Pieniądze na kolej muszą iść z budżetu

Rozmowa ze Stanisławem Kogutem, senatorem Prawa i Sprawiedliwości, byłym przewodniczącym Sekcji Krajowej Kolejarzy NSZZ "Solidarność".

Czy kolej powinna być utrzymywana z opłat kierowców? Co pan sądzi o pojawiającym się ostatnio, m.in. w wypowiedziach prezesa PKP, pomyśle dalszego zwiększania opłat drogowych i przeznaczania uzyskanych w ten sposób pieniędzy na infrastrukturę kolejową?

- Jestem przeciwny takim rozwiązaniom. Pierwsza ustawa, która była uchwalona w tej kadencji, to była ustawa o funduszu kolejowym - została podniesiona akcyza z 12 do 18 proc. i część z tych pieniędzy miała iść na bieżącą naprawę infrastruktury i jej utrzymanie. Sądzę, że dalsze podnoszenie podatków na paliwo prowadziłoby donikąd. Powinniśmy sięgnąć do rozwiązań z innych krajów - np. Niemczech, gdzie drogi kolejowe są utrzymywane przez państwo.

Reklama

A stawki za dostęp do infrastruktury są niższe - my mamy jedne z najwyższych w UE.

- Byłbym za tym, żeby zmierzać w tym kierunku - obniżać stawki dostępu do infrastruktury - po to, by nasi przewoźnicy mogli być konkurencyjni w stosunku do operatorów zachodnich. Jestem przeciwnikiem nakładania haraczu zarówno na tych, co korzystają z transportu drogowego, jak i kolejowego.

Tyle że pieniędzy w budżecie na to nie ma. Nie ma ich również PLK, między innymi dlatego, że swoich zobowiązań wobec niej nie reguluje inna ze spółek z grupy - PKP Przewozy Regionalne.

- No tak. W grupie PKP krąży wirtualny pieniądz.

Jednocześnie Przewozy Regionalne, jak wiadomo, są w tarapatach, klienci skarżą się na to, że PKP Cargo w ostatnich miesiącach nie podstawiały wagonów itd. Listę problemów można wydłużyć. Skąd, pana zdaniem, wziąć pieniądze na ich rozwiązanie?

- Trzeba przypomnieć, że problem przewozów regionalnych przecież nie pojawił się dzisiaj. Nie tylko ten rząd, ale i wszystkie poprzednie się z nim borykały. Dzisiaj ich zadłużenie w stosunku do pozostałych spółek sięga 1,6 mld zł.

Najpierw jako związkowiec, a teraz jako senator przedstawiałem pewne rozwiązania. Mieliśmy zespół ekspertów i pracowaliśmy nad tym wspólnie z Business Centre Club. Mówiliśmy, że przekazanie ich samorządom nie rozwiąże problemu. Województwa bogate, takie, jak mazowieckie, wielkopolskie, śląskie czy małopolskie, pewnie z tym dadzą sobie radę - natomiast biedniejsze nie.

Kluczem do rozwiązania jest wsparcie z budżetu centralnego. W każdym kraju świata przewozy regionalne są dotowane, nawet Anglia, którą się podaje za przykład liberalnych rozwiązań, dopłaca do nich od 30 do 50 proc.

W tej sprawie zorganizowałem szereg spotkań - zwracałem uwagę na to, że sprawa ta oznacza także zagrożenie dla wykorzystania funduszy unijnych. Niby są ogromne pieniądze na infrastrukturę kolejową, ale PLK, która tymi pieniędzmi zarządza, ma ponad 1 mld zł zobowiązań cywilnoprawnych, których nie reguluje.

Zorganizowałem w tej sprawie spotkanie z przedstawicielem Ministerstwa Finansów panem Dominikiem Gawłem, na którym byli przedstawiciele prywatnych firm, które wystawiają PLK faktury brutto, a którym PLK płaci tylko sumę netto, bez VAT. Padał argument - że nie jest rozwiązany problem przewozów regionalnych.

Jest więc jakieś rozwiązanie?

- Trzeba się moim zdaniem zastanowić, czy PLK nie powinna być czymś na wzór GDDKiA - tak żeby nie musiała płacić VAT, ale trzeba byłoby w tym celu zmienić ustawę.

Druga sprawa to to, że nie może być tak, że całą grupę PKP utrzymuje Cargo - że to ta firma za wszystko płaci. W chwili, gdy sama jest niedoinwestowana - ma 40-letnie lokomotywy, 30-letnie wagony. Jeśli nie będzie inwestowała w nowy tabor, to będzie się zwijała. Tymczasem na rynku coraz większą rolę odgrywają prywatni przewoźnicy.

Może lepiej byłoby przeprowadzić restrukturyzację?

- Kiedyś śmiano się ze mnie jako związkowca, dlaczego walczę, żeby młodych ludzi przyjmować do pracy. A teraz na kolei jest ogromna luka pokoleniowa. To jest zagrożenie. Znam je z własnego doświadczenia.

Ja sam jak przyszedłem do pracy na kolei po szkole to miałem tylko wiedzę teoretyczną, a praktyki nauczyli mnie dopiero ludzie ode mnie starsi. Na kolei pracowało 450 tysięcy kolejarzy, dzisiaj 128 tysięcy. Za wszystkie osłony socjalne zapłaciła sama kolej, budżet państwa owszem gwarantował - ale kolejarze do dzisiaj spłacają.

Więc ja myślę, że co do przewozów regionalnych, to przede wszystkim powinno nastąpić ich całkowite oddłużenie. Powinniśmy zacząć od zera i wówczas powinny się na ich utrzymanie składać samorządy i budżet państwa.

Skoro można było inne branże oddłużyć, to powinno się oddłużyć całkowicie kolej i wówczas zacząć faktycznie monitoring jej finansowania. Ten problem musi być rozwiązany, a nie spychany gdzieś na bok. Kolejne ograniczenie liczby pociągów w przewozach regionalnych jest uderzeniem w ludzi najsłabszych - dzieci i młodzież dojeżdżającą do szkół, pracowników dojeżdżających do pracy.

Wróćmy do pieniędzy unijnych - jak duże jest niebezpieczeństwo, że nie zostaną one wykorzystane?

- Ponieważ zostałem jedynym kolejarzem w parlamencie po tym jak minister Tchórzewski znalazł się w resorcie gospodarki, zorganizowałem duże spotkanie po tych sygnałach, że środki te są zagrożone. Zaproszone zostały przedsiębiorstwa kolejowe, w tym prywatne. W spotkaniu tym wzięli udział m.in. pani minister Konrad, minister Chaberek. Pani minister Konrad obiecała, że ona osobiście zrobi harmonogram i będzie pilnować, żeby pieniądze z Unii zostały wykorzystane.

Wiem, że zapadły już pewne ustalenia - jest też odzew z Ministerstwa Finansów, do którego wystąpiłem z pismem, pytaniem, w jaki sposób oni pomogą zwrócić ten VAT. Chodzi o to, żeby te długi były jak najszybciej uregulowane przez PLK wykonawcom kolejowym.

No dobrze, przyjmijmy, że sprawa znajdzie pozytywny finał. Problem w tym, że te pieniądze również nie rozwiążą wszystkich problemów - pójdą głównie na modernizację najważniejszych korytarzy transportowych, a nie pomogą zlikwidować głównej bolączki przewoźników - wąskich gardeł, miejsc, gdzie pociągi z powodu fatalnej jakości torów muszą zwalniać do 20-40 km na godzinę.

- Chociaż pieniądze unijne idą na główne korytarze, to też musimy wiedzieć, że są jeszcze w dyspozycji samorządów środki ze zintegrowanych programów operacyjnych rozwoju regionalnego. Jestem przekonany, że będzie szansa wykorzystania pieniędzy unijnych na boczne linie.

Chciałbym się jeszcze odwołać do pana przeszłości związkowej. Co jakiś czas wraca problem protestów związków na kolei. Czy przypadkiem z tej strony procesowi uzdrawiania sytuacji na kolei nie zagraża niebezpieczeństwo?

- Jeśli chodzi o protesty na kolei, ja rozumiem kolejarzy. Było podpisane porozumienie, że średnia płaca kolejarzy ma wynosić 110 proc. w porównaniu do pięciu gałęzi przedsiębiorstw, a dzisiaj ona wynosi 87 proc. Kolejarze i tak dużo wytrzymują.

Nie obawiałbym się jednak protestów. Kolejarze są nastawieni na dialog. Trzeba więc z nimi rozmawiać, a nie doprowadzać do sytuacji, w której dowiadują się oni z drugiej ręki o grożącej im redukcji zatrudnienia. Chociaż - skoro o tym mowa - to ja osobiście twierdzę, że na kolei już się skończył czas zwalniania, a trzeba będzie tam jeszcze ludzi przyjąć.

Rozmawiał: Krzysztof Orłowski

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »