Pan Samochodzik i tajemnica H2O
Paliwo drożeje, ropa się kończy, a liczba pojazdów mechanicznych rośnie. Co rusz ożywa nadzieja pokładana w silniku napędzanym wodą. Czy możliwe jest skonstruowanie "organicznego" samochodu, który będzie zarazem ekologicznym i ekonomicznym perpetuum mobile?
W obliczu kryzysu paliwowego egzystencja samochodów stoi pod znakiem zapytania. Niektórzy pesymiści przewidują rychłą apokalipsę rodem z filmowej wizji Mad Maxa. Jednakże, dla realistycznej większości, jedno wydaje się pewne - nadal będziemy jeździć samochodami, tylko czym zapełnimy bak?
Ambicją naukowców jest odkrycie skutecznej metody, która zażegna widmo utraty przywileju korzystania z automobili. Pośród potencjalnych, alternatywnych względem ropy surowców, wymieniana jest także woda. Auto na wodę jest krystalicznie czystą ideą, która od długiego czasu mobilizuje wynalazcze umysły na całym świecie. W spisie patentów można znaleźć długą listę technologii, które rzekomo wykorzystują ukrytą w wodzie moc. Niestety, do tej pory większość z wielkich odkrywców okazuje się hochsztaplerami.
Jednym z głośniejszych przypadków ostatnich czasów jest Daniel Dingel - filipiński wynalazca, który twierdził, że już w 1969 roku przeprowadził pierwsze eksperymenty, które dowiodły, że woda może być siła napędową samochodów. W 2000 roku, po wieloletnich staraniach, nawiązał współpracę z firmą Formosa Plastics Group, która po kilku latach oskarżyła go o szalbierstwo i malwersacje finansowe, za co w 2008 roku 82-letni wynalazca został skazany prawomocnym wyrokiem sądu na dwadzieścia lat więzienia.
Podobnie potoczyły się losy Thushara Priyamal Edirisinghe ze Sri Lanki, który w 2008 roku ogłosił światu, że przejechał prototypowym pojazdem własnego projektu trzysta kilometrów, zużywając jedynie trzy litry kranówki. Swój patent przedstawił premierowi Ratnasiri Wickramanayaka, który udzielił mu pełnego poparcia na rozwój innowacyjnej technologii. Marzenia o masowej produkcji samochodów przyszłości pokrzyżowało aresztowanie "wizjonera" oskarżonego o defraudację rządowych pieniędzy.
W tym samym roku japońska firma Genepax rozpoczęła kampanię reklamową, która zapowiadała rewolucję na rynku samochodowym, sugerując tanie zbawienie zatroskanych brakiem ropy kierowców. Twórcy gwarantowali, że pojazdem ich konstrukcji można przebyć 100 km tankując dwie butelki nie ważne jakiej wody - deszczówki, mineralnej, a nawet zielonej herbaty.
WES (Water Energy System) promowane było jako system oparty na ogniwie paliwowym, który produkuje czystą elektryczność z wody, nie emitując przy tym dwutlenku węgla. Wszystko dzięki procesowi elektrolizy, który dzieli H2O na wodór i tlen, aby następnie za pomocą odpowiednich procesów chemicznych - tajemnicy producentów - wytworzyć paliwo wodorowe.
Jak później dowiodło śledztwo dziennikarzy z magazynu Popular Mechanics, firma Genepax tanim kosztem produkowała w Indiach pojazdy, które markowały w reklamach wodne cudo, a w rzeczywistości niczym nie różniły się od sprzedawanych w Wielkiej Brytanii zwykłych elektrycznych aut znanych pod nazwą G-Wiz.
Wizja ekologicznego perpetuum mobile napędzanego wodą na dziś wydaje się być tylko naukową fantastyką. Jednak nie należy tracić nadziei na cudowną przemianę wody w paliwo, bo jak wiadomo z doświadczenia nie raz człowiek udowodnił sobie, że jest w stanie dokonać tego, o czym nawet nie śniło się filozofom.
Michał Mądracki