Na celowniku czarnego PR-owca

Plotka, pomówienie, oszczerstwo, zmanipulowana informacja - Polska coraz częściej staje się obiektem ataku "czarnego PR-u". Niestety, nie zawsze potrafimy dać mu odpór.

O istnieniu czarnego PR większość z nas dowiedziała się dzięki Jackowi Kurskiemu, który podczas kampanii wyborczej zaczął snuć domysły na temat służby dziadka Donalda Tuska w oddziałach Wehrmachtu. W świecie biznesu chwyty poniżej pasa, mające na celu zdyskredytowanie drugiej strony stosowane są od zawsze. Polska jako państwo coraz częściej staje się obiektem takich ataków. Czy umiemy sobie z nimi poradzić?

Wśród serdecznych przyjaciół

W biznesie nie ma miejsc na sentymenty, a gdy chodzi o tak specyficzną branżę jak przemysł zbrojeniowy o kurtuazji można zapomnieć. Mimo to, atak wymierzony w Bumar zabolał tym mocniej, że wyszedł z najmniej spodziewanej strony, bo od naszego sojusznika - Stanów Zjednoczonych.

Reklama

Latem amerykańska prasa doniosła, że Bumar sprzedał Bagdadowi 30-letnie śmigłowce, niesprawne wozy bojowe i wadliwe karabiny - po prostu szmelc, za który wziął ciężkie pieniądze. Niedługo potem zarzuty powtórzył brytyjski dziennik "The Independent", wymieniając polskiego producenta w gronie firm, które wzięły udział w defraudacji miliarda dolarów przeznaczonego na uzbrojenie irackiej armii.

- Historia została wyssana z palca - mówi Roma Sarzyńska, rzecznik Bumaru, która nie ma wątpliwości, że atak był sterowany i "ktoś" stał za publikacjami prasowymi.

Kiedy nie wiadomo, o co chodzi, to oczywiście w grę wchodzą pieniądze, które w przypadku kontraktów na uzbrojenie irackiej armii liczone są w setkach milionów dolarów. Nie tylko my ostrzymy sobie na nie apetyty.

Dorabianie gęby

Drugie dno niemal zawsze mają konflikty na linii Moskwa-Warszawa tyle, że rzadko chodzi w nich o pieniądze. Rosja konsekwentnie dorabia nam gębę i nie przepuści żadnej okazji, by nas zdyskredytować w oczach europejskiej opinii publicznej. Tak było w przypadku ostatniego zatargu o eksport polskiej żywności, kiedy to Rosjanie wysłali w świat komunikat, że wprowadzają embargo ze względu na liczne oszustwa polskich eksporterów, chociaż w rzeczywistości nieprawidłowości dopuściło się kilka firm.

O ile do uszczypliwości ze strony wschodniego sąsiada zdążyliśmy się przyzwyczaić, to spore zażenowanie budzą w nas ataki ze strony naszych przyjaciół i partnerów z Unii Europejskiej. Udało nam się zachować twarz podczas histerycznej kampanii rozpętanej przez Francuzów przeciwko polskim hydraulikom. Wtedy całą sprawę obróciliśmy w żart, który jest najlepszą bronią w sytuacji, gdy zdrowy rozsądek zawodzi. Nie zawsze jednak można odwoływać się do poczucia humoru, szczególnie wtedy, gdy polskim firmom do śmiechu nie jest, bo są one ewidentnie krzywdzone przez administrację naszych unijnych partnerów. Niestety, celują w tym nasi zachodni sąsiedzie. I nie chodzi już o drobne szykany ze strony niemieckiej policji imigracyjnej, lecz o wypowiedzi wysoko postawionych urzędników.

Kilka tygodni temu minister spraw wewnętrznych Nadrenii Północnej-Westfalii, Ingo Wolf, powiedział, że polskie i litewskie ciężarówki to "bomby zegarowe na kółkach" i - ze względu na fatalny stan techniczny - w ogóle nie powinny być wpuszczane na niemieckie drogi.

- Mamy nowszy tabor niż Niemcy - irytuje się Jan Buczek, sekretarz generalny Związku Międzynarodowych Przewoźników Drogowych (ZMPD). - Jeśli ktoś chce znaleźć usterkę w samochodzie, to ją znajdzie. Kierowcy skarżą się na uciążliwe, powiedziałbym złośliwe, kontrole. Z pewnością wśród kilkudziesięciu tysięcy ciężarówek znajdzie się jakiś stare pojazdy, ale leciwych, zużytych ciężarówek nie brakuje też we flotach niemieckich przewoźników. Niemców uwiera konkurencja ze strony ruchliwych, tanich firm ze Wschodu, sukcesywnie przejmujących rynek przewozów międzynarodowych, na którym polskie, litewskie i czeskie TIR-y wyrabiają sobie coraz lepszą markę.

Za miękko

ZMPD ma za złe władzom, że nie zareagowały na wypowiedź niemieckiego urzędnika opublikowaną przez opiniotwórczy tygodnik "Der Spiegel". To zresztą dość typowe zachowanie naszej administracji rządowej, która w takich przypadkach zwykle unika jasnych, publicznych deklaracji.

- Reakcje na próby zdyskredytowania polskich firm są zbyt miękkie i niewidoczne - ocenia Maciej Grabowski z Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową (IBnGR).

Pomimo poważnych zarzutów stawianych w sprawie kontraktu na dostawy broni do Iraku rząd nie zajął oficjalnego stanowiska w tej sprawie. Mimo uszu puściliśmy wypowiedź ministra Wolfa oraz informacje norweskiej prasy sprzed kilku tygodni o polskim mięsie zarażonym salmonellą, chociaż wiele wskazuje na to, że były to zwykłe pomówienia związane z nieporozumieniami między polskim dostawcą a jego norweskim kontrahentem.

- Wysłaliśmy zapytanie do władz norweskich, lecz nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi. O ile nam wiadomo, rząd Norwegi nic nie wie o przypadku zakażenia mięsa, gdyż ani producent, ani sprzedawca nie złożył oficjalnego zawiadomienia w tej sprawie - mówi Małgorzata Książyk, rzeczni prasowy Ministerstwa Rolnictwa.

Kraj na dorobku

W świat poszła jednak informacja, że sprzedajemy za granicę trefny towar. A przecież jako kraj na dorobku, który dopiero buduje swój handlowy wizerunek wśród zagranicznej klienteli, powinniśmy być szczególnie wyczuleni na to, co inni mówią o nas szczególnie, gdy są to opinie co najmniej nieścisłe.

Maciej Grabowski z IBnGR tłumaczy, że rozmaite chwyty stosowane przez konkurujące ze sobą firmy - które mają osłabić, zdyskredytować, podważyć zaufanie kontrahentów i klientów - chociaż mało eleganckie, to jednak mieszczą się w ramach gry rynkowej. Trzeba się do nich przyzwyczaić, ale też stanowczo reagować, gdy ktoś próbuje psuć naszą markę.

INTERIA.PL/inf. własna
Dowiedz się więcej na temat: owca | Niestety
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »