Nasz bilans handlowy z Chinami pogorszył się z powodu wojny i pandemii
Spada eksport z Polski do Chin. Wcześniej pandemia a teraz wojna w Ukrainie nie ułatwiają wymiany handlowej. Optymalna trasa wiodąca z Chin do Polski prowadzi przez Kazachstan, Rosję i Białoruś.
BIZNES INTERIA na Facebooku i jesteś na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami
- W pierwszym półroczu spadł polski eksport do Chin, i to znacząco, o 8 proc. - mówi agencji informacyjnej Newseria Biznes Janusz Piechociński. - Co do niektórych produktów, które woziliśmy kolejowym Jedwabnym Szlakiem, jest dzisiaj zagrożenie, czy przejadą przez teren państwa rosyjskiego w terminie. Podstawowy szlak wiedzie przez Małaszewicze, Białoruś, Rosję, później do granicy rosyjsko-kazachskiej i kazachsko-chińskiej. Gdyby nie wybuch wojny, nawet przy ograniczeniach COVID-owych w zeszłym roku, pracowaliśmy z polskimi przedsiębiorcami, szukając partnerów po stronie chińskiej i kazachskiej logistyki samochodowej, żeby uruchomić stałe połączenia między Polską i Europą a granicą Kazachstan-Chiny, bo polskie TIR-y jeszcze do Chin wjechać nie mogą.
Inwazja Rosji na Ukrainę i sojusz Białorusi z agresorem skomplikowały i tak utrudnioną przez COVID-owe przerwy w łańcuchach dostaw wymianę handlową Polski z Chinami. Spada głównie eksport z Polski do Państwa Środka. Import rośnie, ponieważ realizowany jest poprzez globalne połączenia oraz Nowy Jedwabny Szlak.
- 32 proc. importu z Chin dzisiaj ma charakter zaopatrzeniowy. Wiele polskich firm nie tylko wykorzystuje chińskie elementy, podzespoły, komponenty, ale także dystrybuuje je na całą UE. Stąd nastawialiśmy się, i słusznie, wykorzystując logistyczne powiązania z kolejowym Jedwabnym Szlakiem, na to, że będziemy swoistym hubem - mówi Janusz Piechociński, prezes Izby Przemysłowo-Handlowej Polska-Azja. Zdaniem eksperta potrzebna jest jednak większa aktywność po stronie polskiej, nie tylko w zakresie transportu.
Optymalna trasa wiodąca z Chin do Polski prowadzi przez Kazachstan, Rosję i Białoruś. Wojna utrudniła komunikację lądową: od 1 sierpnia rosyjskie TIR-y nie mogą wjechać do Polski i innych krajów Europy, a od 10 października polskie i europejskie TIR-y mają zakaz wjazdu do Rosji. Oznacza to konieczność stworzenia na nowo korytarzy transportowych.
Z danych Izby Przemysłowo-Handlowej Polska-Azja wynika, że w latach 2020 i 2021 w przypadku niektórych produktów opłacalne były już nawet przewozy samochodowe w jedną stronę. Trwały więc dyskusje na temat tego, czy rozwiązaniem jest stworzenie i proces ratyfikacji umowy o przewozach międzynarodowych Polska-Chiny, czy uruchomienie połączeń przez sieć partnerów w Kazachstanie, którzy w określonych okolicznościach mogą wjechać na terytorium Chin.
- Jaka była postawa polskich firm w tym procesie? Jedna trzecia była i jest bardzo zainteresowana uruchomieniem tych przewozów, jedna trzecia obawia się, że podpisanie porozumienia z chińską potęgą transportową, kiedy chińskie przedstawicielstwa już są w Kazachstanie, na Białorusi, Ukrainie, w Rosji, może być ryzykowna dla lidera międzynarodowych przewozów w Europie. Jedna trzecia, szczególnie mniejszych i średnich firm, w ogóle jeszcze nie jest gotowa do podjęcia tego typu współpracy i ekspansji - mówi prezes Izby Przemysłowo-Handlowej Polska-Azja. - Proszę prześledzić, ile w związku z wojną otworzyło się nowych kierunków dostaw, choćby związanych z przewozami także z udziałem partnerów logistycznych chińskich zbóż czy olejów z Azji Środkowej czy Ukrainy na rynki europejskie.
Jak podkreśla, dla intensyfikacji przewozów potrzebna jest przede wszystkim większa aktywność Polski w handlu z Chinami. Kraj ten jest drugim partnerem zagranicznym Polski - po Niemczech - w dziedzinie importu. Od stycznia do września 2022 roku włącznie ich udział w przywozie wzrósł do 14,8 proc. z 14,2 proc. rok wcześniej, a wartość towarów sprowadzonych z Państwa Środka do Polski wyniosła 42,5 mld dol. (184 mld zł). To o ponad jedną piątą więcej niż rok wcześniej. Szybciej rośnie nam import jedynie ze Stanów Zjednoczonych. Mowa tu o towarach wyprodukowanych w Chinach. Jeśli bowiem wziąć pod uwagę kraj, z którego produkty do nas przyjechały, tu już udział Chin spada do 9,7 proc., czyli udział importu z tego państwa w styczniu-wrześniu 2022 roku według kraju wysyłki w stosunku do importu według kraju pochodzenia był mniejszy o 5,1 pkt proc. Natomiast w dziedzinie eksportu Chiny nie mieszczą się w pierwszej 10 partnerów Polski, a udział 10. z nich to zaledwie 2,6 proc.
- Kiedy byłem ministrem gospodarki w latach 2012-2015, nasz eksport do naszego importu z Chin to było 1:7 czy 1:8. Dzisiaj to jest jeden do kilkunastu, plus jeszcze mamy ten znaczący spadek - podkreśla Janusz Piechociński.
Jedną z najważniejszych grup produktów, które Polska może oferować i już oferuje chińskim kontrahentom, jest żywność, a zwłaszcza mleko i mięso. Tu jednak przeszkodą są nie tylko kwestie geopolityczne, lecz także weterynaryjno-sanitarne. Przez ostatnie kilkanaście miesięcy Polska była dotknięta grypą ptaków, co ponownie spowodowało wstrzymanie eksportu drobiu do Chin. Dopiero 18 listopada zostaliśmy ponownie uznani za kraj wolny od tej choroby i polskie zakłady będą mogły z powrotem ubiegać się o certyfikację ze strony chińskich władz. W Azji, inaczej niż w Europie, popytem cieszą się zwłaszcza elementy z kurczaka zawierające kości, np. korpusy i skrzydełka, a Polska jest największym europejskim eksporterem drobiu.
Inny perspektywiczny segment rynku to polskie wyroby mleczne. Jak podkreśla Janusz Piechociński, 7 proc. chińskiego importu tych produktów pochodzi z Polski. Jednak - jego zdaniem - krajowi eksporterzy powinni szukać kolejnych możliwości i grup produktów, które trafią w gusta Chińczyków. Problem w tym, że koszty certyfikacji na tamtejszy rynek to wydatek rzędu kilku milionów złotych. A to niejedyne wyzwanie w relacjach handlowych z Państwem Środka.
- Jest szansa na odwrócenie trendu związanego ze spadkiem wywozu polskiej żywności do Azji, w tym do Chin, ale pod warunkiem że utrzymamy bardzo wysoką produkcję. Duże sieci handlowe, duzi importerzy z Chin oczekują długoterminowej współpracy i dużych wolumenów dostaw. I tu okazuje się, że polska firma nie jest w stanie np. dostarczyć 40 kontenerów tego samego produktu. Za często na rynkach azjatyckich polskie firmy przede wszystkim koncentrują się na rywalizacji między sobą, a nie na myśleniu, że razem możemy więcej - podkreśla prezes Izby Przemysłowo-Handlowej Polska-Azja.
Jak dodaje, wiele zależy od zaangażowania przedstawicieli władz, ale także samego biznesu i wspólnych inicjatyw na rzecz większej aktywności.
- Możemy wykorzystać diasporę chińską, azjatycką w Polsce, przedsiębiorców, którzy znają tamtą kulturę biznesu, warunki i mogą być gwarantami szczególnie dla małych i średnich firm, że transakcje będą terminowo zrealizowane, a deklarowane kwoty wpłacone w terminie - mówi Janusz Piechociński.
Zobacz także: