Płace nie dla wszystkich
Tydzień temu kilka tysięcy pracowników Poczty Polskiej protestowało przed Ministerstwem Administracji i Cyfryzacji. Chcieli m.in. zademonstrować, że zamierzają walczyć o lepsze zarobki. Główną przyczyną zorganizowanego przez pocztowców protestu był plan wprowadzenia w przyszłym roku w ich firmie nowego regulaminu wynagrodzeń. Będą one teraz zależały od efektywności ich pracy. Z jego wprowadzeniem wiązało się wypowiedzenie w lipcu br. obowiązującego od 2011 r. zakładowego układu zbiorowego.
Zdaniem związkowych pocztowców jest to kolejne szukanie oszczędności kosztem zwykłych pracowników Poczty. W ich ocenie to oni w ostatnich latach ponosili główny ciężar polityki oszczędzania w firmie - zarobki pracowników w tym czasie spadły o co najmniej 20 proc. w stosunku do średniej krajowej i dziś kształtują się na poziomie około 80 proc. średniej krajowej. Zarobki przeciętnego listonosza, jeśli oczywiście jest zatrudniony na całym etacie, to kwota zaledwie 1800 zł brutto. Z powodu szukania kolejnych oszczędności coraz częściej jednak zatrudniani są oni w niepełnym wymiarze, zazwyczaj na pół lub na trzy czwarte etatu.
Według związkowców polityka oszczędzania w firmie nie dotyczy jedynie kadry kierowniczej, której zarobki stale rosną i dzisiaj pochłaniają miliony złotych. Chodzi przede wszystkim o wynagrodzenie 17 prezesów i 47 członków rad nadzorczych powstałych w oparciu o Pocztę Polską. Jak rzeczywiście wyglądają ich wynagrodzenia? Według związkowców pensje prezesów i członków zarządu dzieli niewyobrażalna przepaść od wynagrodzenia zwykłych pracowników Poczty. Jak podkreślali, zarobki każdego z prezesów oscylują wokół 60-90 tys. zł miesięcznie, a do tego dochodzi jeszcze odprawa w wysokości 2 mln zł.
Tymczasem sytuacja Poczty Polskiej nie wygląda zbyt ciekawie. Obaw odnośnie do jej przyszłości jest coraz więcej. To przede wszystkim rosnąca z roku na rok konkurencja odbierająca poczcie kolejne lukratywne kontrakty. W takiej sytuacji jest oczywistym, że oprócz restrukturyzacji, nowych inwestycji należy również prowadzić mądrą politykę finansową w firmie. I być może nawet wdrożyć kolejny program oszczędnościowy. Problem tylko w tym, że jeśli już ma zostać on wdrożony, to powinien dotyczyć wszystkich bez wyjątku, w tym także pocztowej arystokracji: prezesów, członków zarządu, menedżerów. Bo to przede wszystkim oni są odpowiedzialni za to, że zarządzanie pocztą nadal nie jest odpowiedzią na wyzwania przyszłości.
Tylko czy to, z czym mamy do czynienia w Poczcie Polskiej i przeciwko czemu był ostatni pocztowy protest, jest w naszym kraju czymś wyjątkowym? Raczej nie - podobnie dzieje się w wielu innych spółkach Skarbu Państwa.
Wystarczy przyjrzeć się zarobkom prezesów spółek Grupy PKP. Lukratywne kontrakty menedżerskie w tych firmach są znacznie wyższe, niż pozwala na to "ustawa kominowa" ograniczająca zarobki prezesów państwowych firm do ok. 23 tys. zł miesięcznie. Oferowanie tak wysokich pensji jest możliwe dzięki podpisywaniu kontraktów menedżerskich, które skutecznie omijają przepisy wspomnianej ustawy. Jak to wygląda w praktyce?
Przykładowo, prezes PKP SA Jakub Karnowski zarabia 59 tys. zł miesięcznie i dzięki posadzie w państwowej kolei w krótkim czasie stał się milionerem. Jego kontrakt menedżerski gwarantuje, że w sytuacji odejścia ze stanowiska dostanie roczną odprawę w wysokości ponad 700 tys. zł.
Nie tak dawno głośno było o byłym prezesie PKP Cargo Wojciechu Balczunie, który w 2013 r. otrzymał astronomiczne wynagrodzenie w wysokości 534 tys. zł! Jak łatwo obliczyć, miesięcznie zarabiał 44 tys. zł, a dziennie 1480 zł.
Trzy tygodnie temu okazało się, że nowa minister infrastruktury Maria Wasiak, odchodząc z PKP SA, otrzymała 510 tys. zł odprawy. Jak podkreślały wówczas władze spółki, pieniądze te zostały jej wypłacone rzekomo z automatu ze środków spółki na mocy obowiązującego od 2012 r. kontraktu menedżerskiego, którego treść zatwierdziło walne zgromadzenie akcjonariuszy i rada nadzorcza. Gdy wysokość tej odprawy zbulwersowała opinię publiczną, pani minister postanowiła ostatecznie przekazać wspomnianą sumę na konto Stowarzyszenia Centrum Młodzieży "Arka" w Radomiu.
Tymczasem sytuacja finansowa wszystkich spółek Grupy PKP nie jest najlepsza. Nie widać też żadnych efektów w poprawie ich zarządzaniem, pomimo tego, że podobnie opłacanych jak Wasiak menedżerów jest tam pod dostatkiem.
Jeszcze niedawno podczas posiedzenia sejmowej komisji infrastruktury prezes Jakub Karnowski przekonywał posłów, że spółka PKP SA w 2014 r. zmniejszy swoje zadłużenie z około 4 mld zł do 1 mld zł. Problem tylko w tym, że owo zmniejszenie zadłużenia to nie efekt poprawy zarządzania spółką, a w głównej mierze wpływów z prywatyzacji PKP Cargo - spółki córki, w której PKP SA ma 33 proc. akcji. Jeśli już w spółkach kolejowych szuka się jakichś oszczędności, to zazwyczaj robi się to kosztem zwykłych pracowników.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Wysokość odpraw przy utracie pracy - przy zwolnieniach grupowych do 25 tys. zł
Podobnie jest w wielu innych spółkach Skarbu Państwa. W niektórych z nich zarobki prezesów, członków zarządu, menedżerów są nawet na dużo wyższym poziomie, niż ma to miejsce na Poczcie Polskiej czy w spółkach Grupy PKP.
W 2013 r. państwowe spółki wydały na wynagrodzenia dla samych prezesów ponad 20 mln zł. Okazało się, że zarobki niektórych z nich to ponad 14 tys. dziennie. Rekordzistą jest prezes PZU Andrzej Klesyk, na którego konto w ubiegłym roku wpłynęło 3,76 mln zł: 2,78 mln zł podstawy plus dodatkowe premie w wysokości 980 tys. zł, co oznacza, że miesięczna pensja Klesyka to 313 tys. zł. A to, jak łatwo można obliczyć, daje 14,2 tys. zł. dziennie.
Do liderów w tym zakresie zaliczają się prezesi PKN Orlen (Jacek Krawiec w 2013 r. dostał ponad 1,5 mln zł wynagrodzenia), PKO BP (Zbigniew Jagiełło zarobił w 2013 r. 2,12 mln zł) oraz KGHM (prezes Herbert Wirth zarobił w 2013 r. ok. 1,4 mln zł).
Prezesi spółek Skarbu Państwa oprócz kosmicznych płac otrzymują nie mniej kosmiczne premie - wspomniany wcześniej prezes PKN Orlen Jacek Krawiec w 2013 r. otrzymał 1,44 mln zł premii. Oprócz tego mogą oni korzystać z wszelkiej maści przywilejów, w korzystaniu z których nie mają najmniejszych zahamowań. Jako przykład można wymienić prezesa jednej z dużych państwowych spółek, którego miesięczna gaża wynosi grubo powyżej 40 tys. zł, a który ostatnio nie zawahał się zapłacić służbową kartą kredytową za swoje uciechy w jednej z warszawskich agencji towarzyskich.
Takich historii można przytoczyć dziesiątki. Tak właśnie zarządzają menedżerowie państwowych spółek. W gruncie rzeczy te wszystkie stanowiska prezesów, członków zarządu, dyrektorów to w polskich warunkach typowo polityczne synekury. Można je osiągnąć zazwyczaj dzięki odpowiednim politycznym znajomościom, a nie faktycznym sukcesom w zarządzaniu. Merytoryczna słabość prezesów spółek Skarbu Państwa bardzo często wiąże się z ich niesamowitą pazernością, co świadczy zarówno o ich zasadach moralnych, jak i tych, którzy działanie spółek Skarbu Państwa nadzorują. Nie może wydawać się zatem dziwne, że w takiej atmosferze rodzą się pomysły takie, jak nowy regulamin wynagrodzeń na Poczcie Polskiej, który oszczędności będzie szukał kosztem i tak głodowych pensji zwykłych pracowników.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Zobacz, jak puchną kieszenie szefów wielkich państwowych firm
Oczywiście można powiedzieć, że w każdym kraju zarobki tych, którzy zarządzają firmą, są wysokie, a menedżerowie powinni być zawsze dobrze opłacani. To prawda, ale wszędzie, gdzie tak jest, oczekuje się sukcesów od osób zarządzających. Prezesi są z nich także rozliczani przez pracowników. Ogromną rolę odgrywają tutaj też związki zawodowe, ze zdaniem których zarządzający muszą się liczyć. I nie jest możliwe, aby latami siedzieli spokojnie na swoich stołkach, w sytuacji gdy firma, którą zarządzają, coraz bardziej tonie w długach, a jej pracownicy organizują kolejne protesty, w trakcie których sprawa głodowych płac jest jednym z najważniejszych haseł.
Niestety, w Polsce jest inaczej! Ale jak powiedział kiedyś jeden z byłych ministrów: "Polska to dziki kraj!".
dr Leszek Pietrzak
Autor jest historykiem, przez wiele lat pracował w Urzędzie Ochrony Państwa, następnie w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego. Był również członkiem Komisji Weryfikacyjnej ds. WSI