Naciągnął inwestorów ze 100 krajów

Na przydomek "Małego Madoffa" niechlubnie zasłużył sobie Allen Stanford, który prowadząc Stanford Financial Group zdołał, przy niemałej pomocy władz karaibskiego państwa Antigua i Barbuda, zdefraudować aż 7 miliardów dolarów. Nabrał ponad 30 tysięcy inwestorów ze 100 krajów świata, za co skazany został na "jedynie" 110 lat więzienia.

Początki błyskotliwej kariery

Kariera zawodowa Allena Stanforda rozpoczęła się w latach osiemdziesiątych w jego rodzinnym Teksasie, a dokładnie w mieście Houston, gdzie wraz z ojcem zajmował się handlem nieruchomościami. Biznes ten był wyjątkowo zyskowny, ponieważ polegał na wykupie nieruchomości, których cena z racji panującej w Teksasie recesji była niewielka i ich sprzedaży po latach w momencie, gdy rynek nieruchomości przeżywał ponowne wzrosty. Zgromadzone w ten sposób fundusze oraz układy osobiste skłoniły Stanforda do przeprowadzki do wyspiarskiego państwa położonego w archipelagu Małych Antyli - Antigua i Barbuda - oraz założenia Stanford International Bank oraz całego szeregu spółek zależnych, które prowadzone były w znacznej części we współpracy z Baldwinem Spencerem, premierem Antigua i Barbuda.

Reklama

Zainteresowanie służb specjalnych

Finansom Allana Stanforda oraz całemu jego imperium Stanford Financial Group zaczęto dokładnie przyglądać się jednak dopiero w latach 2005 - 2006. Wczesne i jeszcze nieoficjalne raporty dochodzeniowe służb amerykańskich z tego okresu, odnosząc się do grupy przedsiębiorstw Stanforda podają, że istnieje zasadne podejrzenie, że wszystkie jego spółki są wykorzystywane jako pralnie brudnych pieniędzy, a jednocześnie podlegają manipulacjom politycznym ze strony władz Antigui. Jednak dopiero w lutym 2009 roku, po wycieku wielu notatek służbowych i raportów, oficjalnie potwierdzono, że FBI oraz krajowe urzędy obszaru finansów Stanów Zjednoczonych prowadzą w sprawie Stanford Financial Group śledztwo. Dotyczyło ono głownie podejrzeń powiązanych z niebywale wysokimi stopami zwrotu z inwestycji, deklarowanymi przez Stanforda. Do zatrzymania miliardera doszło w drugiej połowie czerwca 2009 roku, a sam Stanford usłyszał wtedy łącznie 14 zarzutów.

Jak kraść, to miliardy

Prowadzone przeciwko Stanfordowi i jego wspólnikom śledztwo potwierdziło, że organizowane przez niego fundusze inwestycyjne posiadały charakter piramidy finansowej, działającej na zasadzie schematu Ponziego. Oszustwa finansowe były przy tym maskowane poprzez kreatywną księgowość banku Stanforda, przez co poza zarzutami defraudacji łącznie ponad 7 miliardów dolarów amerykańskich na przestrzeni 20 lat, usłyszał on także zarzut utrudniania pracy organów ścigania oraz prowadzenia spisku o charakterze przestępczym.

Zarzuty usłyszeli poza tym współpracownicy Stanforda, tj. Laura Pendergest-Holt, Gilberto Lopez, Mark Kuhrt oraz Leroy King, jednak były to oskarżenia o znacznie lżejszym kalibrze. Jedyną osobą, która przyznała się do winy, była dyrektor inwestycyjna Laura Pendergest-Holt, która m. in. za złożenie fałszywych zeznań przed amerykańską komisją papierów wartościowych usłyszała wyrok trzech lat więzienia.

Wyrok bez rekompensaty

Stanfordowi groziła łącznie kara do 250 lat pozbawienia wolności. W ciągu 20 lat budowania piramidy finansowej oszukał on około 30 tysięcy osób z ponad 100 krajów. Sam oskarżony jeszcze przed ogłoszeniem wyroku nie przejawiał skruchy i deklarował: "Nie znalazłem się tu po to, by zabiegać o waszą sympatię czy prosić o przebaczenie, ani by domagać się waszej litości. Nie zorganizowałem piramidy finansowej i nikogo nie okradłem. Jeśli resztę życia miałbym spędzić w więzieniu, to mimo wszystko zawsze zgadzał się będę ze sposobem, w jaki prowadziłem swój biznes".

Stanford rzeczywiście niczyjej sympatii ani litości nie wzbudził i został skazany na 110 lat pozbawienia wolności. Sędzia prowadzący nakazał mu także zwrot 5,9 miliarda dolarów (pozostałe 1,1 miliarda dolarów udało się zabezpieczyć na kontach samego Stanforda i jego przedsiębiorstw oraz podjąć z jego majątku), jednak zaznaczył, że jest to jedynie symboliczny gest, ponieważ pieniądze te najprawdopodobniej już nigdy nie zostaną odnalezione i zwrócone poszczególnym inwestorom.

Zaskakuje przy tym tylko to, że niezależnie od kraju i majętności, na całym świecie znajdą się osoby, które - wbrew logice - są w stanie przekazać oszczędności swojego życia na poczet niejasnej inwestycji, charakteryzującej się jedynie niebotycznymi i niespotykanymi na rynku stopami zwrotu. Zgodnie z popularnym w ostatnim czasie w Polsce powiedzeniem pamiętać należy, że "nie wszystko złoto, co się świeci".

Czytaj raport specjalny serwisu Biznes INTERIA.PL "Amber Gold - koniec złotych zysków"

Skarbiec.biz
Dowiedz się więcej na temat: piramida finansowa | Stanford | 100 | Bernard Madoff | Aż 7
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »