NBP: Mamy czym obronić złotego
NBP uważa, że podpisanie kolejnej umowy dot. Elastycznej Linii Kredytowej nie jest potrzebne, ale jest otwarty na dyskusje na ten temat z ministerstwem finansów - poinformował w czwartek dziennikarzy wiceprezes NBP Witold Koziński. Według niego, Polska ma obecnie dobrą pozycję makroekonomiczną i jest w bardzo dobrej sytuacji, jeśli chodzi o rezerwy walutowe.
NBP uważa, że podpisanie kolejnej umowy o elastycznej linii kredytowej nie jest potrzebne. Deklaruje jednak, że jest otwarty na dyskusje na ten temat z resortem finansów. Premier uważa, że utrzymanie FCL byłoby zabezpieczeniem dla Polski "na wszelki wypadek".
Wiceprezes NBP Witold Koziński powiedział w czwartek, że można poczekać z przedłużeniem umowy dotyczącej elastycznej linii kredytowej (FCL - Flexible Credit Line). Wskazał, że 5 maja mija rok od podpisania pierwszej umowy dotyczącej tego kredytu z Międzynarodowym Funduszem Walutowym. Jego zdaniem, nie jest to data, która zmuszałaby nas do podpisania kolejnej umowy. "Możemy to zrobić parę miesięcy później, nawet rok później. Sądzimy, że podpisanie kolejnej umowy o elastyczną linię kredytową nie jest potrzebne" - powiedział.
Według banku centralnego, Polska ma obecnie dobrą pozycję makroekonomiczną i jest w bardzo dobrej sytuacji, jeśli chodzi o rezerwy walutowe. Koziński poinformował, że w ciągu roku aktywa rezerwowe Polski wzrosły o 17,4 mld dolarów, tj. o prawie tyle, ile wynosi FCL. Zapowiedział, że jeżeli resort finansów dojdzie do wniosku, że linia jest potrzebna, to NBP "jest otwarty na dyskusje".
Do przeciwników przedłużania umowy dotyczącej elastycznej linii kredytowej dołączył w czwartek wicepremier, minister gospodarki Waldemar Pawlak. "Na razie nie ma potrzeby wystąpienia o przedłużenie FCL. To jest polisa, tymczasem trzeba skupić się na wzroście i wykorzystaniu środków z UE" - mówił na konferencji prasowej.
Tymczasem premier Donald Tusk wyraził opinię, że podtrzymanie elastycznej linii kredytowej byłoby zabezpieczeniem dla Polski "na wszelki wypadek". Zapowiedział, że precyzyjną ocenę w tej sprawie zostawia ministrowi finansów Jackowi Rostowskiemu. Zaznaczył, że elastyczna linia kredytowa była dowodem względnego, ale dość wyraźnego zaufania do Polski, w przeciwieństwie do bardzo wielu innych państw.
Zdaniem premiera sporo racji ma resort finansów, który przekonuje - widząc co się dzieje w niektórych państwach UE - że lepiej jest dmuchać na zimne i mieć zabezpieczenie w postaci dostępu do elastycznej linii kredytowej. "Ta ostrożna polityka Rostowskiego - jeśli chodzi o finanse - na razie przecież sprawdza się całkiem nieźle, mówiąc delikatnie"- ocenił premier.
Przedłużenie FCL poparła prof. Anna Zielińska-Głębocka z Rady Polityki Pieniężnej. Jej zdaniem koszt kredytu jest niewielki w stosunku do wydatków NBP, szczególnie jeżeli może to zagwarantować Polsce stabilność, zaufanie i wiarygodność. Wskazała na nienajlepszą sytuację m.in. Grecji i związane z tym ryzyka i niepewności. Wyraziła nadzieję, że stanowisko MF zyska akceptację zarządu NBP.
Umowę z MFW dotyczącą tzw. elastycznej linii kredytowej Polska podpisała w maju ubiegłego roku. Zgodnie z nią Polska przez rok ma dostęp do ok. 20,58 mld dolarów, które zasilają rezerwy walutowe banku centralnego. Środki te nie są wykorzystywane. FCL przyznawany jest jedynie krajom o stabilnych fundamentach makroekonomicznych. Ministerstwo Finansów uważa, że wobec niepewnej sytuacji na świecie przedłużenie dostępu do elastycznej linii kredytowej jest zasadne.
Według NBP koszt kredytu to ok. 182 mln zł, które obciążają wynik NBP. Bank centralny szacuje, że gdyby Polska faktycznie chciała skorzystać z linii kredytowej, to w przypadku wykorzystania 30 proc. przyznanych środków na 5 lat opłata wyniosłaby powyżej 1 mld zł, a przy wykorzystaniu 100 proc. środków - 1,4 mld zł.
Inflacja, bezrobocie, PKB - zobacz dane z Polski i ze świata