Ostatnia kopalnia upadnie?
Związki z kopalni Kazimierz-Juliusz w Sosnowcu nie zgadzają się na sprzedaż zakładu, argumentując, że kopalnia sama - bez pomocy inwestora - może sfinansować rozpoznanie i udostępnienie do eksploatacji nowych złóż. Może też zarabiać na przeróbce węgla.
Kopalnia jest spółką zależną Katowickiego Holdingu Węglowego (KHW). Około 2018 r. skończą się tam udostępnione zasoby węgla. W ubiegłym tygodniu prezes holdingu Roman Łój przyznał, że zarząd firmy rozważa sprzedaż kopalni, uzależniając to jednak od zgody jej załogi. Jak mówił, pierwsze rozmowy ze stroną społeczną wskazywały na jej przychylność do tego rozwiązania. Jednak w poniedziałek związkowcy negatywnie odnieśli się do pomysłu szukania dla kopalni inwestora. Opracowali własny plan przedłużenia żywotności zakładu, będącego ostatnią czynną kopalnią węgla kamiennego w Zagłębiu Dąbrowskim. Chcą przede wszystkim dokładnego zbadania pola rezerwowego, znajdującego się pobliżu kopalni.
- Z dokumentów holdingu wynika, że tam jest pół miliona ton węgla. Tymczasem z danych, do których my dotarliśmy, wynika, że w polu rezerwowym może znajdować się nawet 5 mln ton węgla, czyli 10-krotnie więcej - powiedział szef Solidarności w kopalni, Grzegorz Sułkowski.
Jak mówił w miniony czwartek prezes KHW, pole rezerwowe, o którym mówią związkowcy, jest bardzo słabo rozpoznane - wstępne prace w tym zakresie wykonywano blisko 30 lat temu. Według holdingu, aby przekonać się, czy rzeczywiście warto sięgnąć po to złoże, trzeba byłoby wydać 15-18 mln zł na nowe odwierty; potem konieczne byłoby uzyskanie koncesji na dalsze rozpoznanie oraz wydobycie. Związkowcy uważają, że można to zrobić znacznie mniejszym kosztem.
- Według naszej wiedzy do rozpoznania pola wystarczy sześć otworów badawczych. Wykonanie jednego z nich kosztowałoby ok. 600 tys. zł, czyli razem nieco ponad 3,5 mln zł. Kopalnia jest w stanie sfinansować to przedsięwzięcie własnymi nakładami, bez potrzeby ingerencji inwestora strategicznego, czyli sprzedaży naszego zakładu - uważa Sułkowski.
Przypomniał, że kopalnia przynosi zyski - tylko w pierwszym kwartale tego roku ponad 3 mln zł. Związkowcy uważają, że zarobione pieniądze można byłoby przeznaczyć właśnie na rozpoznanie rezerw.
Inny element planu przedłużenia żywotności kopalni to rozwój zakładu przeróbki węgla, który mógłby pozyskiwać i wzbogacać surowiec z innych kopalń. Taki wariant zakłada również zarząd KHW. Jak mówił prezes firmy, nawet gdyby (jeśli nie dojdzie do sprzedaży) około 2018 roku Kazimierz-Juliusz przestał wydobywać węgiel, zakład przeróbczy ma nadal działać, służąc innym kopalniom.
W ubiegłym tygodniu przedstawiciele zarządu KHW mówili o wstępnej przychylności załogi kopalni do rozmów o możliwości sprzedaży zakładu. Związkowcy temu zaprzeczają, podkreślając, że o rozważaniu takiej możliwości dowiedzieli się z internetu, czytając relacje z konferencji prasowej zarządu holdingu.
- Na sprzedaż kopalni nigdy nie było naszej zgody. Natychmiast zorganizowaliśmy masówki i poinformowaliśmy załogę o planach holdingu. Masówki będą kontynuowane w tym tygodniu - zapowiedział Sułkowski.
Kazimierz-Juliusz jest jedną z najmniejszych kopalń węgla kamiennego w Polsce. Zatrudnia ok. 1,2 tys. pracowników, wydobywa ok. pół mln ton węgla rocznie. Charakterystyczne dla niej są trudne warunki górniczo-geologiczne. Niektóre pokłady nachylone są pod kątem ok. 25 stopni, w wyrobiskach jest duża wilgotność.
Oprócz wydobycia węgla najbardziej rozpowszechnionym systemem ścianowym, w sosnowickiej kopalni stosowany jest także mniej efektywny i trudniejszy system podbierkowy. Gdy za ok. 1,5 roku skończy się węgiel na ostatniej ścianie wydobywczej, kopalnia będzie pracować wyłącznie systemem podbierkowym. Wówczas konieczne będzie zmniejszenie załogi z obecnych ponad 1,2 tys. osób do 750-800 pracowników. Największą zaletą kopalni jest dobry jakościowo węgiel - dlatego, mimo niewielkiego wydobycia, spółka przynosi zyski.