Oni też będą musieli płacić za wodę
Bruksela żąda od Polski, aby ci, którzy korzystają z wody za nią płacili.
Firmy energetyczne, rolnicy czy hodowcy ryb mogą zacząć płacić za korzystanie z wód powierzchniowych. Domaga się tego od nas Komisja Europejska. Kwestię tę regulować będzie projekt nowego Prawa wodnego, które ma całościowo zreformować zarządzanie wodami w Polsce.
W Polsce z opłat za korzystanie z wód powierzchniowych zwolnione są dwie branże: energetyka i hodowla ryb. Jednak największe firmy energetyczne ponoszą już takie opłaty, ale są one wynikiem umów, a nie nakazu. W trakcie prac nad nową ustawą pojawiały się różne koncepcje ustalania wysokości opłat - np. zależnej od mocy wytwórczych lub ułamka grosza od metra sześciennego wykorzystywanej wody.
Komisja Europejska wskazuje jednak, że zwolnienia z opłat powinny być zniesione.
Kluczowy w tej sprawie może się okazać wyrok Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości, który rozsądzi, czy nakładanie takich opłat jest zasadne. Niemcy, które w tj. sprawie zostały pozwane przed ETS przez KE, twierdzą, że obywatele powinni płacić tylko za pobieranie wody w ramach systemów wodno-kanalizacyjnych. Pozostałe systemy powinny być zwolnione z opłat, bo w taki czy inny sposób woda po wykorzystaniu wraca do środowiska.
Jeżeli Trybunał rozstrzygnie sprawę na korzyść Niemiec, wpłynie to na decyzje krajów implementujących dyrektywę wodną, w tym na nas.
Na razie więc Polska zakłada zniesienie zwolnień od opłat, jeżeli jednak nasi zachodni sąsiedzi wygrają sprawę, przepisy w tej kwestii mają zostać zmienione.
To niejedyna kontrowersja wiążąca się z nowym Prawem wodnym. W trakcie prac nad jego projektem resort np. zrezygnował z likwidacji Krajowego Zarządu Gospodarki Wodnej (KZGW).
Prace nad nowym Prawem wodnym, które ma całościowo zreformować sposób zarządzania wodami w Polsce, trwają w resorcie środowiska od przynajmniej dwóch lat. Głównymi celami nowych przepisów ma być dostosowanie polskiego prawa do wymogów europejskich (dyrektywa wodna i powodziowa) oraz ujednolicenie zarządzania zasobami wodnymi w Polsce.
Pod koniec sierpnia wiceminister środowiska Stanisław Gawłowski, przedstawiając w Sejmie priorytety resortu na ostatni rok kadencji, poinformował, że projekt założeń nowego Prawa wodnego trafi pod obrady Rady Ministrów w najbliższych 2-3 tygodniach.
Jak zaznacza Ministerstwo Środowiska, reformie przyświeca zasada "jedna rzeka - jeden zarządca". Resort wskazuje, że obecnie problemem jest podział kompetencji przy utrzymaniu infrastruktury wodnej. Chodzi o to, że różne instytucje odpowiadają za różne fragmenty rzeki. Przykładowo za nurt Wisły, czyli za to, co się dzieje w korycie rzeki, odpowiada Regionalny Zarząd Gospodarki Wodnej (RZGW), natomiast np. za wały wiślane - albo marszałek województwa, czyli de facto dyrektor Wojewódzkiego Zarządu Melioracji i Urządzeń Wodnych, albo prezydent miasta, przez którego teren przepływa rzeka. Taka sytuacja może powodować komplikacje np. w przypadku powodzi czy remontów infrastruktury przeciwpowodziowej.
Po zmianie kompetencje zarządcze przejmą zarządy dorzecza (Odry i Wisły) lub marszałkowie województw, w zależności od rangi rzeki.
Nowe prawo ma też likwidować obecnie działających siedem Regionalnych Zarządów Gospodarki Wodnej oraz osiem Urzędów Żeglugi Śródlądowej. W ich miejsce powołanych ma zostać sześć urzędów gospodarki wodnej. Urzędy, które będą miały siedziby w Szczecinie, Wrocławiu i Poznaniu (Odra), a dla Wisły w Gdańsku, Warszawie i Krakowie, odpowiadać będą za administrowanie wodą, czyli m.in. za wydawanie decyzji wodnoprawnych, realizowanie planów gospodarowania wodami, nadzór nad wykonywaniem decyzji. W urzędach powstać mają też piony odpowiedzialne za realizację zadań związanych z żeglugą śródlądową. Nowe instytucje będą pilnowały, aby obowiązki wynikające z unijnych dyrektyw były wykonywane.
Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze