Niepewna przyszłość Hiszpanii
Trudna sytuacja gospodarcza Hiszpanii sprawia, że niektórzy analitycy postrzegają ten kraj jako kolejną kostkę domina mogącą doprowadzić do następnego kryzysu lub, co najmniej, do poważnego zachwiania stabilności europejskiej wspólnoty.
Od 2008 r., czyli od momentu, kiedy kraj dotknęła recesja, PKB Hiszpanii systematycznie spada, choć w ostatnim kwartale dane banku centralnego z Madrytu pokazały, że wartość produktu krajowego wzrosła w pierwszym kwartale 2010 r. w porównaniu do poprzednich trzech miesięcy o 0,1 proc. Hiszpański bank centralny, który opublikował te dane w swoim ostatnim raporcie, przypisuje reanimację gospodarki wzrostowi konsumpcji prywatnej oraz ożywieniu importu i eksportu. Ekonomiści jednak hamują przedwczesną euforię, twierdząc, że finanse publiczne i sektor bankowy nadal znajdują się w nie najlepszej kondycji i na twierdzenie, że wreszcie nastał koniec kryzysu, jest zdecydowanie za wcześnie. Także premier Hiszpanii Jose Luis Zapatero nie zamierza składać obietnic bez pokrycia i otwarcie przyznaje, że utrzymanie wzrostu gospodarczego jest mało prawdopodobne w tym roku i przewiduje, że cały 2010 r. przyniesie ujemny wynik PKB rzędu 0,3 proc. Chcąc zniwelować skutki kryzysu, rząd przeforsował nawet w parlamencie, narzucony przez UE pakiet cięć budżetowych o wartości 15 mld euro w ciągu dwóch lat.
Tym czasem agencja ratingowa Standard & Poor's zapowiedziała, że w ciągu kolejnych sześciu lat gospodarka Hiszpanii będzie wzrastać w tempie zaledwie 0,7 proc. Fitch, inna agencja prowadząca działalność analityczną, wyraziła co prawda przekonanie, że sytuacja Hiszpanii staje się stabilna, lecz zaznaczono także pewne punkty zapalne mogące zagrozić jej rozwojowi gospodarczemu. Należy pamiętać, że chociaż wartość PKB w ostatnim kwartale wzrosła, wynik za pierwsze 3 miesiące bieżącego roku jest niższy o 1,3 proc. niż przed rokiem.
Ogromną bolączką Hiszpanii jest deficyt budżetowy. W tej kwestii kraj znajduje się na trzecim miejscu wśród członków Unii Europejskiej z deficytem wynoszącym 11,2 proc. PKB. Przekracza on również limit określony w Traktacie z Maastricht i to prawie czterokrotnie. Z drugiej strony, hiszpański dług publiczny nie przedstawia się aż tak tragicznie, gdyż wynosi "jedynie" 66 proc. PKB i tym samym jest o prawie połowę niższy niż grecki sięgający 110 proc. PKB.
Rząd Jose Luisa Zapatero robi co w jego mocy, aby obniżyć deficyt. Zobowiązał się nawet przed Komisją Europejską do osiągnięcia poziomu określonego w Traktacie z Maastricht przed 2013 r. Przedstawiciele banku centralnego Hiszpanii uważają jednak, że plany te mogą być trudne do zrealizowania, ponieważ program opiera się, ich zdaniem, na zbyt optymistycznym scenariuszu. Rada ministrów stara się jednak podejmować jednoczesne kroki na wielu płaszczyznach w celu ograniczenia deficytu. Wprowadzony plan cięć budżetowych i zapowiedź wprowadzenia reform wywołały niezadowolenie wśród członków związków zawodowych, którzy uważają projekt za niesprawiedliwy i niepotrzebny. Suchej nitki na rządzących nie zostawiła też opozycja, przeciwna tak drastycznemu zaciskaniu pasa. Pojawiły się nawet groźby zorganizowania strajku generalnego. Jednak odpowiedź premiera Zapatero na te ostrzeżenia była jednoznaczna: "Nie ustąpimy związkowcom". Program przewiduje m.in. ograniczenie płac w sektorze budżetowym o 5 proc., natomiast urzędnicy państwowi stracą aż 15 proc. ze swoich comiesięcznych wypłat. Inne zmiany w obecnych regulacjach będą obejmować także becikowe, które obecnie jest wypłacane w wysokości 2500 euro, zawieszenie automatycznego dostosowywania wysokości rent i emerytur do bieżącego poziomu inflacji oraz cięcia rzędu 1,2 mld euro w funduszach regionalnych. Celem Zapatero jest zmniejszenie deficytu z 11,2 proc. PKB za 2009 r. do 9,3 proc. w tym roku. Premier oświadczył, że "Hiszpania pragnie przy pomocy własnej stabilności finansowej przyczynić się do stabilności strefy euro" - podaje portal informacyjny Spanish News. Środki te musiały zostać podjęte, aby inwestorzy nie stracili zaufania do Hiszpanii tak, jak to miało miejsce jakiś czas temu w przypadku Grecji.
- Nikt nie może wątpić, że Hiszpania jest silnym krajem i że wypełni swoje zobowiązania - podkreślił Zapatero.
Dla ekspertów jasne jest, że obecny premier ma zdecydowanie socjalistyczne poglądy i od momentu objęcia przez niego władzy, wydatki na cele społeczne wzrosły znacznie, bo aż o 50 proc. Dlatego reforma prędzej czy później musiała się pojawić. Obecna sytuacja stała się tylko pretekstem do tego kroku.
Hiszpańską gospodarkę pogrąża dodatkowo recesja na rynku nieruchomości. Ekonomia Madrytu jest dość silnie uzależniona od sektora budowlanego. Niestety ten jest branżą najsilniej chyba nękaną przez skutki kryzysu i ceny mieszkań nieprzerwanie spadają, co prowadzi do niestabilnej sytuacji ekonomicznej innych sektorów i całego kraju. W porównaniu do 2007 r., kiedy ceny nieruchomości w Hiszpanii były najwyższe, ich wartość spadła średnio o 15,7 proc. Największy spadek odnotowano w regionach nadmorskich, gdzie ceny domów zmalały o 22 proc., co może okazać się nie lada gratką dla chcących nabyć nieruchomość w tej atrakcyjnej okolicy. Branża budowlana przyczynia się do wytworzenia 20 proc. rocznego PKB w Hiszpanii, dlatego nie ma nic dziwnego w fakcie, że przy zachwianiu budownictwa skutki są odczuwalne przez całą gospodarkę kraju.
Jednak największym problemem, który spędza sen z powiek władzom Hiszpanii, jest bezrobocie. Jego wartość osiągnęła już poziom 20 proc. i stanowi rekordowy wynik od 1997 r. W najgorszej sytuacji znajdują się pracownicy sektora budowlanego, gdyż tam bezrobocie spadło aż o 17 proc. w ciągu ostatniego roku. Zła sytuacja pracowników tej branży jest bezpośrednio związana z zastojem na rynku budowlanym. Sektor usługowy pozbył się w tym samym czasie 3,2 proc. miejsc pracy. Bezrobocie jak zwykle najdotkliwiej uderza w debiutujących na rynku pracy - wśród osób pomiędzy 16. a 19. rokiem życia wynosi ono 60 proc. Na hiszpańskim rynku pracy w trudnej sytuacji są także kobiety, gdyż stopa bezrobocia wśród nich wynosi 19 proc. (dwukrotność średniej panującej w krajach strefy euro). Jeśliby rozpatrywać kwestię bezrobocia, biorąc pod uwagę regiony kraju, to znacznie bardziej dotknięte problemem braku zatrudnienia są obszary południowe. Andaluzja przedstawia najbardziej tragiczny obraz ze swoim 27-proc. bezrobociem. Północne krainy Hiszpanii znajdują się w znacznie korzystniejszym położeniu, stopa bezrobocia nie jest tam wyższa niż w innych krajach Eurolandu. W bogatszych regionach Hiszpanii, takich jak Kraj Basków, Nawarra czy Kantabria, bez pracy jest ok. 10 proc. populacji w wieku produkcyjnym.
Informacją, która w ostatnim czasie wstrząsnęła krajem, było przejęcie przez hiszpański bank centralny katolickiego banku CajaSur. Okazało się, że niespłacone kredyty instytucji mogą wymagać wsparcia w wysokości 500 mln euro. Natychmiastową reakcją był spadek wartości tej waluty. CajaSur jest jednym z największych podmiotów tego typu w Hiszpanii. Ta kasa oszczędnościowo-kredytowa przechowuje 0,6 proc. wszystkich aktywów kraju. Firma miała w planach połączenie się z inną instytucją udzielającą kredytów, Unicają. Niestety fuzja nie doszła do skutku ze względu na rozbieżność pomysłów strategicznych na temat rozwoju spółki - Unicaja zaproponowała plan restrukturyzacji, który wymagałby zwolnień części załogi, na co stanowczo nie zgodził się bank CajaSur. W tej sytuacji jedynym wyjściem pozostało przejęcie kasy przynoszącej straty przez bank centralny. W marcu 2009 r. miała miejsce podobna sytuacja, kiedy bank centralny musiał ruszyć z odsieczą innej kasie, Caja Castilla de la Mancha. Celem rządu jest zmniejszenie ilości kas oszczędnościowych w kraju poprzez łączenie ich. Obecna liczba 45 takich instytucji ma zostać zmniejszona do kilkunastu.
Dodatkowo do poprawienia sytuacji ekonomicznej w Hiszpanii na pewno przyczyniły się stopy procentowe, które były utrzymywane na niskim poziomie w sztuczny sposób. Dzięki temu przeciętny mieszkaniec Hiszpanii, jak również lokalne przedsiębiorstwa, nie odczuły większych zmian w kwestii spłacanych kredytów. Także wartość domów i mieszkań nie obniża się już tak drastycznie - w pierwszym kwartale bieżącego roku spadek ten wyniósł 4,7 proc., co jest znaczną zmianą w porównaniu do spadku rzędu 6,3 proc. z grudnia 2009 r. Zatem pozostaje tylko mieć nadzieję, że wzrost PKB nie jest jedynie efektem chwilowych zawirowań, ale tendencją, która wyciągnie Hiszpanię z dołka gospodarczego.
Agnieszka Białczak