijna Madoffa, stanowiąca swoistą zasłonę dymną, była dla niego doskonałym źródłem kolejnych klientów i rekomendacji. Dodawała mu wiarygodności. Na liście ofiar Madoffa znaleźli się przedsiębiorcy, uczeni, finansiści, przedstawicie królewskich rodów europejskich, czołowe banki i fundusze inwestycyjne, dysponujące rzeszami ekspertów od zarządzania ryzykiem, a także nieokreślona liczba anonimowych inwestorów, którzy powierzyli oszczędności funduszom współpracującym z Madoffem. Poszkodowani winą za swoje nieszczęście obarczają instytucje kontrolne. Amerykańska komisja papierów wartościowych i giełd (SEC) kontrolująca wielokrotnie Madoffa nie dopatrzyła się żadnych nieprawidłowości. Zawiedli również audytorzy. Mała spółka Friehling and Horowitz legitymizowała jego sprawozdania finansowe od 1991 roku. Co ciekawe, jej partnerzy sami inwestowali u Madoffa, ale w odpowiednim czasie wycofali zgromadzone środki. Również audytorzy funduszy inwestujących u Madoffa regularnie wystawiali mu "nienaganną opinię". Dopiero pęknięcie bańki spekulacyjnej na rynku kredytów subprime i emitowanych w oparciu o nie instrumentów pochodnych oraz towarzyszący jej kryzys finansowy odsłoniły z całą mocą piramidę Madoffa. Kiedy część inwestorów zaniepokojonych o swoje inwestycje zaczęła domagać się zwrotu swoich pieniędzy, piramida upadła.
11 grudnia 2008 roku Bernard Madoff, dzień po przyjęciu gwiazdkowym dla pracowników i ich rodzin, został przesłuchany przez agentów FBI i osadzony w areszcie domowym, gdzie czekał na proces. Przyznał się do winy i wziął całą odpowiedzialność na siebie. 26 września 2009 roku został skazany na 150 lat więzienia za przywłaszczenie blisko 65 miliardów dolarów. Tak oto największa piramida finansowa dokonała ostatecznie żywota, pogrążając kilka tysięcy zrujnowanych inwestorów.
Jak mogło do tego wszystkiego dojść?
Autorzy filmu BBC pod tytułem "The Madoff hustle" wskazują na 3 żelazne zasady, zgodnie z którymi dokonuje się podobnych przekrętów.
Jeśli coś wygląda że jest zbyt piękne, aby mogło być prawdziwe, to pewnie tak jest.Zyski oferowane przez Madoffa nie były zbyt wysokie, ale były stałe i regularne. 1% od kwoty kapitału co miesiąc był dopisywany na rachunku klientów, bez względu na koniunkturę rynkową i wahania kursów. Bezpieczeństwo było znacznie ważniejsze niż oszałamiające zyski. Prawdopodobnie taka właśnie strategia systematycznych przyzwoitych zysków pozwoliła Madoffowi ciągnąć proceder tak długo. "Miły, sympatyczny, jak dobry dziadek", jak określa go jedna z oszukanych, do końca zapewniał, że wszystko jest w porządku.
. Każdy chce mieć coś za nic. Ty daj im nic za coś.Inwestorzy liczyli na systematyczne zyski, które osiągną bez ryzyka. Tak naprawdę nie było żadnych zysków, a Madoff wypłacał klientom część ich własnych pieniędzy, zgodnie z regułami klasycznej piramidy. Znając doskonale mentalność i słabe strony swoich ziomków, podnosił ich mniemanie o sobie, dając możliwość uczestniczenia w wyjątkowo elitarnym "klubie". Osobista pycha, ludzka zazdrość i presja społeczna dorównania innym kazały kolejnym naiwnym pchać się w szpony oszusta. Jedna z oszukanych tak oto tłumaczyła fakt utrzymywania u niego swoich oszczędności przez... 21 lat: "Z wyciągów, jakie dostawałam, wynikało, że w czasach koniunktury pieniądze są inwestowane w akcje najlepszych firm blue chips, zaś w dekoniunkturze w bezpieczne rządowe obligacje skarbowe. Czego więc się obawiać? Dokumenty wyglądały identycznie z wyciągami bankowymi".
Nie można oszukać uczciwego człowieka.Fundusze, które oferowały "produkt" Madoffa, były przez niego sowicie wynagradzane. W zamian za wysokie prowizje pozyskiwały kolejnych klientów i zapewniały o rzetelności funduszu Madoffa. Opierali się na analizie historycznych transakcji, która pokazywała, że Madoff kupuje zawsze po najniższej cenie, a sprzedaje zawsze po najwyższej. Dziś już wiemy, że żadna strategia nie istniała, a tworzenie zestawień na podstawie znanych transakcji z przeszłości nie wymaga wielkiej inwencji.
Wciąż wiele pytań pozostaje bez odpowiedzi.
Najczęściej przedstawia się Madoffa jako socjopatę, człowieka pozbawionego empatii, skrupułów i zasad moralnych, który był przekonany, że przechytrzył system. Sam Madoff w jednej z nielicznych wypowiedzi po aresztowaniu winą za swoje zachowanie obarcza... swoich klientów, którzy wywierali na nim presję ciągłych zysków. W innej wypowiedzi Madoff twierdzi, że równie winne w trwaniu oszustwa co on były... banki i fundusze hedgingowe, które świadomie przymykały oczy na nieprawidłowości. Słowem - bardzo wygodna linia obrony.
Wielu inwestorów, tych, którzy zaufali Madoffowi zwłaszcza na początku istnienia piramidy, zarobiło zanim fundusz upadł. Na ich odsetki szły przecież wkłady nowych klientów. Piramida finansowała również luksusowe życie, zakup nieruchomości i jachtów Madoffa i jego rodziny, koszty firmy oraz pensje i bonusy pracowników. Pozostałe środki zostały najpewniej ukryte w różnych bankach. Odzyskano niewiele.
Madoff twierdzi, że działał w pojedynkę. Nie wydaje się to prawdopodobne. Prowadzenie fikcyjnych kont dla tysięcy klientów, przygotowywanie dla nich regularnych wyciągów i zestawień - tego nie mógł dokonać sam Madoff. Musiał mieć współpracowników w czarnej robocie. Także mało realne wydaje się, aby rodzina nie wiedziała, czym zajmuje się senior rodu.
W kluczowych kwestiach więzień numer 61727-054 ciągle milczy. Powtarzając za przysłowiem, że historia lubi się powtarzać, nie sposób nie odnieść wrażenia, że doniesienia z pierwszych stron bieżących gazet i czołówek mediów elektronicznych dotyczące działalności Amber Gold pokazują, że choć z zastosowaniem innej zachęty do inwestowania, w innym miejscu i z udziałem innych ludzi, schemat działania piramid jest stary jak świat i niezwykle przewidywalny. Twórca piramidy przekonuje inwestorów, że ma nowy, fantastyczny sposób na pomnażanie pieniędzy. W rzeczywistości nie wypłaca im żadnych zysków, a tylko niewielką część ich własnych pieniędzy, a za resztę prowadzi luksusowe życie. Wieść o zyskach szybko się rozchodzi, a oszust dostaje coraz więcej pieniędzy. I to jest modus operandi takiego działania, bo bez stałego dopływu świeżej gotówki piramida ległaby w gruzach -co wcześniej czy później i tak następuje.
Autor: Marek Gliwny