"Miastom grożą przerwy w dostawach prądu"
Rozmawiamy ze Stefanią Kasprzyk, prezesem zarządu PSE-Operator - W Warszawie, Poznaniu, Wrocławiu oraz Gdańsku nadal jest ryzyko przerw w dostawach prądu. Budowę linii energetycznych, które by to zmieniły, blokuje m.in. brak przepisów regulujących wykorzystanie prywatnych gruntów. Musi powstać 2 tys. km linii.
- W ubiegłe wakacje nadwyżka mocy nad zapotrzebowaniem na prąd wynosiła czasami ledwie 4-5 proc. Aby zabezpieczyć dostawy prądu dla Warszawy, Poznania, Wrocławia i Gdańska, zawieraliście interwencyjne umowy z elektrociepłowniami. Czy w tym roku sytuacja się poprawiła?
- W tym roku w wyniku spadku popytu na prąd nadwyżka mocy nad potrzebami jest większa niż rok temu i wynosi czasem ponad 10 proc. To stosunkowo dużo i tyle powinno być. Sprzyja nam też pogoda, bo mieliśmy sporo deszczu i nie było istotnych ubytków mocy spowodowanych brakiem możliwości chłodzenia elektrowni. Poza tym spadła awaryjność elektrowni, ale, jak sądzę, dlatego, że po prostu mniej pracuje. W sumie z punktu widzenia możliwości produkcyjnych bezpieczeństwo dostaw wzrosło, ale jest to w dużej mierze wynikiem zbiegu okoliczności.
- Bezpieczeństwo przesyłu też wzrosło?
- Gdy jest bardzo ciepło, nadal może dochodzić do przeciążeń sieci, czyli do spadku napięcia i wyłączeń. Gdy temperatura przekracza 20 stopni Celsjusza, w dużych aglomeracjach miejskich popyt na prąd jest podobny jak rok temu. Dlatego właśnie w Warszawie, Poznaniu, Wrocławiu oraz Gdańsku nadal istnieje ryzyko przerw w dostawach prądu. Awaria z początku lipca tego roku pokazała, jak infrastruktura przesyłowa wpływa na bezpieczeństwo dostaw prądu. Wyłączenie dwóch linii uruchomiło kaskadę kolejnych wyłączeń i zachodniej Polsce zagroził brak zasilania. Na szczęście sytuacja ta zaistniała w sobotę i obciążenie linii nie było zbyt wysokie. W dni robocze zasięg awarii byłby znacznie większy.
- Co robicie, żeby zapobiegać takim awariom?
- Przyczyną jest brak właściwego zasilania dużych aglomeracji miejskich. Bezpieczeństwo dostaw wymaga zasilania miast z różnych stron. Na przykład Poznań będzie bezpieczny, dopiero gdy wybudujemy sieci zasilające go od strony elektrowni Opole i Bełchatów. Żeby utrzymać właściwe napięcie w sieci i pewność zasilania w Warszawie, Wrocławiu i właśnie w Poznaniu, zawarliśmy z miejscowymi elektrociepłowniami umowy na interwencyjne dostawy energii elektrycznej. Podobna sytuacja miała miejsce w ubiegłym roku.
- Jak długo jeszcze największe aglomeracje w Polsce będą zagrożone przerwami dostaw prądu?
- Linię elektroenergetyczną, która zapewniłaby bezpieczeństwo mieszkańcom Poznania, budujemy od 2001 roku. Ma 144 km długości. Do ukończenia inwestycji zostało tylko 7 km linii na terenie Kórnika i Mosiny. Niestety, mieszkańcy tych gmin nie chcą się zgodzić na tę linię. Najpierw w niejasnych dla nas okolicznościach ludzie dostali pozwolenia na budowę domów wzdłuż projektowanych linii. Potem okazało się, że wydawane dla nas decyzje administracyjne miały wady prawne. W końcu mieszkańcy doprowadzili do zatrzymania inwestycji.
Podobnie sytuacja wygląda w okolicach Gdańska. Bezpieczeństwo miasta zależy od połączenia sieci 220 i 440 kV. Chodzi o mniej niż kilometr sieci, o prawo postawienia jednego słupa, ale właściciele działki, na której ma on stanąć, nie godzą się na to. Dopóki nie będzie prawa umożliwiającego budowę sieci i określającego zasady odpłatności za ustanowienie służebności przesyłu, inwestycje będą trwały latami lub w ogóle ich nie będzie.
- Chodzi o pieniądze?
- Niewyłącznie, ale bardzo często. Problem polega również na tym, że nie wiadomo, ile powinno się płacić właścicielom nieruchomości za korzystanie z gruntów pod istniejącymi czy planowanymi liniami. Nie ma tu żadnych reguł, a żądania są często nie do przyjęcia. Aby nie zatrzymać oddania do użytku bloku w elektrowni Łagisza, jednej z dwóch oddanych w Polsce do użytku w ostatnich 20 latach, za 8 km linii wyprowadzającej prąd z elektrowni zapłaciliśmy ponad 60 mln zł. Połowa tej kwoty musiała zostać przeznaczona na uzyskanie prawa do korzystania z nieruchomości. Na dłuższą metę to jest nie do przyjęcia, bo przecież koszty użytkowania nieruchomości pod liniami będą miały wpływ na ceny energii elektrycznej.
- Ile linii musicie wybudować, żeby zapewnić bezpieczeństwo dostaw prądu?
- Szacujemy, że musimy zbudować około 2 tys. km linii, aby zapewnić bezpieczeństwo energetyczne aglomeracjom, przyłączyć 8 tys. MW farm wiatrowych - co uważam za całkowicie realne do 2020 roku - i planowane nowe elektrownie konwencjonalne o mocy też około 8 tys. MW. Tysiące kilometrów muszą też wybudować dystrybutorzy.
- Czy są szykowane zmiany w prawie niezbędne do udrożnienia inwestycji?
- Ministerstwo Gospodarki przygotowuje projekt rozporządzenia, na podstawie którego nasze najważniejsze inwestycje przenoszone byłyby do wojewódzkich planów zagospodarowania przestrzennego. Nie rozwiąże to kwestii wysokości odpłatności za służebność przesyłu i nadal nieuregulowana pozostanie sprawa korzystania z nieruchomości pod istniejącymi liniami. To oraz zasady określania wysokości roszczeń trzeba najprawdopodobniej uregulować specjalną ustawą. Bez rozwiązania tej kwestii nie będziemy w stanie zbudować szybko żadnej linii. O potrzebie takich rozwiązań od lat rozmawiamy z kolejnymi rządami.
Ireneusz Chojnacki