Nie szkoda płac dla "R" gdy płonie cały budżet
Zgodnie z deklarowaną zasadą: oszczędzanie zacznijmy do siebie, podjęto również decyzję o zamrożeniu płac w administracji centralnej, tzw. "R". Może to i ładnie, ale dla budżetu - bez znaczenia. Prawdziwe sprawdziany przyjdą niebawem.
Słowa piosenki "Nie szkoda róż, gdy płonie las..." to, wbrew temu, że występują w niej i róże i kojący nerwy las, jeden z najbardziej brutalnych tekstów w historii polskiej piosenki. Ale też nie sposób się z nim nie zgodzić. Dodatkowo słowa te jak ulał pasują do sytuacji w jakiej znalazł się nowy wicepremier i minister finansów Marek Belka. Wobec dramatycznej sytuacji finansów publicznych odziedziczonych po poprzednikach, na początek, miał do wyboru dwa warianty:
- znowelizować budżet
- ograniczyć tegoroczne wydatki budżetowe.
Zdecydował się na podjęcie tej drugiej próby, nie wykluczając konieczności skorzystania i z pierwszej ewentualności, ale pod koniec roku. Podkreślmy, próby. Bo rząd znalazł się w sytuacji może nie pierwszego poważnego sprawdzianu, ale już kartkówki. Wiadomo, ograniczanie globalnych i nieco abstrakcyjnych wydatków zawsze przychodzi łatwiej, a diabeł zaczyna wychodzić ze szczegółów. Jeszcze nieco nieśmiałe, ale już słychać protesty z poszczególnych resortów. Pierwszy spór rysuje się szczególnie wyraźnie na linii minister zdrowia - finanse publiczne. Tym bardziej, że po raz pierwszy w tej reformie zdrowia bez reformy pojawił się pomysł nie organizacyjny, ale merytoryczny - inne, przynajmniej częściowo, finansowanie służby zdrowia. To jednak nie musi spotkać się z entuzjastycznym przyjęciem środowiska i resortu. Zapewne, między innymi z tych przyczyn, i nie dopracowania szczegółów, nie mieliśmy spektakularnego rozporządzenia, wydanego w sobotę, w drugim dniu od powołania rządu, ograniczającego tegoroczne wydatki budżetowe o około 9 mld złotych. Zamiast tego ustalono jedynie, że cięcia będą dotyczyły wszystkich wydatków w takim samym stopniu, a ich skala wyniesie 8,5 mld złotych, czyli 6,5 proc. w skali roku.
To karkołomne przedsięwzięcie jest jednym z elementów łączących bilans zamknięcia rządu Jerzego Buzka i bilans otwarcia gabinetu Leszka Millera. Pozycji, w których liczby i poglądy w tych dokumentach (bilansu otwarcia jeszcze nie znamy) będą zasadniczo rozbieżne, jest wiele. Ale ta jest jedną z zasadniczych:
- zamrożenie wydatków na mniej więcej takim poziomie proponował już w czerwcu tego roku minister Bauc, ale później była nowelizacja budżetu o której wszyscy wiedzieli, że będzie nie wystarczająca
- jest sprawdzianem zdyscyplinowania i jedności rządu o którym mówiło się, że będą to jego główne atuty
- nie zwiększa zadłużenia finansów publicznych rzutujących na lata przyszłe
- jest wstępem do bilansu otwarcia.
Tak jak ustępująca ekipa ma prawo do przedstawienia bilansu zamknięcia swoich dokonań, tak ekipa przystępująca do rządzenia ma prawo do przedstawienia swojego bilansu otwarcia. Obydwa dokumenty, jakby nie powstawały, nie są obiektywne, są subiektywnym zapisem oglądu sytuacji. I na tym podobieństwa między nimi kończą się. Zdający rządzenie chcą bowiem wyeksponować swoje sukcesy, przejmujący rządzenie chcą społeczeństwo przekazać taki obraz sytuacji, by każda poprawa mogła pójść już na ich konto. My znajdujemy się jednak w dosyć specyficznej sytuacji: koloryzujący rzeczywistość nie bardzo mają co kolorować, zresztą nie wiadomo po co, bo ich w polityce zwyczajnie nie ma; przyczerniający, nie mają czego przyczerniać, bo i bez tego wszystko jest prawie czarne. Ważne jest natomiast by powyciągać możliwie dużo "trupów z szaf", bo i tak wszystkich się nie znajdzie.
Zgodnie z deklarowaną zasadą: oszczędzanie zacznijmy do siebie, podjęto również decyzję o zamrożeniu płac w administracji centralnej, tzw. "R". Może to i ładnie, ale dla budżetu - bez znaczenia. Prawdziwe sprawdziany przyjdą niebawem.