Polacy stracą pieniądze na odłączeniu się Szkocji
Gościem Radia PIN był dzisiaj Michael Dębiński z Polsko-Brytyjskiej Izby Handlowej.
Agnieszka Witkowicz-Matolicz: Szkocja jutro będzie decydować, tak czy nie, czy odłączyć się od Wielkiej Brytanii, czy zostać w Zjednoczonym Królestwie. Chciałam porozmawiać z panem o konsekwencjach tych wyborów. Przede wszystkim: dlaczego teraz Szkoci zdecydowali się na to referendum, dlaczego wybrali akurat ten moment?
Michael Dembiński: - To idzie krok po kroku, 30-40 lat temu, jeżeli ktoś mówił o szkockiej niepodległości, to był uważany za dziwaka. Od 1997 roku, kiedy Tony Blair dał więcej autonomii dla Szkotów i stworzyli swój własny parlament, potem w 2011 szkoccy nacjonaliści wygrali większość w tym parlamencie szkockim, a David Cameron, żeby zaspokoić to pytanie raz na zawsze, powiedział, że będzie referendum z jednym pytaniem: niepodległość- tak czy nie. On się spodziewał wtedy - 1,5 roku temu - że ok. 35 proc. wypowiadało się za niepodległością i że to przejdzie a Szkocja zostanie częścią Wielkiej Brytanii. Nikt się wtedy nie spodziewał, że przez te 18 miesięcy może dojść do sytuacji, gdzie społeczeństwo będzie podzielone równo, 50 proc. na 50 proc.
Teraz tak naprawdę zdecyduje grupa niezdecydowanych - to jest ok. 20 proc. - i to oni przeważą, czy tak czy nie, czy zostać, czy odejść.
- Tak, czy oni pójdą do urn jutro, czy nie. Z jednej strony jest przeczucie, że ci, którzy mają najwięcej do stracenia, czyli emeryci, ludzie zamożni, ludzie, którzy prowadzą przedsiębiorstwa pójdą masowo głosować. Z drugiej strony - niezdecydowani, którzy nie mają nic do stracenia będą nakłaniani do głosowania przez szkockich nacjonalistów. W dzisiejszym Financial Times sondaż tych niezdecydowanych, czyli ok. 20 proc., wskazuje na to, że z tej grupy 2/3 przy odpowiednim nacisku wypowiedzą się za niepodległością, tylko 1/3 będzie przeciwko.
Szkocja poza Wielką Brytanią, to Szkocja poza Unią Europejską, poza NATO, a to tak naprawdę tylko początek takich proceduralnych, organizacyjnych kłopotów.
- Tak, jeżeli Szkocja jutro zagłosuje za niepodległością, to będzie początek 18-miesięcznego okresu, kiedy trzeba wszystko przygotować od podstaw, nowe państwo. Najważniejszym zagadnieniem na pewno będzie waluta.
Na pewno nie będzie to funt brytyjski.
- Na pewno nie. Bank Anglii już dawno zapowiadał, że jeżeli nie ma kontroli fiskalnej i monetarnej nad innym krajem, to nie będą mogli używać funta w takiej postaci, w jakiej jest w tej chwili. Szkoci będą musieli stworzyć swoją własną walutę - szkocki funt, który na pewno będzie miał inną wartość niż funt angielski.
Zastanawiam się też, co z paszportami ludzi, którzy teraz mieszkają w Szkocji, oni są obywatelami Wielkiej Brytanii. Wielka Brytania zabierze im te paszporty? Będą im wydawane inne, szkockie? Pewnie tak, ale czy będą się musieli zrzekać obywatelstwa brytyjskiego? To też może być kłopot.
- Wiele Szkotów już powiedziało, że jeśli dojdzie do niepodległości, to oni się przeniosą do Anglii. Rozmawiałem wczoraj z polskim przedsiębiorcą, który prowadzi biznes w Edynburgu i mówił, że w takiej sytuacji przeprowadziłby się do Yorkshire. Biorąc pod uwagę koszty transakcji pomiędzy dwoma krajami, gdzie jest inna waluta, biorąc pod uwagę, że 80 proc. eksportu szkockiego idzie do Anglii, a Szkoci też bardzo dużo kupują od Anglii, to od razu przejdzie na inflację. Szkoci będą musieli więcej zapłacić za produkty kupowane z Anglii.
Oni nie zdają sobie sprawy z tych ekonomicznych konsekwencji? Z jednej strony mamy taki trochę romantyczny mit niepodległościowy, w tle pojawia się Mel Gibbon, cała historia Unia-USA, a z drugiej strony mamy ekonomiczne konsekwencje. Kłopoty na rynku pracy, inflację, wyższe ceny.
- I jedno i drugie, natomiast jeżeli popatrzymy na grupy zwolenników, to to są ludzie młodzi, którzy mają mniej do stracenia, którzy mają romantyczny mit wolnej Szkocji, on do nich najbardziej przemawia. Tu jest istotny podział na serce i rozum. Nadal jest przewaga ludzi bardziej rozumnych, jest 1 czy 2 proc. różnicy między zwolennikami a przeciwnikami.
Zastanawiam się czy Szkocja może się sama utrzymać na rynku międzynarodowym. Mówi się, że może się utrzymać z eksportu surowców. To prawda, czy propaganda tych, którzy są za niepodległością?
- Jeżeli Szkocja zdobędzie 90 proc. wszystkich pól ropy naftowej w Morzu Północnym, to nadal to będzie 15-18 proc. szkockiego PKB. Trzeba brać pod uwagę, że z roku na rok produkcja ropy naftowej maleje. Na początku każdego roku jest przewidywana produkcja i przez ostatnie 5 lat ani razu ta produkcja nie doszła do spodziewanego stopnia. Widać, że to maleje. Drugą sprawą jest to, że dla szkockiej gospodarki ważniejsze niż ropa są usługi finansowe.
Royal Bank of Scotland już powiedział, że się wyprowadza.
- Tak, podobnie jak Standard Life. To są bardzo poważne instytucje, ogromni pracodawcy, więc to jest bardzo duże realne zagrożenie.
W ostatnich dniach politycy z Londynu pielgrzymowali do Edynburga i mówili, że pękną im serca, jeśli Szkoci opowiedzą się za niepodległością, że to będzie bolesny rozwód. Nie za późno przystąpili do tej kapanii?
- Tak, to jest za późno. Cały problem polega na tym, że Szkoci nie lubią konserwatystów. Konserwatyści są w Szkocji niepopularni, ze wszystkich okręgów wyborczych w Szkocji jest tylko jeden konserwatysta, który w Westminsterze reprezentuje Szkocję. Rząd Camerona to nie jest ta twarz, która przekonałaby Szkotów, żeby zostać. Z drugiej strony mamy poprzedniego premiera Gordona Browna, który był bardzo niepopularny. Pytanie, kto miał być publiczną twarzą całej kampanii na nie. W debatach telewizyjnych to Alex Salmond bardzo dobrze występował przeciwko poprzedniemu ministrowi finansów, też Szkotowi Alistairowi Darlingowi.
Zastanawiam się, jakie niepodległość Szkocji zrodzi konsekwencje dla polityków w Londynie, bo to też może być bardzo źle odebrane.
- To będzie tragedia dla reszty Wielkiej Brytanii. Po pierwsze nie wiemy, jak ten kraj będzie się nazywał. To nie będzie Wielka Brytania, bo Brytania to jest nazwa wyspy, na której są trzy kraje, czyli Szkocja, Anglia i Walia. To nie będzie już Zjednoczone Królestwo, bo to, co zostanie to będzie jedno królestwo, księstwo i prowincja. Jak będzie się nazywał ten kraj nie wie nikt, jak będzie wyglądała flaga bez błękitnego krzyża św. Andrzeja na tle, też nie wiadomo. To będzie podwójny czerwony krzyż, może trochę zielonego dodadzą dla Walijczyków. Dla psychiki narodu brytyjskiego minus Szkocji będzie ogromnym ciosem.
Ciekawi mnie, jak królowa będzie odwiedzać swoją ukochaną letnią rezydencję w Szkocji.
- Pytanie, czy Szkoci zostaną jako monarchia tak jak Kanada, Australia, czy zdecydują, żeby być republiką. Większość Szkotów w tej chwili wypowiada się, żeby zostać jako monarchia.
Czyli odłączają się od Anglii, ale zostawiają sobie królową.
- Tak, tak samo mamy w innych koloniach byłego imperium brytyjskiego. Irlandia ewidentnie nie, ale to ciekawy precedens historyczny, jak to się może zmienić.
A co cała ta sytuacja oznacza dla Polaków mieszkających w Szkocji?
- Polska racja stanu potrzebuje być w silnej Unii Europejskiej, stworzony z silnych państw, tak jak silna Wielka Brytania, żeby przeciwstawić się Rosji. Dla Polski to jest duże zagrożenie na skali geopolitycznej, natomiast dla Polaków, którzy tam są to będą problemy z natury praktycznej. Jeżeli Szkocja będą miała swoją własną walutę, Polacy, którzy tam pracują, wracają do Polski - a w tej chwili żaden kantor nie wymieni im szkockich 10- czy 20-funtówek. Na pewno szkocki funt będzie mniej wart niż angielski funt, więc pieniądze przesyłane do domu do rodzin ze Szkocji będą mniej warte niż są dzisiaj.
Polacy tam mieszkający nie będą już na terenie Unii Europejskiej, to też może nieść za sobą jakieś konsekwencje?
- Za 1,5 roku tak będzie, owszem, Szkocja chce jak najszybciej wstąpić do Unii Europejskiej, ale będą procedury formalne, to wszystko potrwa.
PiN Radio
- - - - -
Polscy emigranci mieszkający w Edynburgu zaapelowali w liście otwartym do przyszłego przewodniczącego Rady Europejskiej Donalda Tuska o zapewnienie członkostwa Szkocji w UE w razie ogłoszenia przez ten kraj niepodległości w czwartkowym referendum.
"Zwracamy się do Pana, jako przewodniczącego Rady Europejskiej, aby uznał pan prawo społeczeństwa szkockiego i dziesiątków tysięcy Polaków i obywateli innych krajów Unii Europejskiej tu mieszkających do nieprzerwanego korzystania z przywilejów członkostwa w Unii" - napisali Polacy w liście otwartym.
Zaapelowali także do Donalda Tuska, żeby w przypadku, gdy "Szkocja zdecyduje o swojej niezależności, opowiedział się za nieprzerwaną kontynuacją członkostwa Szkocji, która wnosić będzie istotny wkład w gospodarkę Unii Europejskiej".
Ponadto w liście wyrażono w imieniu polskiej społeczności w Szkocji zaniepokojenie wzrostem antyeuropejskich i antyimigracyjnych nastrojów w Wielkiej Brytanii oraz zapowiedzianym przez premiera Davida Camerona referendum w 2017 roku w sprawie brytyjskiego członkostwa w Unii Europejskiej.
"Stanowi to poważne zagrożenie dla Polaków w Wielkiej Brytanii. Jesteśmy poruszeni wręcz jawną niechęcią do imigrantów, a w szczególności do Polaków, okazywaną często przez polityków głównych brytyjskich partii, usiłujących zatrzymać Szkocję w Zjednoczonym Królestwie. Dlatego wielu z nas opowie się w referendum za niepodległością Szkocji, której rząd traktuje nas na równi z innymi obywatelami tego kraju i gwarantuje Polakom wszelkie prawa bez względu na wynik referendum" - podkreślono.
Jednym z sygnatariuszy i pomysłodawców listu, który w środę został wysłany do kancelarii ustępującego premiera, jest aktor Tomasz Borkowy, odtwórca roli Andrzeja Talara z serialu pt. "Dom". Pod listem podpisał się także Maciej Dokurno, przewodniczący grupy Fife Migrants Forum.
Borkowy w rozmowie z PAP podkreślił, że z punktu widzenia interesów polskiej mniejszości żyjącej w Szkocji takie zapewnienie ze strony jednej z najważniejszych osób w UE jest bardzo istotne.
- Donald Tusk jest to człowiek na jednym najwyższych stanowisk w Unii Europejskiej i jako Polacy zwracamy się do Polaka, który powinien stanąć za interesem Polski w Szkocji - powiedział Borkowy.
W czwartek mieszkańcy Szkocji zdecydują w referendum, czy ma ona stać się niepodległym państwem, czy też pozostać w Zjednoczonym Królestwie. Wynik referendum zostanie ogłoszony prawdopodobnie w piątek, 19 września, wczesnym rankiem.
Poparcie dla niepodległości Szkocji wśród tamtejszych wyborców wzrosło do 48 proc., ale wciąż zwolennicy utrzymania więzi państwowej z Wielką Brytanią mają przewagę - wynika z opublikowanych we wtorek dwóch sondaży. (PAP)
Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze