"PB": Resort skarbu ratuje Gdynię
Do 17 maja poznańska firma doradcza F 5 Konsulting ma przygotować wycenę aktywów tonącej w długach Stoczni Gdynia. Wartość spółki zależy od tego, czy i kiedy skarb państwa zaaplikuje jej zastrzyk kapitału. I to zastrzyk potężny - 515 mln zł gotówką lub w płynnych akcjach - pisze "Puls Biznesu".
Gdyńska firma chce gotówki lub akcji państwowych spółek. Potrzebuje pieniędzy na spłatę długów wobec ZUS i fiskusa.Do 17 maja poznańska firma doradcza F 5 Konsulting ma przygotować wycenę aktywów tonącej w długach Stoczni Gdynia. Wartość spółki zależy od tego, czy i kiedy skarb państwa zaaplikuje jej zastrzyk kapitału. I to zastrzyk potężny 515 mln zł gotówką lub w płynnych akcjach.
Plan dokapitalizowania firmy to zła informacja dla podatników, którzy od lat dokładają do stoczniowej restrukturyzacji. Ale także mniejsze zło: bez koła ratunkowego mogą splajtować i stocznia, i jej kooperanci. Wówczas automatycznie pójdą w ruch rządowe gwarancje oraz poręczenia ubezpieczeniowe. Upadłość mocno uderzyłaby podatników po kieszeni jej budżetowe koszty mogą sięgnąć 3 mld zł. Sytuacja bez wyjścia.
Kapitał na długi
"PB" dowiedział się, że ministerstwo skarbu szykuje na posiedzenie rządu propozycję finansowego wsparcia dla Gdyni.
We wniosku znajdzie się zapis, z jakich źródeł stocznia będzie dokapitalizowana - mówi przedstawiciel stoczni.
Oficjalna decyzja o dokapitalizowaniu i określenie, skąd będzie pochodził kapitał, uwiarygodnią restrukturyzację stoczni w oczach kontrahentów, banków i inwestorów podkreśla Arkadiusz Aszyk, wiceprezes Stoczni Gdynia. Stocznia może dostać od państwa gotówkę i/lub płynne akcje.
Do końca kwietnia przygotujemy informację dla Rady Ministrów, w której przedstawimy m.in. zapisy dotyczące dokapitalizowania. Dopóki jednak dokument nie zostanie przekazany pod obrady rządu, nie chcę ujawniać szczegółów mówi Sławomir Urbaniak, wiceminister skarbu.
Pewne jest jedno pieniądze w stoczni miejsca nie zagrzeją. Podwyższenie kapitału będzie przekładaniem kasy z kieszeni do kieszeni.
Natychmiast po dokapitalizowaniu pieniądze wrócą do budżetu. Dzięki nim spłacimy zaległe zobowiązania publicznoprawne mówi Arkadiusz Aszyk.
Unia i inwestorzy
Taki sposób ratowania stoczni nie podoba się Komisji Europejskiej, która stanowczo domaga się jej prywatyzacji. Tyle tylko że bez pomocy państwa w spłacie długów wobec ZUS i fiskusa inwestorzy do stoczni nie wejdą. Przedstawiciele spółki twierdzą, że nawet jeśli skarb obejmie nowe akcje w ramach podwyższenia kapitału, i tak sprzeda je inwestorowi.
Czy 515 mln zł to wystarczająco duża przynęta dla inwestorów? Ukraiński Donbas miał dotychczas wątpliwości. Obawiamy się, że proponowana kwota może okazać się za niska. Nie chodzi nam jednak o licytowanie się, ile stoczni potrzeba pieniędzy. Chcemy tylko znać odpowiedź na pytanie: co się stanie, jeśli pieniądze, które przekaże skarb państwa, będą niewystarczające. Czy jest plan alternatywny - pyta Konstanty Litwinow, przedstawiciel Donbasu w Polsce.
Trudno się temu dziwić. Inwestor ma przecież wyłożyć kolejne 500 mln zł na kapitał.
Stop alternatywie
Kilkanaście miesięcy temu stoczniowcy znaleźli alternatywę dla państwowego zastrzyku kapitału. Proponowali ustawę o restrukturyzacji zobowiązań, wzorowaną na ustawie hutniczej przygotowanej przez rząd AWS. Część stoczniowych długów byłaby umorzona, część spłacona dzięki np. emisji obligacji gwarantowanych przez państwo. W hutach plan się powiódł, przed stoczniami rząd zapalił czerwone światło. Teraz sięgnie do portfela.
Katarzyna Jaźwińska