Minister finansów: Dług będzie redukowany, ale nie za szybko
Przy okazji sprawozdania z realizacji budżetu w mediach pojawiły się głosy, że środki finansowe zagwarantowane na walkę z COVID posłużyły realizacji celów politycznych. I cóż... trudno się z tym nie zgodzić. Ostatecznie naszym celem, także politycznym, było utrzymanie miejsc pracy, pomoc firmom i zapewnienie w budżecie pieniędzy na rozkręcenie gospodarki po pandemicznym kryzysie. W takim więc sensie cel został zrealizowany. Ale po kolei - pisze w felietonie dla Interii Tadeusz Kościński, minister finansów.
Budżet na rok 2020 zaplanowaliśmy jako zrównoważony. Polska znajdowała się na fali wzrostu. Przychody podatkowe, tak jak i gospodarka, były stabilne. Nasz ambitny plan zderzył się z globalną recesją wywołaną pandemią koronawirusa.
Trzeba było działać szybko. Pierwsze pieniądze wypłaciliśmy firmom już po dwóch tygodniach. Dziś już wiemy, że ta błyskawiczna reakcja pozwoliła uratować wiele firm, ale przede wszystkim zapobiec masowym zwolnieniom pracowników. Dzięki temu, że Polska umieściła obsługę wsparcia antykryzysowego poza sektorem finansów publicznych antykryzysowa pomoc mogła być udzielana bardzo szybko, bez zbędnej biurokracji i nadmiernych procedur. Stopniowo działania antykryzysowe uwzględnialiśmy też w budżecie i w efekcie został on znowelizowany, a deficyt sięgnął blisko 85 miliardów.
Za tym deficytem oraz za pieniędzmi przekazanymi firmom w postaci tarcz stoi wiele trudnych decyzji. Większe wydatki oznaczały pomoc przedsiębiorcom i wsparcie ochrony zdrowia ale przekładały się na poziom długu. Byliśmy tego świadomi. Podobnie jak Komisja Europejska, która zgodziła się, by wspierać gospodarkę osłabioną pandemią poprzez poluzowanie reguły wydatkowej.
Powrót na ścieżkę konsolidacji finansów publicznych planowany jest dopiero po roku 2023. Z najnowszych danych Eurostatu wynika, że wiele państw europejskich zdecydowało się na to rozwiązanie, co więcej Polska wypada na ich tle bardzo dobrze. Wyraźnie widać, że nasza recesja była jedną z najpłytszych, a stopa bezrobocia jest jedną z najniższych w Europie. Dług sektora instytucji rządowych i samorządowych Polski na koniec pierwszego kwartału tego roku wyniósł 59,1 proc. PKB, podczas gdy średnia dla całej UE to 92,9 proc. Jeszcze gorzej wypada w tym zestawieniu strefa euro, gdzie dług przekroczył 100 proc.
Wzrost zadłużenia w ostatnim roku to wynik naszych starań o zachowanie gospodarki w jak najlepszej kondycji w tym trudnym czasie. To, że potrafimy szybko ograniczać dług, gdy gospodarka jest w dobrej kondycji, pokazaliśmy już przed pandemią. W latach 2015 - 2019 udało się obniżyć zadłużenie w relacji do wielkości naszej gospodarki o nieco ponad 8 pkt. proc. Dlatego jestem przekonany, że i ten dodatkowy dług uda nam się szybko zredukować.
Pamiętajmy jednak - i to jest chyba najważniejsza lekcja z poprzedniego kryzysu - że nie możemy tego zrobić w zbyt krótkim czasie. To mogłoby zdusić odradzającą się gospodarkę. Taki przekaz wybrzmiewa z ust wielu ekonomistów i organizacji takich jak OECD czy IMF.
Już dziś widzimy, że gospodarka jest w lepszej kondycji niż analitycy zakładali jeszcze kilka miesięcy temu. Na przykład Komisja Europejska prognozę wzrostu PKB w 2021 roku podwyższyła z 3,1 do 4 proc., a w 2022 roku do 5,4 proc. Znacznie lepsze od oczekiwań są też wpływy podatkowe.
Jestem zatem spokojny o naszą kondycję fiskalną w najbliższych latach. Patrząc wstecz, można już dziś stwierdzić, że to dodatkowe zadłużenie, przekładające się na obfity strumień pieniędzy trafiający do kieszeni przedsiębiorstw i pracowników, to dobrze zainwestowane pieniądze. Szkoda, że w ocenach naszych działań i budżetu w kryzysowym roku 2020 zabrakło niektórym komentatorom tej cennej perspektywy.