Podstępnie zwolnieni
Ilu nauczycieli straci pracę przed początkiem roku szkolnego - dokładnie nie wiadomo. 7 tys. - według obliczeń resortu edukacji. 11 tys. - według szacunków oświatowej Solidarności. Dwa-trzy razy tyle będzie miało zmniejszony wymiar godzin lekcyjnych.
Co roku koniec wakacji przynosi zmiany w stanie zatrudnienia nauczycieli. Zgodnie z przepisami prawa oświatowego wtedy formalnie kończy się rok szkolny, choć w obiegowej opinii dzieje się to w czerwcu.
Ilu nauczycieli wróci po wakacjach do szkół - nie wiadomo, bo statystyki nie mówią prawdy. Ministerstwo Edukacji Narodowej w oficjalnym komunikacie podało, że wypowiedzenia - z powodu całkowitej likwidacji szkół albo zmian organizacyjnych w szkołach - otrzyma ponad 6800 nauczycieli (1,2 proc. spośród nauczycieli zatrudnionych w szkołach prowadzonych przez samorządy).
MEN chlubi się trafnością swoich prognoz. "W ubiegłym roku według takich samych deklaracji przewidywano zwolnienie ok. 7 tys. nauczycieli (...) co potwierdziło się we wrześniu 2012 r." - napisano w komunikacie. Tyle że te obliczenia są dość powszechnie kwestionowane przez związki nauczycielskie.
Według Związku Nauczycielstwa Polskiego, zwolnionych nauczycieli będzie sporo więcej, nawet ponad 8-9 tysięcy. Ryszard Proksa, przewodniczący oświatowej Solidarności, podkreśla, że to dane wyraźnie zaniżone. Przewiduje, że pracę straci ok. 11 tysięcy nauczycieli. Ostateczna liczba będzie znana dopiero na początku nowego roku szkolnego, nauczyciele mogą bowiem odwołać się do sądów pracy, pójść na taktyczne urlopy lub ustawowe urlopy dla poratowania zdrowia.
- Liczba 7 tys. to jakaś bujda. Przecież wielu nauczycielom podstępnie zmieniono umowy z czasu nieokreślonego na czas określony - zwraca uwagę Ryszard Proksa. - Te umowy kończą się w sierpniu i nie uwzględnia się ich w statystyce zwalnianych nauczycieli. Im wygasa - pozornie naturalnie - stosunek pracy. Kończy się im kontrakt, dziękujemy, szukajcie sobie innej pracy. Skutkuje to tym, że nie płaci się im żadnej odprawy. Np. w czerwcu są na listach zatrudnionych, rozdają uczniom świadectwa, a we wrześniu nagle znikają. Nie ma ich. Obliczamy, że w sumie, z początkiem roku szkolnego straci pracę ok. 11 tys. nauczycieli, a wynika to już z założeń budżetowych na ten rok.
Zwalniani są przede wszystkim nauczyciele szkół ponadgimnazjalnych, co ma związek z wejściem w życie nowej podstawy programowej. Samorządy uzasadniają zwolnienia przede wszystkim kwestiami finansowymi, niżem demograficznym i związaną z nim polityką likwidowania klas oraz całych szkół.
Zdaniem MEN, wypowiedzenia nie oznaczają, że wszyscy zwalniani nauczyciele będą bezrobotni. "Część z nich przejdzie na emeryturę, niektórzy znajdą pracę w szkołach niepublicznych lub wrócą do szkół ponadgimnazjalnych, jeśli okaże się po zakończonym naborze do pierwszych klas, że oddziałów jest więcej niż pierwotnie zakładano i trzeba zatrudnić dodatkowych nauczycieli" - zapowiada MEN. Takie zapowiedzi Ryszard Proksa radzi włożyć między bajki.
- Mamy niż demograficzny, mamy nową podstawę programową, która zmniejsza o ponad jedną czwartą liczbę zajęć w szkołach średnich, a ci ludzie mimo wszystko pójdą pracować do tych szkół średnich!? Skoro potrzeba mniej ludzi, to nikt ich nie przyjmie. To są jakieś bajki - stwierdza ostro. - Próbowaliśmy w zeszłym roku walczyć o działania osłonowe wobec siedmiu tysięcy zwalnianych wówczas nauczycieli. Powiedziano nam wtedy, że sławny program "50 plus" zagospodaruje tych ludzi. Wiemy, jakie są losy tego programu, na zapowiedziach się skończyło. Nikt już dziś o tym programie nie pamięta.
Nie jest tajemnicą, jak podkreśla Proksa, że nauczyciel z 20-30-letnim stażem w polskich realiach ma bardzo duże kłopoty z przekwalifikowaniem się. Czeka go najczęściej bezrobocie i bieda.
Zwolnienia - jawne i ukryte - to jedno niepokojące zjawisko, z którym mamy do czynienia w oświacie. Drugie - to ograniczanie etatów. Według rozeznania oświatowej "S", parędziesiąt tysięcy nauczycieli pracuje dziś na niepełnych etatach.
pracy kolegi zgadzają się pracować na 16/18, 15/18 etatu i mniej, żeby tylko ich kolega też mógł ocalić pracę. Ile jest tych osób też nie wiadomo, ja twierdzę, że nawet kilkadziesiąt tysięcy nauczycieli ma taką umowę o pracę, a ta liczba stale rośnie - mówi przewodniczący Proksa. - Mają co prawda umowy na czas nieokreślony, ale w niepełnym wymiarze czasu.
Cięcie etatów nauczycielskich odbywa się w całej Polsce. Według szacunków ZNP, np. w Małopolsce może to dotyczyć nawet 3 tys. nauczycieli. Nie ma wątpliwości, że samorządy prowadzące szkoły najpewniej przyjęły po prostu politykę cięć etatów, żeby zaoszczędzić.
Przy czym zmniejszenie etatu wiąże się nie tylko z niższym wynagrodzeniem, ale też z pozbawieniem nauczyciela możliwości skorzystania z urlopu dla podratowania zdrowia. Dla nauczycieli to sytuacja bardzo niekomfortowa, bo zaczynają się zastawiać, z czego utrzymają rodzinę.
To, zdaniem nauczycielskich związków, zjawisko niebezpieczne nie tylko dla samych nauczycieli, lecz także dla uczniów. Nauczyciel pracujący po kilka godzin, nie jest pełnowartościowym pedagogiem, którego wszystkim można życzyć, a placówka z takimi nauczycielami nie jest normalną szkołą.
- Nauczyciel nie jest zadowolony, stara się szukać dodatkowego zarobku, by godnie utrzymać rodzinę - mówią przedstawiciele nauczycielskiej "S". - Ale tak jest w każdym zawodzie, że źle opłacany pracownik, nie jest do końca dobrym pracownikiem. A w oświacie nikt zdaje się tego nie dostrzegać.
Według niepełnych jeszcze danych, w tym roku najwięcej nauczycieli zwolnionych może zostać w Małopolsce - około 1,5 tys. i na Mazowszu - około tysiąca. W Podlaskiem pracę może stracić ponad 650 nauczycieli, na Podkarpaciu - prawie 550, na Śląsku i w Kujawsko-Pomorskiem - 400-500. W woj. pomorskim, zachodniopomorskim, dolnośląskim, świętokrzyskim i warmińsko-mazurskim pracę straci po co najmniej 300 nauczycieli.
Ciekawe są szczegółowe dane z Wielkopolski. Tam, według nieoficjalnych danych ZNP, wypowiedzenia otrzymało 670 nauczycieli, a 80 nie przedłużono wygasającej umowy.
Ograniczenie etatu w różnym wymiarze zaproponowano aż... 1618 osobom.
- Sytuacja nauczycieli staje się dramatyczna, ale nie są temu winne tylko czynniki obiektywne, np. demografia - mówi Proksa. - Prawdziwe problemy nauczycieli zaczęły się przy poprzedniej nowelizacji ustawy, gdy rząd tylnymi drzwiami wprowadził dwie dodatkowe obowiązkowe godziny pracy dla nauczycieli. Wtedy minister Michał Boni obiecał, że w momencie, gdy wejdzie niż demograficzny, będą rozmawiać ze związkami o warunkach pracy, zmniejszeniu godzin i klas. Oczywiście nie było rozmów, a tamta prowizorka pozostała na zawsze. A rządzący Polską od kilku ładnych lat dają coraz mniej środków na edukację.
Wojciech Dudkiewicz