"Operacja specjalna" przenosi się do rosyjskich szkół. Będą specjalne lekcje
Rosyjski resort oświaty wprowadza do programu szkolnego lekcje patriotyczne - "Rozmowy o tym, co ważne". Nauczyciele mają przekonywać, że "szczęście Ojczyzny jest cenniejsze niż życie" i "niestraszne jest umrzeć za Ojczyznę", że "wojskowa pomoc Zachodu zwiększa liczbę ofiar operacji specjalnej" w Ukrainie. Część pedagogów i prawników ma jednak wątpliwości, czy zajęcia powinny być prowadzone w ten sposób. Niektórzy uważają, że to próba narzucenia dzieciom "linii partyjnej".
- Trzydziestominutowe lekcje odbywać się będą od nowego roku szkolnego w każdy poniedziałek we wszystkich szkołach w kraju.
- Zajęcia dla najmłodszych mają łączyć pojęcie ojczyzny z przyrodą, to jest bowiem najbardziej zrozumiałe dla dzieci. Do nieco starszych kierowany ma być przekaz, że miłość do ojczyzny to nie tylko podziwianie jej piękna, ale też chęć wstawienia się za swoim krajem.
- Oczekuje się, że klasy III-IV będą mogły cytować hasła "Szczęście Ojczyzny jest cenniejsze niż życie" i "Dla Ojczyzny nie straszne jest umrzeć" - podaje rosyjski dziennik "Kommiersant".
W klasach V-VII mają już się pojawić odniesienia do "operacji specjalnej na Ukrainie", która ma być uznana za "przejaw prawdziwego patriotyzmu". Uczniowie mają też otrzymać zadanie problemowe dotyczące "prośby o pomoc do Rosji" skierowanej przez "ludowe republiki Donbasu" i decyzję prezydenta Władimira Putina o rozpoczęciu operacji "ochrony ludności Donbasu" i rozbrojenia Ukrainy. Według scenariusza zajęć, podczas lekcji ma paść teza, że pomoc wojskowa Zachodu przedłuża działania wojenne, zwiększając liczbę ofiar "operacji".
Pojawiają się przykłady rosyjskiego bohatera, kapitana Aleksandra Romanowa, którzy wyprowadził ukraińskich nacjonalistów na pole minowe. - Jeśli wierzyć scenariuszowi lekcji, "nacjonaliści" nie zginęli na polu minowym, a oddali się w niewolę - podał "Kommiersant". Również w starszych klasach ma być powiedziane, że prawdziwi patrioci "są gotowi bronić swojej Ojczyzny z bronią w ręku", choć patriotyzm ma też przejawiać się w znajomości historii kraju i szacunku do jego kultury i tradycji.
Gazeta przytacza opinie Iwana Mienszikowa, członka związku zawodowego "Nauczyciel", pedagoga w jednej z moskiewskich szkół, który uważa, że zajęcia są "próbą narzucenia dzieciom linii partyjnej". - Nauczyciele w naszym kraju są różni. Jedni są przerażeni tym, co się dzieje, inni popierają (działania Rosji w Ukrainie - red.) - mówi dziennikowi pedagog. I przypomina, że agitacja polityczna w szkole rosyjskiej jest zabroniona ustawą "O edukacji w Federacji Rosyjskiej".
Nauczyciel historii, Aleksander Kondraszew, zaznacza, że nowe zajęcia poddają tematy do dyskusji, ale scenariusz przewiduje tylko jeden wariant odpowiedzi. Zastrzega, że lekcje mogą ostatecznie pójść innym torem, niż przewidują materiały. A jeśli będą ściśle kontrolowane, będą bardziej przypominać informację polityczną niż proces edukacyjny. Ostrzega, że może to ponownie otworzyć drogę do powrotu polityki do szkół.
Dodatkowe godziny mają być zaklasyfikowane jako zajęcia pozalekcyjne, prowadzone w ramach tzw. godzin lekcyjnych. Kondraszew zauważa, że w takiej sytuacji, jeśli nie jest to część programu nauczania, dzieci nie muszą uczestniczyć w zajęciach, jeśli przyniosą zwolnienie od rodziców.
Gazeta zwraca uwagę na założenia ustawy "O ochronie dzieci przed informacjami szkodliwymi dla ich zdrowia", która zakazuje rozpowszechniania informacji mogących zaszkodzić zdrowiu małoletnich lub "życiu i zdrowiu innych osób".
Również wśród prawników pojawiają się różne opinie na ten temat. Prawniczka Wioletta Wołkowa nie uważa jedna, by scenariusz zajęć stał w sprzeczności z rosyjskim prawem. - Pielęgnowanie u dzieci miłości do Ojczyzny nie oznacza działania ze szkodą dla nich samych, ale przygotowuje je do odpowiedzialnej postawy wobec siebie i innych na przykładzie heroicznego zachowania ludzi gotowych poświęcić swoje osobiste dla dobra powszechnego - przekonuje Wołkowa.
Tymczasem Michaił Beniasz uważa, że lekcje mają formę agitacji politycznej, która ma stworzyć pozytywny wizerunek rosyjskiego wojska w Ukrainie. Politolog Konstantin Kałaczew mówi z kolei o "zapachu naftaliny" i zauważalnym wpływie sowieckich podręczników na autorów zajęć.
Monika Borkowska