Państwo do kasyna nie chodzi, ale na hazardzie chętnie zarabia

Państwo do kasyna nie chodzi zapewne tylko dlatego, że właśnie kasyna - jako jedyne - nie są objęte jego monopolem. Ale już Totalizator Sportowy i gry losowe, Państwowy Monopol Loteryjny i loterie, wreszcie Służewiec i wyścigi konne - i owszem.

Państwo do kasyna nie chodzi zapewne tylko dlatego, że właśnie kasyna - jako jedyne - nie są objęte jego monopolem. Ale już Totalizator Sportowy i gry losowe, Państwowy Monopol Loteryjny i loterie, wreszcie Służewiec i wyścigi konne - i owszem.

Czym różnią się pieniądze tracone przez graczy w kasynach od tych noszonych do kolektur Lotto, czy na Służewiec, do końca nie wiadomo, ale tak jest i już. Ale najlepsze jest uzasadnienie, że tak powinno być i ten system "musi być kontrolowany przez państwo ze względów finansowych i moralnych". Względy finansowe to jak oczywiście rozumiem, w końcu rokrocznie do budżetu, tylko z Totalizatora Sportowego, trafia ponad miliard złotych. Ale co tu robi moralność?

Moralność zostawmy moralizatorom, tym bardziej, że nie ma tu nic do rzeczy, sami zajmijmy się finansami. Totalizator ma się co prawda dobrze, ale nie za dobrze. Chętnych do przynoszenia pieniędzy do kolektur co prawda przybywa, co w okresach recesji gospodarczej, kiedy coraz więcej ludzi liczy tylko na cud, jest zjawiskiem normalnym, ale problemów też nie ubywa. Po ubiegłorocznych kłopotach z nieusuwalnym prezesem, (dla którego odwołania rząd, na tajnym, nocnym posiedzeniu musiał wykreślić Totalizator Sportowy z listy przedsiębiorstw strategicznych i w sposób tajny, w ciągu tej samej nocy, wydrukować Dziennik Ustaw), na jaw wychodzą coraz to nowe problemy; a to z systemem, a to z papierem dla kolektur... Ale najważniejsze są pieniądze, a raczej ich brak na zaspokojenie niepohamowanych apetytów.

Reklama

Zasadę, że aby wyjąć najpierw trzeba włożyć, znają oczywiście wszyscy, ale już z jej stosowaniem w praktyce wielu ma poważne kłopoty. Również, a może przede wszystkim, w inwestowaniu. By więc zarabiać na totolotku jeszcze przez długie lata, by obroty rosły - trzeba inwestować. I to kwoty nie bagatelne: w system, nowe produkty, rozbudowę i modernizacje sieci, rozwijanie nowych usług. Tymczasem pojawiają się nowe potrzeby, a przede wszystkim pomysły, zagospodarowania możliwych do uzyskania pieniędzy z państwowego hazardu. Na sport, a raczej na Urząd Kultury Fizycznej i Sportu, już totek płaci, a rękę wyciąga i minister kultury. Wyjaśnijmy więc od razu, że nie płaci totek, płacą wszyscy grający, gdyż z każdej wpłaconej złotówki coraz mniej jest przeznaczane na wygrane. Już dawno została przekroczona granica przyzwoitości (co najmniej 50 proc. wpłat na wygrane), a jak pójdziemy dalej, to już będzie darowizna - ale bez możliwości odliczenia od podatku. Za to wygrane, oczywiście, opodatkowane. To Totalizator Sportowy - złota kura zagrożona zarżnięciem.

O dwóch pozostałych ogniwach państwowego imperium hazardowego, ponoć najpiękniejszym w Europie torze wyścigów konnych na Służewcu, w którego okolicach cena jednego metra kwadratowego ziemi (przed recesją) szacowana była w okolicach tysiąca dolarów, i Państwowym Monopolu Loteryjnym (monopolu, który tylko na licencjach i "nic nie robieniu" mógłby zarabiać krocie) można powiedzieć jedynie, że znakomicie wyczerpują złożenia starego dowcipu o Saharze i zdolnościach komunistycznych menedżerów. Według tego dowcipu, po trzech latach ich zarządzania i na nieprzebranej Saharze zabrakło by piasku. U nas komunizmu, tak naprawdę, nigdy nie było, teraz nie ma po nim śladu, ale te zdolności - ciągle się objawiają.

Puls Biznesu
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »
Przejdź na