Nord Stream 2: Do ułożenia pozostało tylko 160 km rur

Gigantyczna kara nałożona przez UOKiK nie powstrzyma Gazpromu przed ukończeniem budowy drugiej nitki gazociągu biegnącego po dnie Bałtyku. Spółka oraz firmy współfinansujące projekt odwołają się od decyzji polskiego Urzędu. Do ukończenia zostało zaledwie 6 proc. Nord Stream 2. Opóźnienia w realizacji inwestycji nie blokują Gazpromu - wciąż ma do dyspozycji inne szlaki tranzytowe.

Gazprom zapowiedział już, że nie zgadza się z decyzją Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów i zamierza się od niej odwołać. - Decyzja UOKiK narusza zasady legalności, proporcjonalności i rzetelnego procesu sądowego, a bezprecedensowa wysokość kary wskazuje na chęć, by za wszelką cenę sprzeciwić się realizacji projektu Nord Stream 2 - poinformowała rosyjska spółka cytowana przez rosyjski portal RBC.

UOKiK nałożył ponad 29 mld zł kary na Gazprom i kolejnych 234 mln zł na pięć spółek z Europy Zachodniej finansujących inwestycję. Urząd ukarał firmy za "koncentrację bez zgody polskiego organu antymonopolowego". Nakazał też rozwiązanie umów zawartych w celu finansowania budowy gazociągu.

Reklama

Co dalej?

Jak wyjaśnia w rozmowie z Interią Małgorzata Banasik, radca prawny z kancelarii Banasik Woźniak i Wspólnicy Sp. K., firmy mają miesiąc na odwołanie się od decyzji Urzędu do polskiego Sądu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Później mogą jeszcze odwołać się do Sądu Apelacyjnego. - Czyli mamy w kraju dwie instancje odwoławcze. A dalej - instytucje unijne. I zapewne ukarane podmioty z tego skorzystają - informuje Banasik. - Decyzja UOKiK jest brawurowa, niespotykana wręcz pokazowa. Zobaczymy, czy utrzyma się w mocy - dodaje.

Banasik wyjaśnia, że kara nałożona w Polsce może być wyegzekwowana w Unii Europejskiej. Przypomina, że mieliśmy już do czynienia z sytuacją, gdy majątek Gazpromu znajdujący się w państwach UE był przedmiotem egzekucji. Można tu wskazać choćby zajęcie przez sąd holenderski 100 proc. akcji należących do Gazpromu w South Stream Transport B.V. po wydaniu wyroku w Trybunale w Sztokholmie na korzyść ukraińskiego Naftohazu.

- Egzekucja mogłaby się odbyć np. z akcji Gazpromu w Nord Stream 2 AG, czy innych, w których Gazprom posiada akcje czy udziały. Formalnie jest to możliwe. Pytanie, czy taka egzekucja okazałaby się skuteczna i czy majątek Gazpromu i innych spółek działających na terenie UE wystarczałby na wyegzekwowanie nałożonych kar - mówi.

Zaznacza, że kwota rzeczywiście jest ogromna, ale wyrok będzie jeszcze rozpatrywany przez kolejne sądy. - Do egzekucji jeszcze długa droga - informuje.

Inwestycja w toku

Jak informuje Banasik, decyzja wydana przez UOKiK nie blokuje budowy gazociągu. Istnieje natomiast możliwość zastosowania przez prezesa UOKiK środków restytucyjnych w sytuacji, gdy koncentracja, na którą wcześniej nie wyraził zgody, została dokonana. - Prezes UOKiK ma w takim przypadku prawo wydania decyzji, na mocy której nakaże podział połączonego przedsiębiorcy, zbycie całości lub części majątku przedsiębiorcy czy zbycie udziałów lub akcji zapewniających kontrolę nad przedsiębiorcą lub rozwiązanie spółki, nad którą przedsiębiorcy sprawują wspólną kontrolę - wyjaśnia.

Dr Szymon Kardaś, ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich specjalizujący się w polityce energetycznej Rosji, w rozmowie z Interią zwraca uwagę, że kara nałożona na Gazprom przez UOKiK jest gigantyczna. - Dotychczas rekordowa była kara nałożona na Google: 5 mld dol. Gazprom został ukarany grzywną 7,6 mld dol. - mówi.

Działanie UOKiK nie zmieni jednak, zdaniem Kardasia, podejścia Gazpromu do inwestycji. - Myślę, że gazociąg będzie już gotowy do czasu, gdy cała sprawa znajdzie finał. Postępowania mogą trwać wiele miesięcy, może nawet lat - informuje.

Pod wiatr, ale do przodu

Ekspert OSW podkreśla, że pozostało do ułożenia zaledwie 160 km rur, co stanowi ok. 6 proc. całego projektu. - Naprawdę nie chce mi się wierzyć, że Rosja czy Niemcy wycofają się z projektu na takim etapie jego zaawansowania - mówi. Przyznaje, że wyzwań nie brakuje, ale z drugiej strony rosyjska inwestycja napotyka bariery nie od dziś, a mimo wszystko jest realizowana.

Analityk przywołuje fakty z przeszłości - brak zgody UOKiK na powołanie konsorcjum przez firmy finansujące budowę, następnie kłopoty z pozwoleniami na budowę. Istotnym problemem było wprowadzenie w UE dyrektywy gazowej, która nakazuje dostęp stron trzecich do tego typu projektów i zakazuje, by ta sama firma była właścicielem infrastruktury i przesyłanego surowca. - Dyrektywa miała istotnie ograniczyć opłacalność projektu. Tymczasem Gazprom kładł rury dalej - wskazuje Kardaś.

Najskuteczniejszym blokującym okazali się okazali się ostatecznie Amerykanie. Po nałożeniu sankcji przez USA na wykonawców prac budowlanych przy Nord Stream 2, prace na Bałtyku wstrzymała szwajcarska firma Allseas układająca rurociąg. Rosjanie zdecydowali się dokończyć budowę sami. Główną jednostką układającą rury miał być Akademik Czerski. Musiał on jednak przejść proces modernizacji. - Nie da się zweryfikować, czy modernizacja została już przeprowadzona. Na razie budowa nie jest kontynuowana - mówi Kardaś.

Newralgiczną kwestią jest ubezpieczenie jednostek i samych prac związanych z układaniem rur. Zachodnie towarzystwa ubezpieczeniowe nie chcą tego zrobić, bo obawiają się, że zostaną wciągnięte na listę sankcyjną, czym grożą im USA. Strona rosyjska sugerowała, że w tej sytuacji może skorzystać z ubezpieczenia rosyjskiej państwowej Kompanii Reasekuracyjnej, która i tak jest na liście sankcyjnej, więc nie ma nic do stracenia. Otwartym pozostaje pytanie, czy Duńczycy będą gotowi uznać tego typu ubezpieczenie.

Do tego dochodzą kwestie polityczne. Po niedawnej próbie zatrucia w Rosji opozycjonisty Aleksieja Nawalnego powróciły postulaty, że nie powinno się z Rosją robić interesów. Kardaś uważa jednak, że ta sytuacja o niczym nie przesądza. - Nord Stream 2 ma już pięcioletnią historię. Sam moment jego ogłoszenia był wymowny -  stało się to ponad rok po aneksji Krymu. Wydawało się wtedy, że napięcie polityczne jest tak duże, że żadne projekty strategiczne z Rosją nie wchodzą w rachubę. Mimo wszystko projekt ogłoszono - zauważa.

Po drodze był jeszcze incydent w Cieśninie Kerczeńskiej, który wywołał kolejny międzynarodowy kryzys. Trzy niewielkie okręty ukraińskie w listopadzie 2018 roku zostały zatrzymane przez siły specjalne Rosji. Rosjanie staranowali wówczas holownik i ostrzelali jednostki. Rannych zostało kilka osób, zatrzymano 24 ukraińskich marynarzy. Rosja zarzucała załodze nielegalne przekroczenie swojej granicy państwowej. Nie przełożyło się to w żaden sposób na realizowaną inwestycję.

Bliżej końca niż dalej

Projekt Nord Stream 2 się opóźnia i nie wiadomo, kiedy będzie gotowy. Na dziś nie jest to jednak dla Rosjan zasadniczym problemem. Kardaś podkreśla, że mają oni umowę tranzytową z Ukrainą obowiązującą do 2024 roku. Dysponują też alternatywnymi szlakami tranzytu surowca. Dodatkowo popyt na gaz w Europie będzie mniejszy ze względu na kryzys koronawirusowy. Szacuje się, że spadnie z niecałych 200 mld m sześc. w 2019 r. do 165-170 mld m sześc. w tym roku. Nie będzie więc trzeba szalonych przepustowości, by zaspokoić oczekiwania odbiorców europejskich.

- Czy gazociąg zostanie uruchomiony, jak obiecał Putin, w pierwszym kwartale 2021 roku, czy pod koniec 2021 roku, czy też w 2022 roku - nie ma to większego znaczenia. Politycznie to może wygląda nie najlepiej, ale nie jest to sytuacja, która operacyjnie blokuje spółkę - informuje Kardaś.

Nord Stream 2 to dwunitkowy gazociąg o łącznej przepustowości 55 mld m3 rocznie. Ma transportować rosyjski gaz do Niemiec przez Morze Bałtyckie.

Monika Borkowska

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Nord Stream 2 | UOKiK | Gazprom
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »