Niemcy nie pomagają Europie. Pomagają bankom

Wyjście Grecji ze strefy euro będzie dobre dla Europy. Euro przestanie się dewaluować, nie będziemy toczyć walk politycznych. Nie demonizujmy też skutków bankructwa Grecji. Przestańmy rozpaczać nad krajami PIIGS, to małe kraje - stanowią 25 proc. niemieckiej gospodarki - mówi w wywiadzie niemiecki ekonomista prof. Matthias Otte.

Obserwator Finansowy: Tygodnik "Der Spiegel" donosi, że legendarny kanclerz Niemiec Helmut Kohl jest wściekły na Angelę Merkel. Powiedział podobno, że obecna kanclerz niweczy jego dorobek. O co chodzi Kohlowi?

Prof. Matthias Otte: - Z tego, co wiem Helmut Kohl złożył już dementi. Zaprzeczył, że powiedział o niweczeniu dziedzictwa. Może zresztą i powiedział to w prywatnej rozmowie. Oficjalnie Kohl jest bardzo zmartwiony. Nic dziwnego, bo jesteśmy w sytuacji, która nie wiadomo jak się rozwinie. Angela Merkel ma swój wkład w obecny kryzys euro. Fundament pod te problemy wylał jednak Helmut Kohl lata temu. To on był współtwórcą europejskiej unii monetarnej. Wierząc w zjednoczoną Europę projektował system wspólnej polityki monetarnej, który nie miał żadnego ekonomicznego uzasadnienia. Dziś musimy się z nim borykać.

Reklama

Kohl twierdzi, że Niemcy są hamulcowym Europy, która chce pomagać walącym się gospodarkom Grecji, Portugalii. Ale przecież Niemcy pomagają, a niemieckie społeczeństwo buntuje się wobec takiej pomocy.

- No tak, ale my nie pomagamy Grecji. My w ten sposób pomagamy bankom, które utrzymywane są przy życiu z kieszeni europejskiego, w tym niemieckiego podatnika. Cała ta polityka uderza zwłaszcza w klasę średnią. Ludzie, którzy mają dziś jakieś oszczędności, stopniowo będą je tracić. Stopniowo - nie w ciągu jednej nocy, ale systematycznie przez następne miesiące i lata. I nic nie będą mogli z tym zrobić. Dzisiejsza polityka Unii dewaluuje euro. A niemiecki rząd zdaje się nie rozumieć, gdzie jest nasz narodowy interes. Zresztą - Niemcy nie są dziś już, jak kiedyś, krajem niepodległym, nie mamy niezależnej polityki monetarnej, Bundestag nie jest tak niezależny jak kiedyś. Jest system monetarny Europy z Europejskim Bankiem Centralnym będącym pod olbrzymią presją polityczną polityków nie z jednego, a z kilkunastu krajów. I mamy to wszystko na własne życzenie. Mam nadzieję, że Helmut Kohl zdaje sobie sprawę z tego, że gdy myślał tylko o integracji, nie dbając specjalnie o szczegóły, sprowadzał kolejnym pokoleniom kłopoty na głowę.

To co powinna robić Angela Merkel? Płacić? Nie płacić?

- Przede wszystkim naciskać na to, by zaostrzać nadzór nad rynkami finansowymi. Kolejna rzecz - Grecja powinna ogłosić bankructwo. I dopiero wówczas Europa powinna rozpatrzyć jej wołanie o pomoc. W geście solidarności powinny wówczas płynąć fundusze pomocowe - jednak pod bardzo konkretnymi warunkami. Podobnie jak działo się to z Islandią. Niemcy powinny też dążyć ku temu, żeby powstała europejska agencja ratingowa. Jesteśmy zbyt uzależnieni od spoglądania na dane amerykańskich agencji.

Czyli Niemcy powinny naciskać na rządy europejskie, żeby skłonić Grecję do bankructwa? A Portugalię?

- Tak! Takie bankructwo, to jedyna szansa dla Grecji. To przecież nie jest koniec państwa. Państwo może w ten sposób pozbyć się nieco długu i zacząć od nowa. Oczywiście nie jest to droga łatwa.

A skutki dla Unii?

- Nie demonizujmy. Grecja, Portugalia, Irlandia stanowią 25 procent niemieckiej gospodarki. To są bardzo małe kraje. Trochę inaczej jest z Włochami, które dziś znajdują się w kryzysie. Ja jednak inaczej patrzę na Włochy. Tamtejsze problemy mają raczej podłoże polityczne. Włochy są w dużo lepszej sytuacji fiskalnej niż np. Stany Zjednoczone. Przestańmy więc rozpaczać nad krajami PIIGS. Przywódcy Europy powinni raczej skupić się na istotnych kwestiach dot. polityki - budowania mechanizmów kontroli rynków finansowych, uszczelniania systemów, itd.

W tym samym czasie gdy Grecja i Portugalia wołają o pomoc, peryferia Unii, w szczególności kraje spoza strefy euro wychodzą na prostą. Z analizy CDS-ów (analiza poziomów tzw. credit default swaps) wynika, że np. Łotwa i Islandia mają się coraz lepiej. Czy powinniśmy wierzyć danym płynącym z rynku kapitałowego?

- To prawda, że są w o wiele lepszej kondycji, ale nie dlatego, że tak mówią CDS - y. Nie zwracałbym tak dużej uwagi na informacje, płynące z rynków finansowych. Rynki ulegają bardzo chwilowym nastrojom - od euforii po panikę. I w istocie często wprowadzają gospodarki w błąd. Jestem pełen nadziei, jeśli chodzi o Łotwę, która przeprowadzała dynamiczne reformy. I jeśli chodzi o pozostałe kraje bałtyckie. Proszę też zwrócić uwagę, że coraz lepiej ma się Rosja.

Czy powodem dość szybkiego wychodzenia z kryzysu tych krajów mógł być fakt, że nie weszły one przed 2008 rokiem do strefy euro? Fakt dewaluacji ich waluty w kryzysie istotnie wspierał np. eksport...

- Nie wiem, czy to przyczyna, ale było to pomocne. Proponuję dziś zresztą Grecji, Irlandii i Portugalii, żeby opuściły strefę euro. Mówiłem to już lata temu.

Teraz powinny opuścić strefę?

- Tak, dlaczego nie. Ale najpierw bankructwo. Cięcia długu. Powrót do swojej waluty. I to nie jest koniec Europy. Czy to nie jest demokratyczne, mieć swoją własną politykę monetarną? Kraje Unii powinny mieć możliwość powrotu do swojej waluty. Kiedy dwa lata temu byłem w Krynicy na Forum Ekonomicznym, to samo proponowałem waszym politykom. Powinniście jak najdłużej utrzymać złotego. Właściwie na zawsze. Macie dobrą gospodarkę, dobre regulacje. Lepiej mieć własny system monetarny.

A jakie będą konsekwencje wyjścia Grecji z eurozony?

- Co ma pani na myśli?

Konsekwencje dla Europy...

- To będzie dobre dla Europy, euro przestanie się dewaluować. Nie będziemy toczyć takich walk politycznych, jak dziś. To będzie mieć pozytywny wymiar.

W 2006 roku w książce "Der Crashkommt" przewidział pan kryzys ekonomiczny 2008 roku. Jak dziś widzi pan następne dwa lata Unii? Poszczególne kraje będą opuszczać strefę?

- To wszystko jest bardzo uzależnione od polityki. Myślę, że dzisiejsze rządy będą bardzo bronić wspólnej Europy - wspólnej polityki monetarnej. Będzie to skutkowało trwaniem dzisiejszego dramatu przez kolejne lata. Nie sądzę jednak, by wydarzyło się w tym czasie coś spektakularnego, bo Niemcy wciąż są silne, silna jest Holandia, Polska...wasza gospodarka też jest w dobrym stanie. Jednak przedłużający się problem Europy będzie na rękę Stanom Zjednoczonym. W ten sposób odsuwa się bowiem uwaga świata od prawdziwego problemu globalnej gospodarki jakim są USA. Gdy Europa walczy, nikt nie patrzy na Stany.

USA zbankrutują?

- W gospodarczym sensie już są bankrutem. Deficyt na poziomie 11 procent, 15-porcentowe bezrobocie... Jest źle. Nie ma sensu rozważać tego, czy zbankrutują.

Skąd bierze się coraz większa popularność mierzenia kondycji państwa przy pomocy danych płynących z rynku kapitałowego? Agencje ratingowe, badanie poziomów CDS-ów... Słyszymy o nich dziś co najmniej tyle samo, co o podstawowych danych makroekonomicznych.

- To jest jakieś szaleństwo. Analizowanie CDS-ów wcale nie jest dobre, jest gorsze nawet od danych agencji ratingowych. Rynki kapitałowe zawsze przesadzają, nie mają dobrego oglądu. Ich raporty są zwykle zbyt optymistyczne lub zbyt pesymistyczne. To jak oglądanie footballu. nieodpowiedzialne patrzeć na gospodarkę jak na mecz sportowy.

Rozmawiała Katarzyna Kozłowska

Prof. Matthias Otte pracuje na University of Applied Sciences Worms, jest wieloletnim wykładowcą Boston University, publicystą m.in. "Frankfurter AllgemeineZeitung", "Die Welt", "Der Spiegel".

Obserwator Finansowy
Dowiedz się więcej na temat: europ | pomaganie | euro | Niemcy | kraje | niemiecki
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »