"PB" : Małysz spada, Wisła traci
Nie działa Fan Sport Wisła, producent gadżetów z Adamem Małyszem. Czy to koniec Małyszomanii? Początek końca. Chyba że Adam znów zostanie mistrzem świata.
Wisła: w przeddzień konkursu skoków na mistrzostwach świata w Japonii wszystko tu wiadomo. Adam ma formę. Ma być dobrze. W stolicy Beskidów Małyszomania nadal się tli. Na chwilę nawet - na powrót - znów wydaje się większa. Bo zima - choć mizerna - to turystów dużo.
- Bardzo bym nie chciał, żeby moje życie stało się inne tylko dlatego, że wygrałem parę konkursów w skokach narciarskich. To znaczy chciałbym żyć skromnie. Ale jeszcze nie wiem, czy będzie to możliwe - te słowa Adama Małysza z 2001 roku, wiślanina z krwi kości, stały się jednak prorocze.
Wisła nie wykorzystała szansy na dynamiczny rozwój przy okazji sukcesów swego krajana. Nie wykorzystała, bo tak bała się etykiety drugiego Zakopanego, że ciągle zamyka sklepy o 18.00. Co więcej - w mieście, tuż przed pierwszymi lotami w dalekim Sapporo - nie można kupić właściwie żadnych pamiątek z Adamem Małyszem. I wcale nie dlatego, że ich zabrakło. Po prostu ich nie ma.
Koniec gadżetów
Główny deptak. Po prawej dom towarowy Świerk. Naprzeciw gofry. Trochę dalej, bliżej rynku, po lewej, sklep Wiślaczek. Ten sam, który wszelkie telewizje pokazywały, donosząc, że Adam Małysz sprzedaje się na potęgę - kartki, smycze, koszulki, kubki, co tylko dusza zapragnie. Wiślaczek to sklep z pamiątkami.
- Nie mamy już nic z Małyszem. Upadła firma Fan Sport, która produkowała te gadżety. Nigdzie nie możemy ich zamówić. Jedną smycz jeszcze mam. Chcecie? - Ewelina Manik, właścicielka Wiślaczka ma uśmiech przyklejony do twarzy.
Tak naprawdę Manikom (pani Ewelina prowadzi biznes z mężem) nie jest jednak do śmiechu. - Z takich gadżetów - tylko z Adamem Małyszem - można było zrobić i ponad dwa tysiące obrotu miesięcznie - mówi Ewelina Manik.
Początkowo nie bardzo chciało się wierzyć słowom sklepikarki. Pomyśleliśmy - niemożliwe, mistrzostwa świata, a gadżetów nie ma, ani Króla Adama I, ani orła z Wisłą, ani polskiego obiektu latającego? Skierowała nas zatem naprzeciw, do sportowego sklepu Tajnerów (z tej samej rodziny, co Apoloniusz Tajner). Tajnerowie potwierdzili - na razie z gadżetów nici. To znaczy te firmy Nici są, z Małyszem jednak nie ma.
Co z szansą Wisły?
Państwo Krasuccy z Gliwic do Wisły przyjeżdżają od lat. Tym razem w Beskidy wybrali się z wnuczką Ramoną. Spotkaliśmy ich pod budowaną skocznią w Wiśle-Malince. Kibiców skoków najłatwiej w Wiśle można namierzyć właśnie tu.
- Może nie jesteśmy typowymi małyszomanianiakami. Lubimy skoki, ale pamiętamy też Wisłę sprzed Małysza. Ile się tu ostatnio zmieniło? Niewiele. Budowa skoczni się ciągnie z powodu błędów inżynierów w obliczeniach. Pałac prezydencki za to wymościli, że hej - tam najbardziej widać zmiany - zapewnia pan Krasucki.
Czy 12-tysięczne miasteczko turystyczne wykorzystało swą szansę na skok cywilizacyjny przez sześć lat ciągłych sukcesów Adama Małysza? Wiceburmistrz miasta przekonuje, że wiele się tu, ponoć, zmieniło.
- Zawsze można zrobić coś więcej. Niemniej mamy teraz ponad trzykrotnie więcej turystów niż w 2000 roku. Pomógł w tym hotel Gołębiewski. Oprócz hotelu po pierwszych sukcesach Adama, prezydent Kwaśniewski - po latach naszych bezskutecznych starań - w końcu przywrócił świetność pałacykowi prezydenckiemu. Budujemy skocznię w Wiśle-Malince, ostatnio ziemia z zeskoku się osunęła - co pokrzyżowało nam plany. Latem przyszłego roku powinna być gotowa. Swoją bazę noclegową rozbudowują też właściciele pensjonatów. Za modernizację zabrał się w końcu znany hotel Stok. Obliczamy, że od czasu wybuchu Małyszomanii Wisła pozyskała inwestycje na ponad pół miliarda złotych - wylicza Jan Cieślar.
Coś na rzeczy
Z drugiej strony jednak stolica Beskidów nadal pozostaje spokojną oazą dla kolonistów i bywalców rajdów górskich. No, może piątkowe korki przy dojeździe z Katowic większe. Zakopanego to raczej tutaj nie ma.
- Wieczorem w mieście nie spotka pan za wielu turystów. Bo też nie mają specjalnie dokąd pójść. Miasto żyje do 18.00, 19.00, co jak na kurort jest raczej nietypowe. Wiślanie to świetni, ale bardzo spokojni ludzie - mówi Janina Białas, popularna Janeczka, właścicielka legendarnej - mającej prawie 30 lat - cukierni. Lidia Forias, kierownik ośrodka kancelarii prezydenta w Wiśle twierdzi nawet, że Wisła - po sukcesach Adama Małysza nie wypłynęła na szersze wody ze względu na swoją ewangelickość... W mieście jest ponad 12 różnych kościołów. Nie ma wspólnoty.
Przez wiele lat Forias organizowała Tydzień Kultury Beskidzkiej, najważniejszą i właściwie jedyną mocną doroczną imprezę w Wiśle. Była też dyrektorem Wiślańskiego Centrum Kultury.
- Kiedyś przedłużyliśmy jedną z imprez o godzinę ponad 22.00. Urząd miasta dostał później ogrom protestów. Skargi dotarły do wojewody. U nas cisza nocna to czas święty. Wiślanie - w większości ewangelicy - są wspaniałymi, otwartymi ale powściągliwymi ludźmi. Wolą, żeby miasto było oazą dla osób chodzących po górach i rodzin z dziećmi. Dlatego nie otwierają lokali nocnych. Tu nigdy nie będzie fiesty takiej jak na krupówkach - mówi Lidia Forias.
Z dala od szumu
Janina Białas (Janeczka) na własnej skórze przekonała się też jak bardzo Wiślanie chcą dać spokój Adamowi Małyszowie i nie robić wokół niego i Wisły wielkiego szumu. Pochodzącej ze Śląska bizneswomen kiedyś udało się ugrać co nieco na sukcesie Adama.
- Początkowo trochę krzywo na nas patrzyli, gdy pięć lat temu zrobiliśmy konkurs na nazwę narciarskiego ciastka, na którego szczycie stoi figurka skoczka. Mówili, że chcemy się podpiąć pod sukces Małysza. A tak naprawdę cały biznes z tego miasta powinien się pod sukces Adasia wtedy podpiąć. Nie wiadomo, czy taki boom na Wisłę przyjdzie jeszcze kiedykolwiek - dodaje Janina Białas. Na - z pochodzenia Chorzowiankę - mówią jednak w Wiśle, że ona "nie z tela" (nie stąd) - może więc mieć inne zdanie.
"Ciacho mistrza" to dziś jej sztandarowy produkt. Oprócz lodów, które z dziecięcych lata pamięta nawet pokolenie dzisiejszych trzydziestolatków.
Sztandarowy produkt Wisły to natomiast Małysz... Może Wisła też powinna zrobić konkurs na zagospodarowanie jego sukcesu? Skoro już nawet pamiątek z nim nie ma.
Rafał Kerger