Mikrofirmy w pandemii. Banki nieufne wobec małego biznesu
Przez ostatni rok 43,4 proc. małych i średnich przedsiębiorstw (MŚP) zawnioskowało o kredyt w bankach. Co czwarta mikrofirma została odprawiona z kwitkiem - to 10 razy więcej niż w przypadku firm średnich. Takie wnioski płyną z badania przeprowadzonego przez Krajowy Rejestr Długów i Narodowy Fundusz Gwarancyjny.
Według bazy danych KRD, zadłużenie MŚP wynosi 11,5 miliarda złotych, z czego większość, bo 6,3 miliarda złotych przypada na firmy kwalifikowane jako "jednoosobowa działalności gospodarcza". Głównie dlatego mikrofirmy są dla banków mniej wiarygodne. Badanie KRD i firmy faktoringowej NFG "Płatności i finasowanie przedsiębiorstw w czasie pandemii" wykazało, że podczas gdy w grupie firm średnich tylko 2,5 proc. wnioskujących o kredyt otrzymało negatywną decyzję z banku, to w wypadku mikrofirm było to aż 25,4 proc.
- W czasie pandemii banki istotnie zaostrzyły politykę kredytową wobec firm z sektora MŚP, ograniczając dostęp do finansowania biznesom postrzeganym jako ryzykowne. W tym gronie znalazły się głównie mikrofirmy. Banki, oceniając ryzyko kredytowe, szacują, że przedsiębiorstwa, które już dziś mają problem z płynnością finansową, nie będą w stanie spłacić zobowiązań w przyszłości. Stąd odmawiają udzielenia kredytu, który często jest właśnie formą finansowania długoterminowego - komentuje Dariusz Szkaradek, prezes zarządu NFG.
Jak pokazuje badanie, najczęstsze powody odmowy kredytu to: nieregularny przychód firmy (42,3 proc.), branża przedsiębiorcy uznana przez bank za ryzykowną (38,5 proc.) lub brak zdolności kredytowej (30,8 proc.).
Zdecydowanie największy apetyt kredytowy w pandemii miały firmy średnie. Prawie połowa z nich (48,8 proc.) zawnioskowała o kredyt w banku. Na przeciwnym biegunie są mikroprzedsiębiorstwa. Wśród nich tylko co trzecie ubiegało się o finansowanie (35,3 proc.). Wynika to stąd, że mikrofirmy generalnie unikają kredytów. Głównie z obawy o to, że nie będą w stanie spłacić zaciągniętego zobowiązania, ale także dlatego, że częściej niż większe firmy spotykają się z odmową ze strony banku.
Od początku pandemii dostęp do finansowania zewnętrznego dla firm jest poważnie utrudniony. Według danych NBP, tylko od marca do lipca 2020 roku wartość kredytów udzielonych firmom przez banki spadła o ponad 25 miliardów złotych. Mniej firm wnioskowało o kredyt, z uwagi na to, że część z nich ograniczyła aktywność, ale też obcinanie wydatków inwestycyjnych było jedną z pierwszych reakcji przedsiębiorstw na zamrażanie gospodarki.
Drugie półrocze 2020 roku nie przyniosło poprawy w kredytowaniu firm. Niepewność przedsiębiorców i jesienna, druga fala pandemii nie sprzyjały inwestycjom. Co gorsza, więcej banków zaostrzyło politykę w stosunku do sektora MŚP bardziej niż wobec dużych firm, zwłaszcza w przypadku kredytów długoterminowych. Banki starały się eliminować klientów bardziej ryzykownych. Pierwsze oznaki poprawy zaobserwowano dopiero w kwietniu tego roku. Banki udzieliły wówczas mikrofirmom 73,2 proc. więcej kredytów w porównaniu ze stanem sprzed roku.
Jak zauważa prezes NFG, nawet firma, której odmówiono kredytowania w banku, może skorzystać z finansowego wsparcia w postaci faktoringu. Mogą po niego sięgnąć również mikroprzedsiębiorstwa działające w branżach uznanych przez bank za ryzykowne. Faktoring polega na zamianie faktur na gotówkę, a podstawowym zabezpieczeniem dla faktora jest finansowana wierzytelność.
Pandemia pokazała, że problemy finansowe jednych branż negatywnie wpływają na inne sektory gospodarki. I choć popularne w relacjach B2B są transakcje z odroczonym terminem płatności, to wiele firm próbuje wpłynąć na swoich dostawców, by jeszcze bardziej przesunęli w czasie moment zapłaty za towar lub usługę.
Już kilka miesięcy temu KRD i firma faktoringowa NFG ustaliły, że ponad połowa przedsiębiorców (57,2 proc.) wystawia faktury z dłuższym niż zazwyczaj terminem płatności, bo proszą ich o to kontrahenci. Tak się dzieje najczęściej w firmach średnich i małych (odpowiednio 69,3 i 61,8 proc.), rzadziej w mikrofirmach (41,3 proc.).
W porównaniu z sytuacją sprzed pandemii, terminy płatności na wystawianych fakturach wydłużyły się o kilka, a nawet o kilkadziesiąt dni. Najczęściej (28 proc. wskazań) dotyczyło terminu dłuższego od pół miesiąca do nawet miesiąca. Nie pozostaje to bez wpływu na płynność finansową firm.
- Przedsiębiorcy godzą się na ustępstwa i wydłużanie terminu zapłaty z uwagi na dobre relacje z klientami bądź z obawy o utratę kontraktów. Jest to jednak dla nich dodatkowe obciążenie finansowe. Już sam fakt wystawienia takiej faktury sprawia, że nie mogą swobodnie obracać gotówką. Tymczasem problemy z płynnością często zaczynają się dość niepozornie, od jednego, czy dwóch kontrahentów, którzy wymagają wystawiania faktur sprzedaży z odległym terminem płatności, na przykład 60-dniowym. Dlatego niezwykle ważne jest, aby firma pomagając kontrahentom w pandemii, sama nie wpadła w kłopoty finansowe - podkreśla Dariusz Szkaradek z NFG.
Narodowy Fundusz Gwarancyjny na początku tego roku, czyli w okresie dużych ograniczeń gospodarczych wynikających z drugiej fali pandemii, sprawdził jaka była wówczas kondycja finansowa małych przedsiębiorstw. Co trzecia mikrofirma przeznaczała środki z finansowania faktur na bieżące rachunki, co siódma miała zobowiązania wobec kontrahentów, a tylko co jedenasta pozyskane od faktora pieniądze przeznaczała na inwestycje.
Jacek Brzeski