mBank: Nie widzimy rosnących problemów ze spłatą kredytów hipotecznych

Rząd startuje z pomocą dla kredytobiorców, którzy popadli w kłopoty spowodowane podwyżkami stóp, a tymczasem banki mówią, że kredyty, a zwłaszcza hipoteki są spłacane świetnie. Prezes mBanku Cezary Stypułkowski przestrzega: oby pomoc rządu nie spowodowała, że branie kredytu stanie się okazją do nadużyć ze strony pożyczających pieniądze.

- Propozycje rządu prowadzą do moralnego hazardu (...) Mogą ugruntować w społeczeństwie przeświadczenie, że najprostszym sposobem na wzbogacenie się jest zaciągnąć dług a potem odmówić spłaty pod jakimkolwiek pretekstem prawnym - powiedział na zdalnej konferencji prasowej poświeconej prezentacji wyników banku za I kwartał tego roku Cezary Stypułkowski.

Premier Mateusz Morawiecki przedstawił we wtorek po raz kolejny zarysy planów pomocy dla kredytobiorców. Przypomnijmy, że w okresie, kiedy stopy procentowe były na historycznie najniższym poziomie, a referencyjna NBP wynosiła 0,1 proc. ok. pół miliona Polaków zaciągnęło kredyty hipoteczne na ok. 100 mld zł. Wtedy, gdy stopy były tak niskie prezes NBP Adam Glapiński zapowiadał, że nie wzrosną przynajmniej do końca jego kadencji. Dziś podstawowa stopa NBP wynosi 5,25 proc., spodziewane są kolejne podwyżki, a kadencja prezesa NBP jeszcze się nie skończyła.

Na razie banki, które do tej pory podawały wyniki za I kwartał, mówiły zgodnie - nie widzimy, żeby ludzie gorzej spłacali kredyty, a zwłaszcza hipoteki. W mBanku na koniec I kwartału odsetek niespłacanych kredytów hipotecznych wyniósł 1,82 proc. w porównaniu do 3,5 proc. w całym portfelu detalicznym.

Reklama

Bankowcy mówią ponadto, że kredyty hipoteczne zaczynają się "psuć" pomiędzy 3 a 5 rokiem od ich zaciągnięcia. Na ocenę jakości kredytów zaciągniętych pomiędzy wiosną 2020 a jesienią 2021 roku, czyli przy najniższych stopach w historii, jest po prostu jeszcze za wcześnie.

- Klienci spłacają regularnie zwłaszcza kredyty hipoteczne (...) Nie widzimy rosnących problemów ze spłatą kredytów hipotecznych - powiedział wiceprezes mBanku Marek Lusztyn.

Dlaczego "pomoc kredytobiorcom" budzi kontrowersje

Raty kredytów rosną tak szybko, jak jeszcze nigdy dotąd, bo inflacja wymknęła się bankowi centralnemu spod kontroli. W jaki sposób rząd chce zatem pomagać kredytobiorcom, którzy w wyniku wzrostu stóp podążających za inflacją płacą coraz wyższe raty? Na razie premier przedstawił tylko ogólny zarys planu. Wiadomo na pewno, że pomoc kredytobiorcom świadczona byłaby na koszt banków. Miałyby one zwiększyć Fundusz Wsparcia Kredytobiorców wynoszący obecnie 600 mln zł do 2 mld zł, a w przyszłym roku o kolejne 2 mld zł.

To tylko jedna z propozycji i ta wśród bankowców budzi niewiele kontrowersji. Uważają oni, że ludzie, którzy stracili pracę, utracili dochody z powodu choroby lub innych wydarzeń losowych, czy też ich dochody nie wystarczają na pokrycie rat rosnących w zawrotnym tempie - powinni zostać objęci pomocą. Kontrowersje budzi jednak wysokość funduszu, który - na razie - jest wykorzystany w marginalnym stopniu.

- Rozumiem fundusz wspierania kredytobiorców - powiedział Cezary Stypułkowski.

Ale propozycje premiera idą dalej i one też przewidują, że koszty poniosą banki. Druga rządowa propozycja to cztery miesiące "wakacji" kredytowych w tym, i drugie "wakacje" w przyszłym roku. Z wypowiedzi premiera wynika, że "wakacjami" mogliby zostać objęci wszyscy kredytobiorcy, także ci, którzy kupili już któreś z kolei mieszkanie wcale nie na własne potrzeby.

- Czy wszyscy kredytobiorcy są w potrzebie? (...) Wakacje kredytowe dają możliwość reinwestowania pieniędzy (zaoszczędzonych na niespłacanych ratach) przez osoby zasobne. Powodują, że można na nich zarobić - powiedział Cezary Stupułkowski.

Marek Lusztyn, wiceprezes mBanku zwraca uwagę na jeszcze jedną ważną sprawę, która spowoduje wysokie obciążenie banków takimi wakacjami. Wakacje kredytowe zostały wprowadzone po wybuchu pandemii i ich ramy dokładnie określił europejski nadzór. Mimo, że nie było takiej konieczności, duża część banków i tak kwalifikowała kredyty będące na tamtych wakacjach jako "zagrożone", czyli przenosiła z tzw. koszyka pierwszego, oznaczającego kredyty dobrze spłacane, do drugiego, w którym znajdują się kredyty budzące pewne wątpliwości. A na to trzeba było tworzyć rezerwy sięgające kilkunastu procent wartości kredytu.

- Nie jesteśmy w stanie w tej chwili stuprocentowo powiedzieć, czy (kredyty na "wakacjach") byłyby klasyfikowane do NPL (całkowicie niespłacanych kredytów) albo do koszyka drugiego. To byłoby inaczej niż z wakacjami w covidzie. Wtedy były krótkoterminowym zaburzeniem funkcjonowania rynku - mówił Marek Lusztyn.

Co dalej ze stopą WIBOR?

Trzecia propozycja premiera to zastąpienie stopy WIBOR, na której oparta jest większość umów kredytowych jakąś nową stopą, ale nie wiadomo jeszcze jaką. Wiadomo, że miałby być od WIBOR niższa, bo stopa WIBOR rośnie szybciej niż stopa referencyjna NBP, gdyż banki przewidują kolejny wzrost stóp w przyszłości. Czy to możliwe?

Śmierć stopy WIBOR jest raczej przesądzona, podobnie jak na największym na świcie rynku międzybankowym w Londynie od tego roku została zlikwidowana jej starsza siostra - LIBOR. Ale czym zastąpić WIBOR? W wielu krajach banki centralne i sektor bankowy pracowały nad zastąpieniem LIBOR przed ostatnie siedem lat. A w Polsce tak prawie z dnia na dzień?

Merak Lusztyn zwraca uwagę, że zmiany WIBOR na inną stopę powinna być zgodna z unijnym prawem, a to znaczy, że przejście na nową stawkę ma być dokonane "bezszwowo" - jak to określa rozporządzenie BMR. Ta "bezszwowość" znaczy, że nowa stopa nie powinna być - mówiąc w największym uproszczeniu - ani niższa, ani też wyższa od poprzednio używanej, żeby nie zmieniać warunków umów. I tu pojawia się problem, bo premier chce, żeby nowa stopa była wyraźnie niższa.

Zysk netto mBanku w I kwartale wyniósł 512,3 mln zł, czyli o 61,6 proc. więcej niż przed rokiem. O 58,3 proc. do prawie 1,5 mld zł wzrósł wynik odsetkowy z powodu wzrostu stóp procentowych. Kwartalny zwrot na kapitale (wskaźnik ROE) podskoczył do 15 proc. Bank chwali się obniżeniem wskaźnika kosztów do dochodów do 38,7 proc. i twierdzi, ze jest prawdopodobnie najbardziej efektywną instytucją w polskim sektorze bankowym.

Jacek Ramotowski  

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: mBank | bankowość | kredytobiorcy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »