Paweł Szałamacha: W średniej perspektywie kilku lat czeka nas okres wzrostu między 3,5 a 4 proc.

Perspektywy polskiej gospodarki są dobre, czeka nas okres - w średniej perspektywie kilku lat - dobrej koniunktury gospodarczej, wzrostu gospodarczego pomiędzy 3,5 a 4 proc.; to wynik bardzo przyzwoity w Europie, ale także na świecie - mówi PAP członek zarządu NBP Paweł Szałamacha.

Perspektywy polskiej gospodarki są dobre, czeka nas okres - w średniej perspektywie kilku lat - dobrej koniunktury gospodarczej, wzrostu gospodarczego pomiędzy 3,5 a 4 proc.; to wynik bardzo przyzwoity w Europie, ale także na świecie - mówi PAP członek zarządu NBP Paweł Szałamacha.

Jak podkreślił, "zaczyna działać maszyna uruchomiona w poprzednim roku przez Ministerstwo Finansów, zwiększania dochodów podatkowych bez - co jest bardzo istotne - zakłócania koniunktury gospodarczej". - Chodzi o to, by precyzyjnie eliminować najbardziej patologiczne zjawiska. Przykład takich działań to pakiet paliwowy, który działa już od roku, nowelizacja ustawy o VAT, ustawa hazardowa etc. W związku z tym to ryzyko traktuję jako nieistniejące - wskazał Paweł Szałamacha.

Zapytany, czy nie powinniśmy się obawiać wejścia w tzw. procedurę nadmiernego deficytu, Szałamacha odpowiedział: "Nie uważam, by ta procedura groziła nam ani w tym, ani w przyszłym roku. Nie ma takich ryzyk".

Reklama

Jak Pan ocenia obecną sytuację i perspektywy polskiej gospodarki?

Paweł Szałamacha: - Zarówno dane Narodowego Banku Polskiego, polskich agend rządowych, GUS-u, jak i dane, które otrzymujemy z zagranicy, wskazują, że te perspektywy są dobre, że czeka nas okres - w średniej perspektywie kilku lat - dobrej koniunktury gospodarczej, wzrostu gospodarczego pomiędzy 3,5 a 4 proc. To wynik bardzo przyzwoity w Europie, ale także na świecie. Te wyniki są często przedmiotem zazdrości i zdziwienia wielu osób, partnerów z innych banków centralnych, z którymi się spotykam.

- W NBP monitorujemy miesięczny stan przepływów chociażby środków unijnych. Widzimy, że powoli następuje większy przypływ środków z tytułu realizacji inwestycji z programów unijnych, ale nadal gros stanowią proste fundusze, czyli np. Wspólna Polityka Rolna. Widać, że dynamika przyrostu wpływów z inwestycji infrastrukturalnych czy innych bardziej skomplikowanych działań dopiero się rozpędza. W związku z tym, następuje przyspieszenie kontraktowania w PKO, PLK, samorządach, różnych agendach rządowych, to później przyjdzie faza realizacji i płatności. W efekcie można spodziewać się, że wzrośnie rola inwestycji i przyczynią się one do podtrzymania ścieżki wzrostu. Dotychczas wzrost ciągnął bowiem popyt konsumpcyjny.

Najnowsze prognozy MFW dot. wzrostu gospodarczego mówią o 3,6 proc. w tym roku, NBP jest bardziej optymistyczny, szacując tegoroczny wzrost na 4 proc.

- Wydany w ostatnich dniach komunikat Międzynarodowego Funduszu Walutowego z przeglądu sytuacji w Polsce jest bardzo pozytywny. Z trudem można znaleźć w nim jakieś krytyczne uwagi. Potwierdza on to, co mówimy w NBP od szeregu miesięcy. MFW po pierwsze docenia silne polskie instytucje sprzyjające wzrostowi gospodarczemu. Wspomina historycznie niskie bezrobocie i bardzo dobrą sytuację rynku pracy. W superlatywach wypowiada się nie tylko o polityce monetarnej prowadzonej przez NBP, ale także o sukcesach, jeżeli chodzi o zwiększenie bazy podatkowej i dochody budżetu państwa, czyli domenę Ministerstwa Finansów.

- Oczywiście rytualnie MFW wspomina o wieku emerytalnym - w jego ocenie powrót do poprzedniego wieku emerytalnego w Polsce jest niekorzystny. Ale MFW wszystkim krajom rekomenduje wydłużenie wieku emerytalnego.

- Jednak wymowa całego komunikatu jest taka, że doceniono to, co już zostało zrobione i politykę monetarną NBP, czyli konsekwentne utrzymywanie stóp procentowych na poziomie bliskim celu inflacyjnego. To jest zauważalne i ta perspektywa na najbliższe kilkanaście miesięcy w ocenie MFW jest pozytywna.

Na ile ważna jest ta ocena?

- Jest ona o tyle istotna, że cały świat finansów, inwestorzy, traktują opinie MFW jako pierwszy punkt odniesienia. Potwierdzenie wiarygodności kraju i najłatwiejsze źródło informacji.

W komunikacie MFW była też mowa tym, że RPP najprawdopodobniej będzie musiała podwyższyć stopy w 2018 r. Tymczasem prezes NBP Adam Glapiński mówił ostatnio, że do końca 2018 r. stopy pozostaną bez zmian.

- RPP zachowuje konsekwentne podejście do tego problemu, nie zauważając ryzyk przegrzania koniunktury czy hiperinflacji. W związku z tym to stanowisko jest dosyć spokojne. MFW reprezentuje w tej sprawie być może hiper ostrożne stanowisko, co by oznaczało, że rekomendowałby ruch wobec stóp procentowych nieco szybciej.

- Jednak zawsze jest ryzyko efektu psychologicznego: po co zmieniać te podstawowe parametry, kiedy sytuacja jest przyzwoita? Tym bardziej, że wówczas wszyscy, by się zastanawiali nad tym, co to oznacza - czy to pierwszy krok, czy będą następne? W związku z tym chyba nie ma podstaw do takich decyzji.

A jeśli chodzi o skrócenie wieku emerytalnego - będzie to wyzwanie dla naszej gospodarki czy gładko sobie z tym poradzimy?

- Uważam, że przeszacowywany jest potencjalny negatywny wpływ tej decyzji, choć na pewno będzie to wyzwanie. Pytanie tylko czy jednocześnie zostaną uruchomione zasoby krajowe, które spowodują, że wzrost gospodarczy i związane z tym zwiększone dochody sektora finansów publicznych - czy to ze składek ZUS-owskich czy z podatków - spowodują możliwość jego bezproblemowego sfinansowania.

Pana zdaniem uda się sfinansować tę zmianę?

- Na razie historia ostatnich kilkunastu miesięcy pokazuje, że jest to w zasięgu ręki.

Czy inne czynniki wewnętrzne mogłyby zaszkodzić naszej koniunkturze?

- Sytuacja jest dobra, natomiast warto zwiększyć stopę inwestycji w przedsiębiorstwach, zwłaszcza proinnowacyjnych.

Wspomniał Pan, że komunikat MFW mówi o sukcesach, jeżeli chodzi o zwiększenie bazy podatkowej i dochody budżetu państwa. To jeszcze za Pana rządów w MF uruchomiono szereg działań w celu poprawy ściągalności podatków.

- Istotnie te mechanizmy zostały wówczas zainstalowane i przynoszą efekty. To się rozpędza i jest widoczne z miesiąca na miesiąc.

A jeśli chodzi o kondycję finansów publicznych, czy nie powinniśmy się obawiać wejścia w tzw. procedurę nadmiernego deficytu?

- Tą procedurą straszy się nas od jakiegoś czasu. Polska z sukcesem wyszła z niej około trzy lata temu i nie pojawiają się żadne sygnały, czy ciemne chmury na horyzoncie, które by świadczyły o tym, że ponownie w tej procedurze się znajdziemy.

- Nie uważam, by ta procedura groziła nam ani w tym, ani w przyszłym roku. Nie ma takich ryzyk. Jest przyzwoite wykonanie budżetu, wzrastająca baza podatkowa wynikająca ze wzrostu gospodarczego oraz poprawy ściągalności podatków. To na pewno pozwoli nam domknąć plan finansowy kraju na następny rok.

- Poprzedni rok został zamknięty bardzo przyzwoitym wynikiem. Wykonanie dochodów budżetowych w tym roku jest bardzo przyzwoite. Zaczyna działać maszyna uruchomiona w poprzednim roku przez Ministerstwo Finansów, zwiększania dochodów podatkowych bez - co jest bardzo istotne - zakłócania koniunktury gospodarczej. Chodzi o to, by precyzyjnie eliminować najbardziej patologiczne zjawiska. Przykład takich działań to pakiet paliwowy, który działa już od roku, nowelizacja ustawy o VAT, ustawa hazardowa etc. W związku z tym to ryzyko traktuję jako nieistniejące.

Zaszkodzić naszej gospodarce mogą zatem tylko czynniki zewnętrzne?

- Sytuacja międzynarodowa, czyli tak zwane zmienne niewiadome, bo kto może przewidzieć, w jakim kierunku potoczy się sytuacja w zapalnych miejscach wokół Europy. To na pewno będzie wywierało wpływ na gospodarkę. Jeżeli, w negatywnym scenariuszu, nastąpiłby drugi kryzys migracyjny porównywalny z latem 2015 r. - to to także odegrałoby rolę. Jest jednak nadzieja, że aktorzy polityki europejskiej nauczyli się na doświadczeniu.

- Od lat za ważny czynnik dla międzynarodowej koniunktury uznawany jest wzrost gospodarczy w Chinach i Indiach, tam sytuacja jest dobra. Uważam za mało prawdopodobne, że nastąpi osłabienie globalnej koniunktury ze względu na błędy gospodarek świata.

Nie obawia się Pan powtórki światowego kryzysu jak w 2008 roku?

- Część obserwatorów twierdzi, że już zbyt dużo czasu upłynęło od ostatniego załamania. Ale widzimy, że od tego czasu powołano dosyć sensowną - choć test nastąpi w przypadku spowolnienia - europejską sieć instytucji i mechanizmów, który to system ma monitorować zagrożenia makro dla gospodarki - diagnozować je i z wyprzedzeniem reagować.

A jakie jest Pańskie zdanie na temat akcesji Polski do strefy euro?

- Argumenty, że bez euro nie będziemy przy stole, że będziemy w tzw. drugiej prędkości są powtarzane od 10 lat. Nie powinniśmy tej presji ulegać. To by znaczyło, że tracimy kontrolę nad własną polityką gospodarczą. Widzimy ponadto, że dane dot. wzrostu gospodarczego z krajów, które zdecydowały się zachować własne waluty, są pozytywne. Wielka Brytania, Polska, Czechy, Rumunia czy Szwecja rozwijają się szybciej niż strefa euro. Widzimy więc, że cena tego prestiżu związanego z przynależnością do klubu, jakim jest strefa euro, jest za wysoka. Jeżeli mielibyśmy bowiem, za cenę przynależności do tego klubu, zdusić wzrost gospodarczy do poziomu włoskiego, to jest to całkowicie nieopłacalna propozycja i nie ma podstaw, dla których mielibyśmy to robić. Nie mówiąc już o Grecji, która straciła dekadę rozwoju gospodarczego właśnie ze względu na strukturalne błędy strefy euro, spotęgowane oczywiście przez błędy polityki greckiej.

To znaczy, że, Pańskim zdaniem, nigdy nie powinniśmy przyjmować euro?

- Trudno rozważać decyzje, które miałyby zapadać w perspektywie 8-10 lat. To byłoby gdybanie.

Rozmawiała Sonia Sobczyk

PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »