Polowanie na prezesa PKE
To będzie gorąca niedziela dla Jana Kurpa. Na jego posadę czyha młody kandydat Prawa i Sprawiedliwości.
Na Śląsku nie jest tajemnicą, że Filip Grzegorczyk, młody menedżer z nadania krakowskiego PiS, który dostał intratny fotel wiceprezesa Energetyki Południe (EP) i stanowisko przewodniczącego rady nadzorczej Południowego Koncernu Energetycznego (PKE), rzutem na taśmę próbuje doprowadzić do odwołania Jana Kurpa, wieloletniego prezesa Południowego Koncernu Energetycznego. Najwyraźniej chce wykorzystać zawirowania polityczne, związane z dymisjami ministrów i wyborami. Może świadczyć o tym m.in. fakt, że Krzysztof Tchórzewski, wiceminister gospodarki odpowiedzialny za energetykę, pytany przez "PB" o zmiany kadrowe w PKE, odpowiada, że nic nie wie, a przecież tak poważne decyzje zwykle uzgadniane były na szczeblu ministerialnym.
Brak sentymentów
Filip Grzegorczyk, będąc przewodniczącym rady nadzorczej PKE, zwołał jej posiedzenie na 16 września. W niedzielnym porządku obrad są m.in. "zmiany w składzie zarządu spółki i dyskusja w sprawie struktury obowiązków członków zarządu".
- W całej kilkuletniej historii PKE nikt nie zwoływał posiedzenia rady nadzorczej na niedzielę. Jesteśmy tym bardzo zaskoczeni. Zaprosiliśmy na spotkanie 12 września pana przewodniczącego Grzegorczyka, aby mógł przedstawicielom organizacji związkowych zaprezentować stanowisko i wyjaśnić przyczyny zmian w zarządzie. Dostaliśmy odpowiedź, że nie ma czasu na rozmowę, ponieważ ma ważne spotkanie we Wrocławiu - mówi Zdzisław Przydatek, przewodniczący Solidarności w PKE.
Nam też nie udało się wczoraj skontaktować z Filipem Grzegorczykiem. 7 września, podczas obchodów Dnia Energetyka w Teatrze Śląskim w Katowicach, mówił, że jego współpraca z Janem Kurpem nie układa się dobrze i różnią się w poglądach.
- Różnica polega na tym, że prezes Kurp doskonale zna branżę, doprowadził do konsolidacji elektrowni i powstania PKE, a pan przewodniczący Grzegorczyk dopiero poznaje jej specyfikę - ocenia anonimowo osoba z branży.
Ryzykowna gra
To nie będzie pierwszy zamach na prezesa Kurpa. Według naszych informacji, szef rady nadzorczej próbował zwołać jej posiedzenie już na 9 września, też na niedzielę, z podobnym porządkiem obrad. Jednak nie udało się wówczas powiadomić wszystkich jej członków.
Rada nadzorcza PKE składa się z dwunastu członków, do przeprowadzenia roszad w zarządzie potrzebna jest kwalifikowana większość. Załoga PKE ma pięciu przedstawicieli. Z dobrze poinformowanego źródła dowiedzieliśmy się, że poczynania przewodniczącego nie wszystkim członkom rady się podobają. Zwłaszcza przed wyborami. Nie jest tajemnicą, że prezes Kurp cieszy się poparciem prawie 8-tysięcznej załogi, która raczej nie zagłosuje na PiS, jeśli "ich wieloletni prezes" zostanie usunięty.
Zagrożona reprezentacja
Nieoficjalnie wiemy, że członek rady PKE reprezentujący skarb państwa złożył dymisję, w której napisał "przyczyną mojej rezygnacji jest istniejący - w mojej ocenie - konflikt pomiędzy interesem spółki a wolą akcjonariusza, którego reprezentuję." Pismo trafiło do resortu skarbu.
Tymczasem przedstawiciele związków zawodowych działających w PKE już zapowiadają udział w niedzielnym posiedzeniu rady nadzorczej. Może być gorąco. W ubiegłym roku PKE wypracował 269 mln zł zysku netto.
Maria Trepińska