Ostre hamowanie
Prywatyzacja bezpośrednia, która co prawda nie jest wydajna fiskalnie, ale gwarantuje utrzymanie tysięcy miejsc pracy - załamała się. Potwierdzają to liczby.
Zagadką pozostaje, czy przyczyną tego stanu rzeczy jest brak inwestorów, słaba kondycja firm państwowych, czy mała aktywność wojewodów, którzy prowadzą prywatyzację w imieniu skarbu państwa. A może wszystkie te czynniki razem.
Liczba przedsiębiorstw państwowych prywatyzowanych bezpośrednio dramatycznie spada. Do 2000 roku wojewodom udawało się realizować 130-190 projektów rocznie. W ub.r. było ich 72, a po trzech kwartałach tego roku tylko 32 firmy poddano temu trybowi przekształceń własnościowych. Założonego na 160 projektów planu na pewno nie uda się zrealizować. I jest to tym bardziej bolesne, że gros przedsiębiorstw nie doczekawszy się prywatyzacji po prostu upadnie lub zostanie skierowana do likwidacji z przyczyn ekonomicznych.
Choć najbardziej prawdopodobną przyczyną regresu jest gwałtowne cofnięcie popytu inwestorów, pojawiają się także głosy, że wojewodowie boją się podejmować decyzje o transakcji. Żeby bowiem sprywatyzować, będące w coraz gorszej kondycji przedsiębiorstwa państwowe, należy znacząco obniżyć ich wyceny, przygotowywane jeszcze w czasach stosunkowo dobrej koniunktury gospodarczej - a to nigdy nie było dobrze odbierane przez kontrolerów prywatyzacji.
Skrajne, ale anonimowe, głosy mówią też o korupcji w gronie urzędników, którzy wolą aby przedsiębiorstwo upadło, po to by sprzedać jego "zdrowe" części "znajomym królika". Jest to jednak margines prywatyzacji bezpośredniej, opinie nie są poparte dotychczas dowodami.