Oszczędzający nie będą zachwyceni. Miała być reforma podatku Belki, ale w budżecie cisza
Podatek Belki miał zniknąć w 100 dni po przejęciu władzę przez KO. Ale wiele wskazuje na to, że zostanie z nami jeszcze co najmniej przez kilkanaście miesięcy, o ile nie dłużej. Tak może wynikać z projektu ustawy budżetowej.
Rząd przyjął w środę projekt ustawy budżetowej na 2025 rok. Projekt zakłada rekordowo wysoki deficyt (289 mld zł) oraz mniejsze dochody niż założone w obecnym budżecie.
Jedną z przyczyn spadku dochodów państwa będzie zmniejszenie udziału państwa w dochodach z PIT. Więcej z tego podatku, który płacimy od swoich pensji, dostaną od przyszłego roku samorządy.
Tak spadek dochodów państwa z PIT wytłumaczony jest w uzasadnieniu do projektu ustawy budżetowej. W dokumencie brakuje za to wzmianki o innym możliwym źródle spadku dochodu państwa. Chodzi o tzw. podatek Belki, czyli podatek od zysków kapitałowych. Płacimy go od zysków z lokat, kont oszczędnościowych, funduszy czy dywidend.
Ograniczenie tego podatku zapowiadała Koalicja Obywatelska przed wyborami. Postulat znalazł się nawet w liście "100 konkretów", które miały być zrealizowane przez pierwsze 100 dni nowych rządów. Co więcej, podtrzymanie gotowości zmian w podatku Belki deklarował jeszcze w lipcu minister finansów Andrzej Domański.
Ale w projekcie nowego budżetu nie ma śladu tych deklaracji. Tłumacząc, jak się będzie kształtowała struktura dochodów, resort finansów nie poświęcił potencjalnym zmianom w podatku Belki żadnej zmianki.
Warto zaznaczyć, że nie oznacza to, że podatek od zysków kapitałowych na pewno pozostanie w niezmienionej formie do końca 2025 roku. Po pierwsze prace nad budżetem dopiero się rozpoczynają. Ostateczny projekt musi zostać złożony do Sejmu do 30 września. Gabinet Donalda Tuska ma więc jeszcze miesiąc na zmiany.
Do tego nad budżetem będzie obradował jeszcze parlament. Jeśli do tego czasu rząd zdecyduje się popchnąć dalej zapowiadaną reformę, można się spodziewać zmian również w ustawie budżetowej.
Przypomnijmy, że w lipcu szef resortu finansów wskazywał, że trwają analizy uwag otrzymanych ws. podatku. Kształt projektu miał być, zgodnie z tymi zapowiedziami, zaprezentowany po wakacjach.
Jak wtedy opisywaliśmy w Interii, prace nad reformą idą w kierunku wprowadzenia kwot dochodów (przychodów) wolnych od opodatkowania z oszczędności oraz z inwestycji kapitałowych. Kwota ta ma stanowić iloczyn 100 tys. zł i stopy depozytowej NBP. Byłaby ona liczona osobno dla produktów bankowych oraz dla papierów wartościowych.
"Proponujemy, aby każda z tych kwot wynosiła iloczyn stopy depozytowej NBP na ostatni dzień trzeciego kwartału roku poprzedzającego rok podatkowy i 100 tys. zł (obecnie byłoby to 5250 zł)" - precyzował w kwietniowej odpowiedzi na interpelację poselską wiceminister finansów Jarosław Neneman.
"W przypadku oszczędności, zwolnienie z podatku będzie dotyczyło części dochodów (przychodów) - do określonego rocznego limitu - z rachunków terminowych lokat oszczędnościowych oraz z obligacji, o terminie zapadalności co najmniej rok, które będą zapisane w wyodrębnionym pakiecie oszczędnościowym, osobno prowadzonym dla obligacji i osobno dla lokat terminowych" - dodawał wtedy wiceminister.
Ale argumentem za tym, żeby nie nastawiać się na zbyt wiele, mogą być uwarunkowania budżetowe na przyszły rok. Dochody z podatku Belki w ubiegłym roku wyniosły ponad 9 mld zł. W tym roku wyniosły od stycznia do czerwca 6,6 md zł. Chociaż więc nie jest to główne źródło w państwowej kasie, to każdy miliard mniej w budżecie będzie zwiększał potrzeby pożyczkowe w warunkach i tak już rekordowego deficytu.
Martyna Maciuch