Po 3,5 miesiąca Czesi chodzą bez maseczek
Na większości terytorium Czech nie ma już obowiązku noszenia maseczek. Wyjątkiem są szpitale, metro w Pradze, zamknięte pomieszczenia na Śląsku i obszary, na których wykryto lokalne ogniska zakażeń koronawirusem. Działalność wznowiły nocne kluby i dyskoteki.
Obowiązek noszenia maseczek lub innych form zasłaniania nosa i ust obowiązywał w Czechach od trzech i pół miesiąca. Skutki odejścia od ograniczeń epidemiolodzy ocenią po dwóch tygodniach.
Wybierający się do Pragi będą musieli pamiętać o noszeniu maseczek w metrze. W innych środkach komunikacji miejskiej zakrywanie ust i nosa nie jest konieczne, jednak władze miasta apelują, by z tego nie rezygnować. Apele i instrukcje, jak przestrzegać zaleceń, emitowane są na lotnisku im. Vaclava Havla w Pradze.
Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze
W Czechach maseczek nie trzeba też nosić w galeriach handlowych. Z wejść do tych obiektów zdjęto już plakaty informujące o konieczności noszenia i konieczności zachowywania odstępów. Wciąż jednak wiszą dozowniki z płynami do dezynfekcji rąk.
Od dzisiaj działalność wznawiają dyskoteki i kluby nocne. Przestaje też obowiązywać nakazy zamykania lokali gastronomicznych o godz. 23. Liberalizacja nie dotyczy Śląska.
Na Zaolziu, w powiatach karwińskim i frydecko-misteckim, panuje w Czechach najpoważniejsza sytuacja epidemiczna. Tam też wciąż obowiązują największe ograniczenia. Obok nakazu noszenia maseczek w pomieszczeniach zamkniętych, dotyczą one liczby uczestników imprez kulturalnych i sportowych, a także czasu pracy restauracji i gospód. Jak przekonywał przed dwoma dniami czeski resortu zdrowia, wzrost zakażeń na Zaolziu wynika z robienia testów w lokalnych ogniskach występowania koronawirusa i "w żadnym wypadku nie oznacza nadejścia drugiej fali epidemii".
W Czechach, od początku pandemii, zanotowano 11 960 przypadków zakażenia koronawirusem. Zmarło 349 pacjentów. W szpitalach przebywa 130 osób.
ew, PAP