Najbliższe lata będą chude dla Europy
Wojna i sankcje nałożone na Rosję nie spłyną po europejskiej gospodarce jak letni deszczyk po ścieżkach Prowansji. Raczej, jak bywa to w czasie jesiennych sztormów w Normandii, wyrządzą spore szkody. Najbliższe lata będą ciężkie dla Europy, ale w dłuższym terminie otwierają się dla Unii strategiczne szanse. Są możliwości i silna presja, żeby po nie sięgnąć.
Zacznijmy od strat, bo choć na razie nie można ich oszacować, można spodziewać się, że będą niewyobrażalnie wielkie. Być może nawet takie, jakie wywołał pandemiczny kryzys. Europejskie banki, korporacje i przedsiębiorstwa, wielcy spedytorzy i drobni handlarze, a także zwykli obywatele dostaną potężny cios. Rosja była z Europą zbyt silnie powiązana gospodarczo i finansowo, żeby jej upadek nie spowodował u nas wstrząsów.
Szczęśliwie od aneksji Krymu narastały wątpliwości co do wiązania z nią gospodarki europejskiej. Banki ograniczyły zaangażowanie w Rosji od 2014 roku, choć i tak mają tam potężne ekspozycje. Największe - banki francuskie i włoskie. Według danych Banku Rozliczeń Międzynarodowych instytucje europejskie miały na koniec III kwartału zeszłego roku ok. 91 mld dolarów należności od rosyjskich kontrahentów. Z tego 41 mld dolarów to ekspozycje w walutach lokalnych, głównie rosyjskich spółek zależnych od banków zagranicznych.
Banki francuskie i włoskie miały w Rosji należności po ok. 25 mld dolarów. Banki austriackie - 17,5 mld dolarów, a amerykańskie - 14,7 mld dolarów. Nie wszystko jeszcze zostało dokładnie policzone. Zaraz po wybuchu wojny amerykańska Citigroup podała, że jej ekspozycje w Rosji wynoszą 5,4 mld dolarów, ale po paru dniach oszacowała, że jest to jednak 10 mld dolarów.
To są jednak znacznie mniejsze zaangażowania niż przed inwazją Rosji na Krym. Ekspozycje samych tylko banków francuskich przekraczały wówczas znacznie 50 mld dolarów, a to znaczy, że od tego czasu skurczyły się o połowę. Zmniejszyły się też nieco (z ok. 30 mld dolarów) należności banków włoskich. Amerykańskich spadły z bez mała 40 mld dolarów jeszcze w 2013 roku, czyli o ponad połowę.
Rosyjska spółka włoskiego UniCredit na koniec września 2021 roku miała 1,2 biliona rubli aktywów, czyli po aktualnym kursie ok. 11 mld dolarów. Ponad połowę stanowiły kredyty. Sankcje spowodują niewypłacalność wielu klientów UniCredit i bank poniesie straty w Rosji, a także na Ukrainie ogarniętej wojną.
Rosyjska spółka austriackiego Raiffeisen Bank International miała ponad 15,8 mld euro aktywów. Francuska grupa Societe Generale, której ekspozycje w Rosji szacowane są na 18 mld euro będzie musiała odpisać znaczną część wartości trzech spółek - Rosbanku, DeltaCredit Banku i Rusfinance Banku. Być może nawet w całości.
- Zachodnie firmy prawdopodobnie nie straciły tak szybko i tak dużo pieniędzy z powodu geopolityki od czasu obalenia szacha w Iranie - powiedział agencji Reuters główny ekonomista globalnego funduszu inwestycyjnego Renaissance Capital Charlie Robertson.
Choć takie pieniądze na każdym robią wrażenie, nie powinny wstrząsnąć fundamentami zachodnich instytucji finansowych, jak było to podczas kryzysu z lat 2007-9. Holenderska ING Groep podała, że wprawdzie jej zaangażowanie w rosyjskie podmioty wynosi 6,7 mld euro, a w ukraińskie 0,5 mld euro, lecz jest to odpowiednio zaledwie ok. 0,9 proc. i 0,1 proc. wszystkich udzielonych przez nią kredytów.
Agencja ratingowa Fitch, poinformowała w piątek, że nawet całkowite odpisanie inwestycji Societe Generale i UniCredit w ich rosyjskie spółki, jak byłoby to w skrajnym scenariuszu, obniżyłoby wskaźniki podstawowego kapitału obu banków o odpowiednio ok. 40 punktów bazowych i 15 pb. To nie zachwieje tymi instytucjami.
- Wskaźniki obu grup pozostałyby nadal znacznie powyżej ich wymogów w zakresie bufora regulacyjnego i nie spodziewamy się w tych okolicznościach działań ratingowych - napisała w komunikacie agencja Fitch.
Instytucje finansowe już szacują swoje ekspozycje ale podobnie jak inne publiczne przedsiębiorstwa, powinny na koniec I kwartału tego roku podać jakie zrobią odpisy na oczekiwane straty i przecenić wartość swoich aktywów. Dyrektor finansowy Citigoup Mark Mason powiedział, że w scenariuszu poważnego kryzysu starty mogą być nieco mniejsze niż połowa ekspozycji w Rosji.
W gorszej sytuacji są fundusze inwestycyjne, bo spadek wycen rosyjskich spółek i obligacji jest oszałamiający. Według firmy badawczej Morningstar zaangażowanie funduszy w rosyjskich akcjach i obligacjach wynosi 60 mld dolarów. Prawdopodobnie kredyty udzielone przez większość banków rosyjskim podmiotom są ubezpieczone, ale wtedy straty przesuną się na ubezpieczycieli.
Kredyty dla rosyjskich klientów to nie jedyny kłopot dla systemu finansowego świata. Ważne są również powiązania finansowe zachodnich banków z rosyjskimi, działającymi w Europie i w USA. Te potężne instytucje, jak Sberbank (450 mld dolarów aktywów, w tym 94 mld dolarów w walutach, czy VTB (250 mld dolarów aktywów, z tego 46 mld dolarów walutach), są umieszczone na liście sankcji nałożonych przez USA. Wprawdzie państwowy Sbierbank ze względu na transakcje paliwowe nie został wyłączony z systemu SWIFT, ale jego europejska spółka została zamknięta w środę i prawdopodobnie będzie postawiona w stan upadłości.
Depozyty w Sbierbank Europe w Austrii i jego spółkach w Chorwacji, Słowenii, Węgrzech, Serbii oraz Bośni i Hercegowinie są gwarantowane do 100 tys. euro. Jeśli na jego aktywa nie będzie nabywców, osoby mające tam większe pieniądze oraz przedsiębiorstwa mogą je po prostu stracić. To samo dotyczy posiadaczy obligacji emitowanych przez bank i jego spółki. To będą konkretne straty dla firm i instytucji finansowych.
Banki Societe Generale i szwajcarski Credit Suisse wstrzymały finansowanie handlu towarami z Rosji - podała agencja Bloomberg. To może oznaczać początek "zamrażania" całej wymiany handlowej Unii z Rosją, poza paliwami. Przypomnijmy, że kraje Unii importują z Rosji paliwa o wartości ponad 60 mld euro i to ponad jedna trzecia całkowitego importu z tego kraju. Dla importerów wstrzymanie wymiany handlowej z Rosją oznaczają trudne jeszcze do oszacowania straty. Natomiast rosyjski import z UE, Wielkiej Brytanii, Szwajcarii i Norwegii wyniósł w 2021 roku 120 mld dolarów i było to 41 proc. całego rosyjskiego importu towarów. Europejscy eksporterzy też staną w obliczu wielkich strat.
Europejskie koncerny i niewielkie przedsiębiorstwa lokowały w Rosji, Białorusi i Ukrainie inwestycje. Należą do nich niemiecki Volkswagen, francuski Renault, włoski Pirelli czy fiński Nokian, ale też wiele małych firm. Bezpośrednie inwestycje w Rosji - według historycznych kosztów - miały na koniec 2019 roku wartość ponad 350 mld dolarów w przypadku państw Unii, a inwestycje z USA - 14,4 mld dolarów.
Rosja przedstawiła ofertę zagranicznym inwestorom. Wicepremier Andriej Biełousow wskazał im trzy możliwości. Albo firma nadal działa w Rosji, albo zagraniczni udziałowcy przekazują zarząd rosyjskim partnerom, a potem mogą wrócić, albo też na stałe kończy działalność, zamyka produkcję i zwalnia pracowników. Norweski Equinor (dawniej Statoil), należący do państwowego funduszu majątkowego, który ma aktywa w Rosji warte 2,8 mld dolarów jest udziałowcem Rosnieftu. Zapowiedział już, że rosyjskie aktywa w całość odpisze na straty, ale zamierza sprzedać swój udział w Rosniefcie, który przed wojną wart był 1,2 mld dolarów.
Przed takimi decyzjami stoją także inne zachodnie koncerny paliwowe, najwięksi inwestorzy w Rosji. Chęć sprzedaży rosyjskich aktywów zadeklarowały brytyjski BP i Shell. Shell podał, że wychodzi ze spółki mającej fabrykę LNG Sachalin 2, która produkuje 11,5 mln ton gazu skroplonego rocznie i eksportuje go do Japonii i Chin. Shell ma w Sachalin 2 - 27,5 proc. udziałów a 50 proc. jest własnością Gazpromu.
Pod koniec 2021 roku Shell miał aktywa w Rosji warte ok. 3 mld dolarów. BP chce sprzedać 19,75 proc. udziałów w koncernie Rosnieft, co - biorąc pod uwagę spadek wartości rynkowej rosyjskich przedsiębiorstw - może pociągnąć za sobą 25 mld dolarów strat. Nad tym jaką wybrać opcję zastanawia się amerykański Exxon Mobil, który ma spółkę z m.in. Rosnieftem wydobywającą ropę i gaz na Sachalinie, wartą 4 mld dolarów. Na jesieni ogłosił, że zamierza zainwestować kolejne 5 mld w wydobycie z nowych złóż.
Wojna już spowodowała wzrost cen surowców, zwłaszcza energetycznych, a to podniesie i tak wysoką inflację. Niebagatelnie podrożeje żywność, bo ogarnięta wojna Ukraina jest jednym z największych jej dostawców na rynki Europy. Inflacja będzie tylko jednym z powodów osłabienia popandemicznego odbicia gospodarek, gdyż wojna i sankcje nasilą zakłócenia w łańcuchach dostaw.
- W krótszej perspektywie zakłócenia w dostawach energii i surowców będą miały negatywny wpływ na wzrost i na dłużej będą powodować wzrost inflacji. W Europie wzrosło ryzyko stagflacji - napisał Carsten Brzeski, główny globalny ekonomista ds. makroekonomicznych w ING Groep.
Scenariusz stagflacji, czyli wysokiej inflacji i słabego wzrostu był już brany poważnie pod uwagę przez ekonomistów po pandemii. Jest on szczególnie prawdopodobny w Polsce, która i tak ma bardzo wysoką inflację, przez rynki jest postrzegana jako kraj "przyfrontowy", co zwiększa ryzyko walutowe i sprzyja osłabieniu złotego, gospodarka jest wysoce energochłonna, a mix energetyczny jest jednym z najgorszych w całej Unii.
Jest bardzo mało prawdopodobne, żeby do ograniczeń i sankcji szybko dołączyło embargo na rosyjską ropę i gaz, jak tego chce prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski. Ale w przyszłym tygodniu Komisja Europejska ma przedstawić strategię uniezależnienia energetycznego Unii od Rosji. Taka strategia będzie zapewne ogromnie kosztowna, bo będzie wymagać budowy wielkiej infrastruktury - terminale LNG (budowę dwóch zapowiedział już rząd Niemiec), rurociągi przecinające granice, stacje rewersyjne. Jeden z najbardziej mglistych dotąd unijnych projektów - unia energetyczna - może stać się rzeczywistością. To pierwsza strategiczna szansa.
Za surowce energetyczne Unia płaci rocznie Rosji ponad 60 mld euro, a jeśli dodać do tego węgiel jest to 64 mld euro. I - jak wiemy - z tych pieniędzy Putin finansuje wojnę. Pamiętajmy jednak, że 10 lat temu było to niemal dwa razy więcej. Także obroty w handlu pozostałymi towarami pomiędzy Unią a Rosją obniżyły się po inwazji na Krym. Import z Rosji spadł do niespełna 100 mld euro z ponad 150 mld euro przed aneksją. Ponad połowa importu z Rosji to ropa naftowa. Drugą strategiczną szansą jest przyspieszenia przejścia na odnawialne źródła energii w Europie.
Już wydawało się, że "zielona" transformacja się zatrzyma, bo jej krytyka stała się paliwem politycznym, gdy jeszcze przed wojną wzrosły ceny energii. Dlaczego ta się stało? Jürgen Stark, były członek zarządu i Rady Prezesów Europejskiego Banku Centralnego i były wiceprezes Deutsche Bundesbank oraz Thomas Mayer i Gunther Schnabl z Instytutu Badawczego Flossbach von Storch twierdzą, że wzrost ten nastąpił wskutek silnego spadku mocy produkcyjnych "brunatnej" energii w czasie pandemii i braku kompensującego ten spadek wzrostu produkcji energii z "zielonych" źródeł. Ceny "zielonej" energii nie spadły więc wystarczająco z powodu braku odpowiednich mocy, a także infrastruktury do jej absorpcji. Wniosek stąd taki, że trzeba zwiększać moce i budować infrastrukturę.
O trzeciej szansie wspomniał już wysoki przedstawiciel Unii do spraw zagranicznych i polityki bezpieczeństwa Josep Borrell. Jest nią geopolityczne znaczenie Unii. Tylko Unia jako całość może mieć geopolityczne znaczenie. Jeszcze tydzień temu było to niewyobrażalne. Wobec rosyjskiego zagrożenia rządy Polski czy Węgier mówią tym samym językiem co Wspólnota. To może być drugi - po Funduszu Odbudowy - fundament integracji Europy.
Jacek Ramotowski