Odessa-Brody: alternatywa polityczna

Rząd chce wydłużenia ropociągu Odessa-Brody do Płocka. Do realizacji tej jednej z najciekawszych inwestycji logistycznych dojdzie jednak tylko wtedy, kiedy zostanie spełnionych kilka kluczowych warunków. A o to może być trudno.

Polska jest w tej chwili uzależniona od ropy rosyjskiej. Nie można nazwać inaczej sytuacji, kiedy 95 proc. surowca, przerabianego w naszych rafineriach, pochodzi z tego kierunku. Reszta to krajowe wydobycie (głównie Petrobaltic), oraz niewielki import z krajów arabskich i ropy typu Brent spod dna Morza Północnego.

Byłaby to sytuacja mało komfortowa, ale do zaakceptowania, gdyby Rosja traktowała surowce do produkcji energii jak normalny produkt eksportowy. Tak jednak nie jest.
Rząd chce zmienić te niekorzystne proporcje i nerwowo szuka alternatyw dla rosyjskiego surowca. O potrzebie uwolnienia się spod rosyjskiej dominacji w tej sferze mówił wielokrotnie premier. Także urzędnicy Ministerstwa Gospodarki, zwłaszcza wiceminister Piotr Naimski, podkreślają, że zmiany są potrzebne.

Reklama

Urzędnicy usprawiedliwiają swoje zamiary kontrowersyjnymi decyzjami Rosji. Mają rację, bo Rosja używa surowców jak broni: wstrzymuje dostawy pod byle pretekstem, a wznawia je, gdy uda się jej przeforsować swoje żądania.
Zauważyła to także Komisja Europejska. Jednak czy kosztowny projekt - przedłużenie ropociągu aż do Płocka - jest naprawdę niezbędny, by zapewnić nam większe poczucie bezpieczeństwa, skoro istniejący naftoport w Gdańsku ma moce przerobowe zapokajające polski popyt?

Uniezależnienie, czyli klucz

Jeszcze w ubiegłym roku wydawało się, że prowadzona przez Rosję polityka "mocarstwa surowcowego" w pierwszym rzędzie będzie dotyczyła gazu. Błękitne paliwo, przy braku gazoportu, można bowiem dostarczać do naszego kraju tylko za pomocą gazociągu. Łatwo więc o wstrzymanie dostaw. Odbiorcy ropy są w lepszej sytuacji. Surowiec ten nadaje się dość dobrze do transportowania cysternami - zarówno samochodowymi, jak i kolejowymi. Jak się jednak okazało, także i ten rodzaj paliwa Rosja może przestać dostarczać, gdy ma jakieś powody do niezadowolenia. Jako pierwsza odczuła to litewska (kupiona w grudniu ubiegłego roku przez PKN Orlen) rafineria Możejki.

Pod pretekstem awarii ropociągu ropa do Możejek przestała płynąć. Co więcej, Rosjanie zapowiedzieli, że remont rury może być nieopłacalny i do wznowienia dostaw surowca tą drogą nigdy już może nie dojść. Dość powiedzieć, że latem minie już rok, odkąd ropa do Możejek nie płynie. A transport drogą inną niż ropociągiem niełatwo uruchomić.

Kolejny przykład potraktowania ropy jako narzędzia uprawiania geopolityki miał miejsce na przełomie tego i ubiegłego roku. Jednostronne nałożenie przez Białoruś ceł na eksport rosyjskiej ropy spowodowało, że Rosja natychmiast wstrzymała dostawy. Przez kilkadziesiąt godzin ropa nie płynęła do Płocka, Gdańska oraz dwóch rafinerii w Niemczech.

Raczej nie Arabia

Ponieważ w zgodnej ocenie zarówno polityków, jak i ekonomistów, poczynania Rosjan są nieprzewidywalne, alternatywą jest tylko zapewnienie dostaw ropy z innych niż rosyjskie źródeł. Tak, by ostatecznie połowa surowca pochodziła z innych niż rosyjski kierunków. Do wyboru jest duże spektrum potencjalnych dostawców - począwszy od krajów arabskich, poprzez państwa afrykańskie, a na producentach z Południowej Ameryki i Meksyku kończąc. Jednak to, co łatwe w teorii, w praktyce takie nie jest. Po pierwsze, pomimo rosnącego światowego wydobycia ropy, podaż praktycznie pokrywa tylko bieżący popyt. Dlatego każdy nowy kontrakt na dostawy surowca wymaga żmudnych negocjacji.

Co więcej, import z innych kierunków byłby z pewnością kosztowniejszy niż z Rosji. Przed podpisaniem umów należałoby więc społeczeństwu powiedzieć, że wprawdzie uniezależniamy się od Rosjan, ale za to surowiec z pewnością będzie droższy. Dlaczego? Bo nie ma tańszej i bezpieczniejszej metody transportu ropy niż rurociągami.

Tymczasem ropa np. z Kuwejtu musiałaby opłynąć w brzuchu tankowca całą Afrykę i być przeładowana na mniejszy statek gdzieś w Europie, bo Bałtyk jest zbyt płytki, by mogły po nim pływać największe tankowce. A to oznacza duże dodatkowe koszty.

Wprawdzie nie ma pewności, o ile ropa transportowana tankowcami byłaby droższa, jednak według wyliczeń specjalistów z Międzynarodowej Giełdy Paliw w Londynie baryłka surowca (159 litrów) kosztowałaby minimum kilka dolarów więcej - i to bez kosztów rozładunku statku w Polsce.

Pragnący zachować anonimowość były członek zarządu PKN Orlen ocenia, że ostateczny koszt importu ropy z kierunku arabskiego mógłby odbić się na naszych stacjach w postaci podwyżek cen paliw nawet o 40-50 groszy na litrze.

Co więcej, nie jest możliwe automatyczne przerabianie ropy arabskiej w Płocku, tak aby rafineria produkowała ten sam procentowo, co obecnie, asortyment produktów.

Według wyliczeń przeprowadzonych jeszcze za prezesury Zbigniewa Wróbla, rafineria na dostosowanie się do przerobu ropy arabskiej musiałaby wydać około ćwierć miliarda dolarów. Nic więc dziwnego, że Orlen nie pali się do tego, aby importować ropę z terenów wokół Zatoki Perskiej. Natomiast import ropy przez Grupę Lotos jest dość marginalny.

Alternatywa w środkowej Azji

Wyjściem z tej sytuacji mógłby być import surowca z Kazachstanu i Azerbejdżanu. Po uwolnieniu się spod panowania Rosjan, państwa te znacznie zwiększyły produkcję ropy. Kazachstan należy do kilku najbardziej perspektywicznych pod względem zasobów ropy krajów na świecie.

Niestety, ropa z Kazachstanu może być transportowana obecnie praktycznie wyłącznie poprzez terytorium rosyjskie. Bez stworzenia alternatywnej drogi transportu, import ze środkowej Azji byłby obarczony takim samym ryzykiem, co import surowca rosyjskiego.

Dlatego nasi decydenci rozważają, jak pokierować sprawami, aby do Polski płynęła ropa bez rosyjskiego pośrednictwa. Kazachski surowiec miałby płynąć najpierw poprzez Morze Kaspijskie na Kaukaz. Następnie ropociągiem poprzez łańcuch górski do któregoś z portów nad Morzem Czarnym. Kolejnym etapem byłby transport tankowcami do Odessy i - wreszcie - ropociągiem do Polski. Jednak te plany spaliły na panewce podczas wizyty polskiej delegacji w Astanie.

Na konferencji prasowej prezydenta Kazachstanu, Nursułtana Nazarbajewa z prezydentem Lechem Kaczyńskim ten pierwszy wprost powiedział, że do projektu ropociągu Odessa-Brody-Gdańsk należy obowiązkowo włączyć Rosję. Takie postawienie sprawy było dla polskiej delegacji bardzo niemiłą niespodzianką. Klasyczne wpadnięcie z deszczu pod rynnę. Dlaczego Kazachowie tak postawili całą sprawę?

- Kazachowie oczekują na jakieś konkretne oferty z naszej strony. Budowa ropociągu z Brodów do Płocka nic im nie daje. To tylko kolejna możliwa droga - wcale nie najważniejsza - przesyłu ropy. Dla nich namacalnym dowodem zainteresowania współpracą byłaby oferta wejścia do którejś z naszych rafinerii - uważa Robert Gwiazdowski, prezes Centrum im. Adama Smitha.

Jego zdaniem, aby Ałmata faktycznie postawiła na budowę ropociągu, trzeba byłoby ją zachęcić poprzez zaproszenie do którejś z polskich rafinerii - najpewniej zakładu w Gdańsku. Mając udziały w Grupie Lotos, Kazachowie z pewnością byliby zainteresowani uczestnictwem w budowie ropociągu z Brodów do Płocka. Ałmata od kilku lat chce zmienić bowiem profil swojego przemysłu paliwowego.

Z branży prawie wyłącznie zajmującej się wydobyciem surowca Kazachowie chcieliby ją przestawić także na przerób. Dzięki temu KazMunaiGaz (narodowy koncern paliwowy) zarabiałby także na przerobie surowca.

Ropociąg bez ropy i bez odbiorców?

Polityka Kazachów może oznaczać definitywny kres planów budowy ropociągu. Aby ta inwestycja miała sens (według specjalistów kosztowałaby ponad pół miliarda euro), spełnione muszą być dwa kluczowe warunki.

Po pierwsze, ropociąg musi mieć zapewnione dostawy ropy, a to wcale nie jest pewne. Choć o budowie ropociągu mówi się od początku dekady, wciąż nie ma jasnej deklaracji ze strony Azerbejdżanu i Kazachstanu. Efekt jest taki, że budowy nie można rozpocząć, bo potrzebnych gwarancji brakuje.
Po drugie, potrzebni są pewni odbiorcy - tymczasem potencjalni odbiorcy ropy są wstrzemięźliwi. Zarówno PKN Orlen, jak i Grupa Lotos nigdy wyraźnie nie potwierdzały, że ropę z tego ropociągu będą kupować. - To musi być opłacalne biznesowo - przyznaje rzecznik Orlenu Dawid Piekarz.

Z naszych nieoficjalnych informacji (od wysokiego szczebla pracownika koncernu) wynika, że ropa z Kazachstanu byłaby droższa od rosyjskiej o minimum 17 punktów procentowych.
Także analitycy przestrzegają, że względy bezpieczeństwa energetycznego nie powinny przesłaniać opłacalności ekonomicznej całej inwestycji. Tymczasem, aby ropociąg opłacało się wybudować, musiałby on transportować rocznie minimum 10 mln ton surowca.

Może nie warto?

Przy tak znacznych nakładach finansowych i licznych wątpliwościach natury ekonomicznej, rząd powinien poważnie zastanowić się nad celowością budowy ropociągu. Szafowanie hasłem bezpieczeństwa energetycznego wydaje się bowiem niedostosowane do rzeczywistości, zwłaszcza że - paradoksalnie - Polska jest już zabezpieczona przed rosyjskim szantażem.

Dysponujemy przecież (właścicielem jest Skarb Państwa) Naftoportem w Gdańsku. Jego zdolności przeładunkowe w zupełności wystarczają dla zapewnienia ciągłości dostaw ropy, w przypadku gdyby przestała ona płynąć ropociągiem.

Potrzeby polskiego przemysłu naftowego szacowane są na nieco ponad 20 mln ton ropy, tymczasem terminal już istniejący jest w stanie przeładować rocznie ponad 30 mln ton! Jak przyznaje prezes Naftoportu, Tomasz Zakrzewski, jego spółka wykorzystuje około 30 proc. możliwości przeładunkowych.

Czy więc faktycznie budowa ropociągu jest konieczna? Skoro nie ekonomia, o czym świadczy chłodny stosunek biznesu do tego projektu, za nowym ropociągiem przemawiają jedynie względy polityczne, w tym chęć uniezależnienia Polski i Ukrainy od rosyjskiej ropy. To powód politycznie ważny, tylko czy aby na pewno polski konsument jest gotów go sfinansować, tankując droższe paliwo?

Dariusz Malinowski

Dowiedz się więcej na temat: import | budowy | Orlen | rząd | odessa | dostawy | rafineria | polityczny | ropa naftowa | brody | ropociąg | surowiec
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »