Marek Pol, wicepremier o budżecie 2002 - wywiad

Im ktoś ma mniej, tym mniej odczuje, choć też odczuje, bo kasa państwa służy głównie tym mniej zamożnym - tam gdzie nie ma pieniędzy, na przykład na podwyżki dla pracowników sfery budżetowej, tam gdzie nie ma pieniędzy na wydłużenie urlopów macierzyńskich.

Im ktoś ma mniej, tym mniej odczuje, choć też odczuje, bo kasa państwa służy głównie tym mniej zamożnym - tam gdzie nie ma pieniędzy, na przykład na podwyżki dla pracowników sfery budżetowej, tam gdzie nie ma pieniędzy na wydłużenie urlopów macierzyńskich.

Bogdan Rymanowski: Czy pan już wie, ile straci na budżecie przeciętna polska rodzina?

Marek Pol: Z tą przeciętną bywa różnie. Na pewno więcej straci rodzina, która "jako tako" zarabia, w której dwie osoby pracują, której dochody na osobę przekraczają 2-3 tysiące złotych. Tam będą skutki w obszarze podatków i skutki w obszarze tych cięć, które były nieodzowne.

Bogdan Rymanowski: Dzisiejszy "Superexpress" wyliczył, że aż 10 tysięcy złotych straci przeciętna polska rodzina.

Marek Pol: "Superexpress" dosyć swobodnie sobie z tymi danymi poczyna. Powiedziałbym tak: im więcej ktoś zarabia i ma wyższe dochody, tym bardziej odczuje niedostatki państwa wynikające z sytuacji, w której zastaliśmy kraj, w której brakuje połowę pieniędzy w kasie. Im ktoś ma mniej, tym mniej odczuje, choć też odczuje, bo kasa państwa służy głównie tym mniej zamożnym - tam gdzie nie ma pieniędzy, na przykład na podwyżki dla pracowników sfery budżetowej, tam gdzie nie ma pieniędzy na wydłużenie urlopów macierzyńskich. To wszyscy odczują po trochu.

Reklama

Bogdan Rymanowski: Ale ludzie najbiedniejsi jednak stracą, bo na przykład będzie podatek akcyzowy na energię elektryczną. Z prądu korzystają wszyscy, więc uderzy to właśnie w tych najbiedniejszych.

Marek Pol: To prawda. Każdy z nas korzysta z prądu w takim stopniu, na jaki pozwalają urządzenia, które maja zainstalowane w domu. Umówmy się: to będzie paskudny rok i to będzie rok w którym budżet, jak powiedział w Sejmie Tomasz Nałęcz z UP, bardziej przypomina bukiet ostów niż róż.

Tyle tylko, że kto inny te osty w bukiet wkładał. Musimy ochronić państwo przed sytuacją, w której zabraknie pieniędzy, na przykład na wypłaty emerytur, rent, płac w sferze budżetowej. To jest rok, w którym staramy się "chwycić byka za rogi", po to, by w następnych latach mogło być już tylko lepiej.

Bogdan Rymanowski: Mówi pan o paskudnym roku, czyli rząd przygotował paskudny pasztet?

Marek Pol: Nie. Koalicja trafiła do władzy w momencie, kiedy miesiąc wcześniej ogłoszono, że brakuje połowę pieniędzy w kasie. Każdy człowiek potrafi sobie wyobrazić co to znaczy, jak pewnego dnia, któryś z rodziców przychodzi i mówi: słuchajcie, tak się składa, że gospodarowałem tak źle, że połowę pieniędzy do końca roku już nie będzie i musimy się zastanowić co zrobić, żeby przeżyć do końca roku. Takie samo rozumowanie jest w państwie. 7 tygodni jesteśmy u władzy i przez ten czas próbujemy uchwycić to wszystko, żeby to się nie rozsypało.

Bogdan Rymanowski: Pan mówi tylko 7 tygodni, a niektórzy mówią aż 7 tygodni i co przez te 7 tygodni się stało. Czy trzeba było czerpać dodatkowe pieniądze z kieszeni podatników?

Marek Pol: Nie ma innego źródła dochodów budżetowych jak nasze kieszenie. Kieszenie tych, którzy są obywatelami tego kraju. Podkreślam. Robiliśmy wszystko, aby najpierw zacząć oszczędności od władzy, partii politycznych, potem nałożyć obciążenia na tych, którzy mają znaczące dochody, bądź znaczące oszczędności. Dopiero na końcu pojawiły się pewne obciążenia w zakresie osłony socjalnej - właściwie porządkowanie. Staraliśmy się, żeby ta średnia specjalnie nie ulegała zmianie, albo jeżeli już się pogarsza, to żeby nie pogarszała się najbiedniejszym.

Bogdan Rymanowski: Pan mówi: pewne cięcia w osłonie socjalnej, ale tak naprawdę to są spore cięcia. Czy nie jest tak, że w przypadku tego budżetu gruby schudnie, a chudy może umrzeć?

Marek Pol: Chudy nie umrze. Te cięcia, w praktyce urealnienie, które następuje w tym roku, ma założenie, że w sferze najbiedniejszych ono nie działa albo przynajmniej nie powinno. Jeżeliby się pojawiły takie sytuacje, to mamy jeszcze 2 miesiące dyskusji budżetowej w Sejmie i będziemy starali się jeszcze zapychać tę dziurę. Mieliśmy niestety w ostatnich latach regulacje, które w ogóle nie były realizowane - co z tego, że komuś obiecano, że dostanie zasiłek z pomocy społecznej, kiedy on 3 miesiące z rzędu biegał do urzędu pomocy społecznej i dowiadywał się tam, że pieniędzy nie będzie. On miał pewne prawo, tylko że nikt tego prawa nie wykonywał.

Bogdan Rymanowski: Koalicja SLD-UP też sporo obiecywała podczas kampanii wyborczej.

Marek Pol: Dotrzymamy obietnic.

Bogdan Rymanowski: Czyli gruszki na wierzbie wyrosną?

Marek Pol: Nie, to było jasne, mówiliśmy, że jeśli obiecamy gruszki na wierzbie to one wyrosną. Myśmy tych gruszek nie obiecywali, ale na pewno dotrzymamy tego, co powiedzieliśmy.

Bogdan Rymanowski: Podobało się panu wczorajsze przemówienie Leszka Millera do narodu?

Marek Pol: Nie miałem okazji słuchać bezpośrednio tego przemówienia, słuchałem natomiast wystąpienie pana premiera w Sejmie i uważam, że Leszek Miller po prostu mówi prawdę: mówi o stanie państwa w jakim je zastaliśmy i mówi o tym co chcemy zrealizować. To jest obowiązek premiera, który musi się kontaktować ze społeczeństwem, po to żeby ludzie wiedzieli, że to nie są jacyś faceci, zamknięci za grubymi drzwiami, którzy siedzą i kombinują jak zrobić, żeby było źle. Jest odwrotnie - staramy się, żeby ten najgorszy rok przeżyć i żeby już nigdy się taki rok nie powtórzył.

Bogdan Rymanowski: Ale czy to jest w porządku, że w przemówienie Leszka Millera, więcej czasu poświęcił on krytykowaniu poprzedniej ekipy? Czy nie czas "zmienić płytę" panie premierze? Może już czas powiedzieć co się samemu zrobiło a nie zwalać wszystkiego na poprzedników?

Marek Pol: Może i tak, ale łatwiej byłoby to robić gdyby, nie 7 tygodni po utworzeniu nowego rządu, ministrowie rządu poprzedniego występują z trybuny i opowiadają jak to źle obecna ekipa rządzi i dziwią się dlaczego jest tak mało pieniędzy w budżecie.

Bogdan Rymanowski: Zbójeckie prawo opozycji.

Marek Pol: Nawet zbój ma okres stażowania. Opozycja jest w okresie stażowania i musi się jeszcze wiele nauczyć i wiele pokory w sobie wykrzesać, żeby mogła krytykować - na pewno nie ten budżet, bo to jest klęska, która jest w większości jej zasługą.

Bogdan Rymanowski: Premier Miller pogroził wczoraj palcem także Radzie Polityki Pieniężnej, że jeśli nie obniży stóp to sprawą zajmie się parlament, a kto ma w Sejmie większość - wiadomo. Czy tak zachowują się dżentelmeni i co się stanie jeżeli rzeczywiście do końca grudnia nie będzie kolejnej obniżki stóp?

Marek Pol: Dżentelmeni mówią prosto i otwarcie co zamierzają zrobić. Mamy to, czego RPP domagała się od poprzednich układów politycznych: stabilny rząd, stabilną większość i niską inflację - naprawdę nie ma powodów, by utrzymywać tak wysokie stopy. Trzeci powód: czysty, jasny, klarowny, nie przesadzony budżet. Wszystkie warunki rząd spełnił. Jeżeli w tej sytuacji RPP nie podejmie wspólnie z nami działań antyrecesyjnych, to następny rok będzie równie zły jak obecny. Do tego my nie dopuścimy. Dlaczego zwrócimy się do parlamentu, bo to jest suweren.

Bogdan Rymanowski: Co może zrobić parlament?

Marek Pol: Parlament może zrobić wszystko, ale parlament może przed wszystkim zrobić jedną rzecz, o której mówi się od pewnego czasu - wpisać do zadań ustawowych RPP i NBP uczestniczenie w działaniach przeciwko recesji. Takie zapisy ma bardzo wiele banków na całym świecie. Dziś praktycznie, w tym sporze RPP mogłaby powiedzieć: "Słuchajcie w ustawie tego nie mamy". Myślę, że NBP powinien to w ustawie mieć.

RMF FM
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »