Minister finansów Mateusz Szczurek zapowiedział nowy fundusz
Minister finansów Mateusz Szczurek zaproponował w czwartek w Brukseli powołanie przez UE specjalnego funduszu na inwestycje, o wartości 700 mld euro. Z tych środków miałyby być finansowane duże europejskie projekty w energetyce, transporcie, IT i sektorze obronnym.
"Proponuję skorzystać z korzystnych warunków na rynku finansowym już teraz w celu realizacji strategicznych inwestycji publicznych w całej Europie, w zgodzie z zasadami leżącymi u podstaw paktu stabilności i wzrostu" - mówił minister na Bruegel Annual Meeting, dorocznej konferencji organizowanej przez jeden z najbardziej wpływowych europejskich think-tanków w obszarze europejskiej i międzynarodowej polityki gospodarczej - Instytut Bruegla w Brukseli. Szczurek był głównym mówcą wieczoru.
W rozmowie z dziennikarzami doprecyzowywał, że chodzi o fundusz, który miałby wykorzystać nadmiar oszczędności, które są w Europie, by budować rzeczy, które i tak w Europie muszą być zbudowane, np. połączenia energetyczne pomiędzy krajami.
"Fundusz dla europejskich inwestycji w wysokości 700 mld euro pomógłby przyspieszyć wzrost gospodarczy w krótkim okresie, zwiększyć potencjał wzrostu w długim okresie, a także pozwoliłby na wyrwanie Europy z pułapki deflacji" - wyjaśniał Szczurek.
W trakcie swojego przemówienia podkreślał, że europejski fundusz inwestycji miałby działać pod egidą Europejskiego Banku Inwestycyjnego. Kapitał funduszu byłby zwiększany (lewarowany) poprzez wykorzystywanie pożyczek na rynku finansowym i inwestowany w wybrane projekty infrastrukturalne.
"Europa potrzebuje rzeczywistych nakładów inwestycyjnych, a nie tylko dodatkowych funduszy" - zwracał uwagę Szczurek. Przypomniał w tym kontekście, że nawet w Polsce i w Niemczech popyt na kredyty inwestycyjne utrzymuje się na niskim poziomie.
Jego zdaniem bezpośredni udział sektora publicznego w funduszu przyciągnąłby prywatnych inwestorów, którzy teraz nie palą się do finansowania dużych projektów infrastrukturalnych, uznając je za zbyt ryzykowne.
"Europa potrzebuje inwestycji i mimo niemal zerowych stóp procentowych sektor prywatny inwestować nie chce. Możemy tę sytuację zmieniać reformami strukturalnymi, to trzeba koniecznie robić, ale Europa potrzebuje inwestycji natychmiast" - dodał.
Minister podkreślał, że nowemu funduszowi, podobnie jak to jest w przypadku Europejskiego Mechanizmu Stabilności (ESM), potrzeba wkładu kapitałowego, który byłby stopniowo wpłacany przez kraje członkowskie UE. ESM dostarcza wsparcia finansowego gospodarkom przeżywającym lub zagrożonym wystąpieniem poważnych trudności finansowych. Jak zaznaczył, w obecnych warunkach finansowanie takich mechanizmów nie jest zbyt drogie i nie stanowi dużego obciążenia dla finansów publicznych.
Minister przekonywał, że gwarancje i składki, które stanowiłyby wkład państw do funduszu, nie obciążałyby deficytów budżetowych państw (nie byłyby ujmowane w statystykach jako dług publiczny). "Składki państw członkowskich do kapitalizacji funduszu byłyby wyłączone z kalkulacji deficytu budżetowego" - mówił Szczurek. Zadłużenie na rynkach finansowych miałoby obciążać nie państwa, a fundusz, podobnie jak w przypadku Europejskiego Mechanizmu Stabilności.
Według pomysłu polskiego ministra wydatki kapitałowe na fundusz wynosiłyby najpierw 0,5 proc. PKB UE w 2015 r., by w 2017 osiągnąć 2 proc. unijnego PKB. Jak wskazywał, pomogłoby to zapewnić powstanie infrastruktury koniecznej do długotrwałego wzrostu w Europie. Dodatkowe środki miałyby uzupełniać, a nie zastępować finansowanie Europejskiego Banku Inwestycyjnego, czy budżetu UE.
Szczurek podkreślał, że fundusz miałby ułatwiać kierowanie obecnie "nieaktywnych" oszczędności prywatnych na duże ogólnoeuropejskie projekty w sektorach: energetycznym, transportowym, technologii informacyjno-komunikacyjnych i obronnym. Wskazywał, że inwestycje w tych dziedzinach przyczynią się do powstania połączeń energetycznych pomiędzy państwami (unia energetyczna), redukcji emisji dwutlenku węgla, czy skierowania europejskiej gospodarki na model oparty na wiedzy.
Minister zastrzegał, że fundusz nie może stać się kolejnym narzędziem do redystrybucji bogactwa, czy promować słabych (z własnej winy) gospodarczo państw. W jego zamyśle miałby to być mechanizm do synchronizacji cyklu koniunkturalnego, zwalczania dysproporcji wewnątrz Europy, a także zmniejszania presji na emigrację zarobkową.
Obecnym w sali odpowiadał na pytanie, które sam postawił - czy Europa może pozwolić sobie na takie dodatkowe obciążenie finansowe? Według niego należy pytać raczej o to, czy Europa może pozwolić sobie na bezczynność.
Inwestycje publiczne zaktywizują także środki prywatne - uważa prezes Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego prof. Elżbieta Mączyńska. Dlatego jej zdaniem pomysł ministra finansów Mateusza Szczurka dot. utworzenia funduszu na inwestycje publiczne w UE, zasługuje na poparcie.
"Uważam, że to dobry pomysł. Generalnym problemem współczesnego świata jest koncentracja kapitału w rękach najbogatszych. Nie jest on inwestowany w sferę publiczną. Gdyby udało się taki fundusz stworzyć, to możliwa by była aktywizacja także pieniędzy prywatnych do realizacji inwestycji o charakterze publicznym" - oceniła Mączyńska. Wskazała, że obecnie środki prywatne są w znacznym stopniu zaangażowane w spekulacje na rynku finansowym, które nie przekładają się na wzrost w realnej gospodarce.
Zdaniem ekonomistki obecnie państwa nie realizują inwestycji publicznych w dostatecznej wielkości, ze względu na wysoki dług publiczny. Chodzi o to, by bez groźby zwiększenia długu można było angażować pieniądze publiczne w inwestycje.
Profesor podkreśliła wagę inwestycji publicznych. "Od tego zależy nie tylko, czy zostaną pobudzone inwestycje prywatne, ale przede wszystkim jakość naszego życia. Minister Szczurek nawołuje więc do tego, co i tak powinno zostać zrobione. Im później jednak do tego przystąpimy, tym gorzej" - dodała.
Mączyńska podkreśliła, że pomysł polskiego ministra idzie w dobrym kierunku, ale zastrzegła, że nawet najlepsza koncepcja może zostać popsuta przez źle przygotowane szczegóły. Będą one przedmiotem uzgodnień międzynarodowych.
Zdaniem Mączyńskiej europejscy decydenci nie powinni odebrać wystąpienia Szczurka jak pouczeń dokonywanych przez młodego ministra z Polski. "Młodość nie jest wadą. Minister Szczurek jest świetnie wykształcony, także za granicą. Bardzo cenię jego kompetencje. Wszystko zależy od tego, w jakim tonie koncepcja funduszu została podana. Znając ministra Szczurka wydaje mi się, że nie ma on tendencji do pouczeń" - powiedziała ekonomistka.
Dodała, że pomysł Szczurka nie jest zupełną nowością; podobne koncepcje sformułował jeszcze w latach 50. ub. wieku m.in. w książce "Godne społeczeństwo" amerykański ekonomista John Kenneth Galbraith, który mówił o roli wydatków budżetowych.
Szczurek był głównym mówcą podczas czwartkowej, dorocznej konferencji Bruegel Annual Meeting, organizowanej przez jeden z najbardziej wpływowych europejskich think-tanków w obszarze europejskiej i międzynarodowej polityki gospodarczej - Instytut Bruegla w Brukseli.
"Proponuję skorzystać z korzystnych warunków na rynku finansowym już teraz w celu realizacji strategicznych inwestycji publicznych w całej Europie, w zgodzie z zasadami leżącymi u podstaw paktu stabilności i wzrostu" - mówił minister.
W rozmowie z dziennikarzami doprecyzowywał, że chodzi o fundusz, który miałby wykorzystać nadmiar oszczędności, które są w Europie, by budować rzeczy, które i tak w Europie muszą być zbudowane, np. połączenia energetyczne pomiędzy krajami. Miałby on dysponować kwotą 700 mld euro - pomógłby przyspieszyć wzrost gospodarczy w krótkim okresie, zwiększyć potencjał wzrostu w długim okresie, a także pozwoliłby na wyrwanie Europy z pułapki deflacji.
Fundusz miałby działać pod egidą Europejskiego Banku Inwestycyjnego. Jego kapitał byłby zwiększany (lewarowany) poprzez wykorzystywanie pożyczek na rynku finansowym i inwestowany w wybrane projekty infrastrukturalne. Według Szczurka bezpośredni udział sektora publicznego w funduszu przyciągnąłby prywatnych inwestorów, którzy teraz nie palą się do finansowania dużych projektów infrastrukturalnych, uznając je za zbyt ryzykowne.
Minister podkreślał, że nowemu funduszowi, podobnie jak to jest w przypadku Europejskiego Mechanizmu Stabilności (ESM), potrzeba wkładu kapitałowego, który byłby stopniowo wpłacany przez kraje członkowskie UE. Przekonywał, że gwarancje i składki, które stanowiłyby wkład państw do funduszu, nie obciążałyby deficytów budżetowych państw (nie byłyby ujmowane w statystykach jako dług publiczny).
Zgodnie z pomysłem szefa polskiego resortu finansów wydatki kapitałowe na fundusz wynosiłyby najpierw 0,5 proc. PKB UE w 2015 r., by w 2017 osiągnąć 2 proc. unijnego PKB. Jak wskazywał, pomogłoby to zapewnić powstanie infrastruktury koniecznej do długotrwałego wzrostu w Europie. Dodatkowe środki miałyby uzupełniać, a nie zastępować finansowanie Europejskiego Banku Inwestycyjnego, czy budżetu UE.