Piłka - biznes czy kosztowna zabawka?
Czy piłka nożna to biznes, czy tylko droga zabawka dużych chłopców? Dotychczasowe doświadczenia nie dają niestety jednoznacznej odpowiedzi. Częściej jednak słyszy się o tych, którzy inwestują w kluby piłkarskie niż o tych, którzy robią na nich kokosowe interesy.
I nie zmienia tego nawet istnienie takich piłkarskich i biznesowych potęg jak Manchester United. Ot, choćby głośna sprawa ostatnich tygodni: zakup londyńskiej Chelsea przez rosyjskiego multimiliardera Romana Abramowicza, za 130 mln funtów, i jego szaleństwa na rynku transferowym, gdzie wydaje kolejne dziesiątki milionów funtów na zakupy graczy. O takich kwotach w polskim biznesie piłkarskim nie ma nawet co marzyć, w końcu Abramowicz to absolutna czołówka najbogatszych ludzi w Europie Środkowo-Wschodniej. Nasz jedyny przedstawiciel na tej liście, dr Jan Kulczyk, też podobno przymierza się do zainwestowania w poznańskiego Kolejorza, ale to jeszcze nic pewnego.
Skoro doświadczenia biznesowe inwestujących w piłkę nie są najlepsze, a niektórych - nie w Polsce - doprowadziły nawet za kratki, dlaczego ciągle nie brakuje kolejnych chętnych. Wydaje się, że są co najmniej dwie, acz bardzo od siebie odległe, przyczyny. Pierwsza to jednak biznes, nie pojmowany jednak jako określona stopa zwrotu z kapitału, ale sposób na reklamę, upowszechnienie marki swoich produktów. I druga, zdaje się, że jednak dominująca to... próżność.
Ile można mieć samochodów, jachtów, samolotów? Wiele, ale to nie to samo, co posiadanie drużyny piłkarskiej. Tam są dziesiątki tysięcy fanatycznych kibiców, światła stadionu, prasa, telewizyjne kamery i cały związany z tym sztafaż.
W polskiej piłce jest zresztą podobnie, tyle, że wszystko trzeba dzielić przez 100 lub nieco więcej. Intencje, intencjami, znacznie bardziej istotne jest to, jak te przedsiębiorstwa, jakimi de facto są kluby piłkarskie, będą prowadzone. Czy zarządzać nimi będą menedżerowie z prawdziwego zdarzenia czy ludzie przypadkowi. Właściciele nie muszą znać się na niczym, nawet na piłce, choć na niej zna się podobno każdy. Oni muszą płacić. A jak przy okazji da się zarobić? Też dobrze.