Najbardziej burzliwa dekada przed nami?
Pandemia to nie czas na protesty społeczne. Ale w ciągu 2-3 lat mogą wybuchnąć z niespotykaną od dawna siłą i czeka nas najbardziej burzliwa dekada od wielu dziesięcioleci - twierdzą analitycy tworzącej modele ryzyka firmy Verisk Maplecroft. Badacze MFW odnaleźli historyczne wzorce związków między epidemiami a rewolucjami.
Coraz więcej badań mówi o tym, że świat będzie odczuwał skutki pandemii przez dziesięciolecia. Głównie zwraca się jednak uwagę na skutki zdrowotne i gospodarcze. A jakie będą skutki społeczne i polityczne? Historia pokazuje, że podobne katastrofy wywoływały zawsze silne napięcia społeczne, a nawet były powodem rewolucji - twierdzą badacze Międzynarodowego Funduszu Walutowego Philip Barrett, Sophia Chen i Nan Li.
MFW opracował już zresztą wcześniej Indeks Niepokojów śledzący napięcia społeczne w 130 krajach, występujące od 1985 roku, takie jak np. Wiosna Arabska sprzed dekady. Indeks ten jednak nie ma wartości predykcyjnej, pokazuje to, co było, a nie to, co może czy też powinno się wydarzyć. Badacze MFW próbowali odpowiedzieć na pytanie - dlaczego po pandemiach, epidemiach, zarazach, katastrofach naturalnych ludzie są bardziej skłonni podważać porządek społeczny?
Tym razem analitycy MFW zebrali dane na temat 569 wybuchów niepokojów społecznych w 130 krajach od lat 80. XX wieku do 2020 roku. Równocześnie przyjrzeli się skutkom społecznym i politycznym ok. 11 tys. epidemii i klęsk żywiołowych, jakie nastąpiły po 1990 roku. Jakie wyciągnęli wnioski?
"Jednym z możliwych powodów (wybuchu niepokojów społecznych) jest to, że epidemia może ujawnić lub pogłębić istniejące wcześniej w społeczeństwie podziały, takie jak nieodpowiedni system zabezpieczenia socjalnego, brak zaufania do instytucji lub postrzegana obojętność rządu, niekompetencja lub korupcja. Historycznie rzecz biorąc, wybuchy chorób zakaźnych prowadziły również do zatargów etnicznych lub religijnych, albo do wzrostu napięć między klasami ekonomicznymi" - napisali badacze MFW.
"(...) z upływem czasu (po pandemii) rośnie ryzyko rozruchów i demonstracji antyrządowych. Co więcej, badanie ukazuje dowody na zwiększone ryzyko poważnego kryzysu rządowego - zdarzenia, które grozi upadkiem rządu i zwykle występuje w ciągu dwóch lat po poważnej epidemii" - dodali.
Mamy więc historyczny wzorzec pasujący jak ulał do sytuacji w wielu krajach, nie tylko w najuboższych. Dodajmy, że rządy na samym początku pandemii zrobiły wiele, by porządek społeczny zakonserwować. Zaciągnięte przez nie miliardowe i bilionowe zadłużenie służyło nie tylko deklarowanemu "ratowaniu gospodarki", ale - być może przede wszystkim -ratowaniu przedpandemicznego ładu.
Transfery w wielu krajach, jak choćby w USA, trafiały w dużej części do tracących pracę, biednych i potrzebujących, choć można spotkać badania, które mówią, że pominęły ok. 8 mln osób będących w trudnej sytuacji. Zapobieganie temu, by społeczne i ekonomiczne przepaści nie pogłębiły się jeszcze bardziej, jest podstawowym celem ostatnio uchwalonego pakietu fiskalnego administracji prezydenta Joe Bidena.
To zupełnie inny sposób, ale też inny kierunek działania niż po poprzednim wielkim globalnym kryzysie finansowym z lat 2007-2009. Wtedy drukowane przez banki centralne pieniądze w ramach "łagodzenia ilościowego" trafiały głównie do systemu finansowego, a poprzez ten - na rynki. Pompowały wyceny aktywów, w które inwestowali bogaci. Teraz kapnęło sporo także biednym.
Kapnęło, ale tylko w bogatych krajach, mogących sobie pozwolić na wzrost zadłużenia. Według badań Banku Światowego w wyniku pandemii w skrajną nędzę (1,9 dolara dziennie na przeżycie) popadło w 2020 roku od 119 do 124 milionów ludzi na świecie, a w tym roku liczba ta zwiększy się o 20-40 mln osób.
Prognozy Banku Światowego mówią, że ok. 85 państw może nie mieć wystarczającej ilości szczepionek, by przez najbliższe 2-3 lata "wyszczepić" swoją populację. Raport firmy Verisk Maplecroft zwraca uwagę, że niedostatek żywności, cięcia dopłat do niej, do paliw, a także inflacja to klasyczne czynniki wywołujące niepokoje społeczne.
Zauważmy przy tym, że zaciągając długi nie do spłacenia, rządy same złamały jeden z najważniejszych paradygmatów kształtujących przedpandemiczny ład - gospodarczy, rynkowy, społeczny, polityczny i międzynarodowy. Nakazywał on trzymać w cuglach dług publiczny, nakładał na państwa obowiązek pilnowania proporcji długu do PKB. Mówił o tym tzw. konsensus waszyngtoński, zostało to zapisane w Traktacie z Maastricht.
Za wyraźne złamanie tych zasad wcześniej kraje były przez rynki penalizowane a to kryzysem walutowym, a to bankructwem, jak w latach 90. XX w. państwa Południowo-Wschodniej Azji, jak wielokrotnie Argentyna czy 10 lat temu Grecja. Czy paradygmat ten przestał obowiązywać? Jeszcze nie wiemy, ale kryzysy zadłużenia mogłyby pogłębić najbardziej katastrofalne skutki pandemii.
Wciąż znajdujemy się w sytuacji, w której nie można też jeszcze ocenić, w jakim stopniu transfery pieniędzy okażą się skuteczne - i dla stabilności gospodarczej, i dla stabilności społecznej. Nie jest to jasne również dlatego, że gdy fale pandemii wzbierają, wraca społeczny spokój, a indeksy pokazujące napięcia także idą w dół. Tak było w ubiegłym roku na wiosnę. Jednak gdy atak pandemii zelżał w lecie i w niektórych krajach wczesną jesienią, niepokoje wybuchły z nową siłą. A równocześnie pewne jest, że kiedyś oddziaływanie transferów się wyczerpie.
Transfery się wyczerpią - gospodarka ruszy. Ślepy żebrak znajdzie pracę, która pozwoli mu się utrzymać. Ład wróci do normy - myślą sobie politycy. Nic bardziej krótkowzrocznego - przestrzegają analitycy Verisk Maplecroft. To firma, która monitoruje kilkanaście obszarów ryzyka w 198 krajach. Zbiera dane, tworzy modele ryzyka, prognozy strategiczne i dostarcza je inwestorom oraz m.in. ubezpieczycielom. Tworzy też ok. 140 indeksów ryzyka, w tym Indeks Niepokojów Społecznych.
Gdy pandemia zaczęła się rozprzestrzeniać na całym świecie w marcu 2020 roku, liczba protestów początkowo spadła. Powodem były powszechnie wprowadzane lockdowny. Przyczyną większości protestów na początkowym etapie pandemii był głównie bezpośredni wpływ koronawirusa - brak bezpieczeństwa żywnościowego, utrata pracy lub frustracja z powodu zamknięcia gospodarki.
Ale gdy rozprzestrzenianie się wirusa przygasło w lecie i wczesną jesienią, na całym świecie wróciły protesty spowodowane przyczynami strukturalnymi. "Mówiąc najprościej, złość z powodu wcześniej istniejących problemów społeczno-ekonomicznych, rosnącego bezrobocia, błędów rządu w odpowiedzi na epidemię i inne problemy eksplodowały, gdy początkowy szok wywołany pandemią ustąpił, a lockdowny zostały zniesione" - napisali analitycy Verisk Maplecroft. Do końca lipca 2020 roku całkowita liczba protestów na świecie przekroczyła poziom sprzed pandemii.
Po zamordowaniu George’a Floyda w maju 2020 przez policjanta, w USA wybuchły protesty nie tylko przeciw rasizmowi, ale też nierównościom społeczno-ekonomicznym. W skutek tego USA zanotowały jeden z największych skoków w indeksie i z 91 miejsca przesunęły się na 34 w czwartym kwartale zeszłego roku awansując do grupy "wysokiego ryzyka".
Verisk Maplecroft przestrzega przed rosnącym ryzykiem nasilenia niepokojów społecznych w co najmniej 75 krajach, w tym w Europie, a w 34 z nich - przed znacznym nasileniem. Już na koniec lipca zeszłego roku indeks niepokojów osiągnął poziom sprzed pandemii i do jej końca pewnie nie wzrośnie. Ale potem - tak.
Dlaczego oczekiwane ożywienie gospodarcze po ustąpieni pandemii może okazać się pułapką, a nadzieje polityków, że dzięki niemu świat wróci na stare tory, jest krótkowzroczne? Znaczna część ekonomistów mówi już - ożywienie po pandemii będzie miało kształt litery "K", jeszcze silniej podzieli podmioty gospodarcze - a w związku z tym i uzależnionych od nich ludzi - na wygranych i przegranych. Przegrani - co oczywiste - nie skorzystają z ożywienia.
"Gwałtowny wzrost niestabilności (...) nastąpi na tle bolesnego ożywienia gospodarczego po pandemii, które prawdopodobnie zaogni istniejące niezadowolenie społeczne z rządów" - napisali analitycy Verisk Maplecroft. Prognozują jednocześnie, że wybuchy przybiorą na sile w II połowie 2022 roku.
"Innymi słowy, kipiące źródła protestów - takie jak rosnące koszty życia i pogłębiające się nierówności - będą jeszcze bardziej kipieć, gdy po ponownym otwarciu gospodarki wrócą do pełnego rozkwitu" - komentuje wyniki ich badań na stronach Project Syndicate Kent Harrington, były analityk CIA i jej były dyrektor ds. publicznych.
Gdzie napięcia społeczne będą kipieć najmocniej? Oczywiście tam, gdzie ludzie będą zagrożeni głodem, czyli w biednych krajach. W wyniku pandemii liczba osób zagrożonych głodem na świecie wzrośnie do 270 milionów - prognozuje ONZ. Ryzyko napięć społecznych najbardziej wzrosło na Ukrainie, w Argentynie i Brazylii. Co się tam może wydarzyć?
"(...) prawdopodobnie nadal będą rosnąć szeregi protestujących, maszerujących w imię swoich długotrwałych skarg i postulatów, a miliony nowych bezrobotnych, niedostatecznie opłacanych i niedożywionych obywateli będą stanowić zagrożenie dla stabilności wewnętrznej. To scenariusz podobny do kilku innych z ostatnich dziesięcioleci" - przewiduje Verisk Maplecroft.
Ale nie wolne od ryzyka wzrostu napięć społecznych są również stabilne europejskie demokracje. Także państwa skandynawskie, gdzie narastające nierówności spotykają się z inteligentnymi systemami ich społecznego łagodzenia, doświadczą bardzo silnego wzrostu protestów. Mimo to pozostaną prawdopodobnie miejscami relatywnie niskiego ryzyka dla przedsiębiorstw i inwestorów.
Co będzie sprzyjać eskalacji protestów? Ułomności instytucji, przesądzające o braku lub niedostatku mechanizmów umożliwiających pokojowe wyrażanie lub rozstrzyganie racji społecznych. Na silniejsze protesty narażone są zatem kraje, gdzie nie ma niezawisłego sądownictwa, niezależnych związków zawodowych, wolnych mediów i swobody zgromadzeń.
- "(...) najgorsze prawdopodobnie jeszcze nadejdzie w wielu krajach (...) rok 2020 (...) jest zwiastunem przyszłych wydarzeń - nie tylko w ciągu najbliższych dwóch lat, ale przez większą część nadchodzącej dekady" - napisała w raporcie firma Verisk Maplecroft.
Jacek Ramotowski
Przekaż 1% na pomoc dzieciom - darmowy program TUTAJ