Polska wódka odzyskuje moc
Polska wódka odzyskuje moc. Po kilku chudych latach branża spirytusowa doczekała się wreszcie dobrych czasów. Żeby tylko fiskus znowu wszystkiego nie popsuł!
Państwo wycofuje się z monopolu spirytusowego. Po upublicznieniu akcji Polmosu Białystok w rękach Ministerstwa Skarbu zostaną już tylko resztówki, z których na uwagę zasługuje może jeszcze tylko destylernia w Bielsku-Białej i Toruniu. Pod młotek poszły już wszystkie większe zakłady, pozostałe splajtowały. Istniało poważne zagrożenie, że taki los stanie się udziałem większości zakładów z branży. Bo państwo miało wyjątkowo nieszczęśliwą rękę do zarządzania przemysłem spirytusowym.
Kura znosząca złote jaja
W latach 80-tych, kiedy wódkę kupowało się na kartki, a półlitrówkę można było dostać w sklepie dopiero po godz. 13, krajowe destylernie produkowały rocznie ponad 200 mln litrów czystego spirytusu. W drugiej połowie lat 90. już tylko 80 mln l., a w 2001 r. 54 mln l. 100-proc. alkoholu. Gwałtowny spadek produkcji wcale nie był zasługą kampanii antyalkoholowych, czy ograniczenia "konsumpcji" spirytualiów. To prawda, że po 1989 r. zmieniły się nieco gusty społeczeństwa i coraz częściej zamiast po kieliszek "czegoś mocniejszego", zaczęliśmy sięgać po kufel piwa. To jednak nie tłumaczy załamania na rynku mocnych trunków. Rodzime produkty coraz skuteczniej zaczęły być wypierane przez destylaty przywożone zza granicy: legalnie, np. od naszych południowych sąsiadów, albo w ramach kontrabandy ze Wschodu, czyli Ukrainy i Białorusi.
Według Krajowej Rady Przemysłu Spirytusowego, co trzecia butelka wypijana w Polsce pod koniec lat 90. miała banderolę zagranicznych destylerni, albo, z czym można było spotkać się częściej, w ogóle ich nie miała. Brak patriotyzmu Polaków KRPS tłumaczyła jednym: rodzime trunki były nie tyle droższe od zagranicznych, co wręcz za drogie, jak na kieszeń przeciętnego konsumenta, za co winę ponosiły nie polmosy, ale państwo.
Branża spirytusowa to z punktu widzenia skarbu państwa kura znosząca złote jaja. Tylko dochody z podatku akcyzowego i VAT to grube miliardy złotych. Do tego trzeba jeszcze dodać podatki dochodowe, lokalne i in. Dość powiedzieć, że krakowski polmos, zakład średniej przecież wielkości, zapłacił państwu w 2003 r. blisko miliard złotych w formie rozmaitych danin.
Teoretycznie Ministerstwu Finansów powinno więc zależeć na tym, by obroty branży zapewniającej stałe dochody budżetowi były jak największe. Resort musi mieć jednak na uwadze coś jeszcze. Otóż państwo ma konstytucyjny obowiązek dbania o abstynencję obywateli i musi propagować zdrowy, trzeźwy styl życia. Nie jest to zadanie łatwe, ale rozsądni ludzie wpadli na pomysł, jak rozwiązać kwadraturę koła, czyli sprawić, żeby społeczeństwo piło, ale zachowując umiar i rozsądek. Otóż uznali, że trzeba zmienić przyzwyczajenia Polaków, że z dwojga złego, skoro już odurzać się muszą, to lepiej, żeby raczyli się słabszym piwem niż sięgali po mocne trunki. Gusta społeczeństwa miała kształtować akcyza. Opracowano mechanizm, wedle którego podatek od piwa rósł nieco wolniej, co spowalniało wzrost cen, za to solidnie obłożono daninami spirytualia. Na efekty nie trzeba było długo czekać.
Akcyza w górę
W 1997 r. przestały obowiązywać urzędowe ceny alkoholu. Równocześnie o 8 proc. podniesiono akcyzę na mocne trunki. Rok później fiskus dołożył parę procent, a potem jeszcze kilka. W ciągu dwóch lat obroty polmosów spadły o jedną czwartą. W 1998 r. wszystkie destylernie znalazły się pod kreską - 15 mln zł deficytu - a dodajmy, że wcześniej co roku notowały średnio 5-proc. zysk. W 1999 r. spośród 18 polmosów jedynie pięć - w Poznaniu, Białymstoku, Zielonej Górze, Wrocławiu i Sieradzu - znalazło się na plusie.
Skurczyły się też dochody budżetu. W poprzednich latach fiskus ściągał od destylerni z samej tylko akcyzy minimum 4 mld zł. Po 2000 r. wpływy spadły do 3,7 mld zł.
Znaleźliśmy się na najlepszej drodze do udowodnienia, że powiedzenie, iż na produkcji wódki stracić nie można, jest nieprawdziwe. Rentowne do niedawna polmosy zaczęły robić bokami. O ile do niedawna przed drzwiami ministra skarbu ustawiała się kolejka chętnych do kupna polskich destylerni, to potem liczba zainteresowanych gwałtownie zmalała. Inwestorzy przestali interesować się rynkiem, z 30-proc. szarą strefą.
Akcyza w dół
Musiało jednak upłynąć jeszcze kilka lat zanim najpierw w Ministerstwie Skarbu, a potem w resorcie finansów zmieniło się nastawienie i sposób myślenia o branży spirytusowej. Polmosy przekonywały, że podnoszenie akcyzy nikomu nie służy, a powoduje tylko straty. Zaklinały się, przedstawiając analizy i badania niezależnych ośrodków naukowych, że jeśli podatek zostanie obniżony w ciągu roku zrekompensują budżetowi straty poniesione z tego tytułu. Pod wpływem wytrwałego lobbingu branży minister finansów - był nim wtedy obecny premier Marek Belka - zgodził się, po raz pierwszy w nowożytnej historii Polski, obniżyć akcyzę od wódki - aż o 30 proc. Po raz pierwszy też mieliśmy szanse przekonać się o prawdziwości teorii, że redukcja podatków wcale nie prowadzi do zubożenia budżetowych wpływów. Tak jak obiecywano, dochody państwowej kasy szybko zaczęły rosnąc, bo też i z kopyta ruszyła produkcja i sprzedaż przecenionej wódki. Już rok po obniżce budżet zarobił niemal 4 mld zł na akcyzie. W 2004 r., destylernie odnotowały wzrost dochodów o 6,3 proc. i odprowadziły do budżetu państwa 4,1 mld zł podatku akcyzowego, czyli o 11 proc. więcej niż w 2003 r.
Mocna wódka
Polska wódka odzyskała moc. Na rynek dalej trafia nielegalny alkohol, ale w ilościach zupełnie śladowych. Znowu zaczęliśmy pić wódkę krajowych producentów. Z badań prowadzonych dwa lata temu przez Sopocką Pracownię Badań Społecznych, zleconych przez Państwową Agencję Rozwiązywania Problemów Alkoholowych, wynika nawet, że tańsza wódka zaczęła wypierać piwo. Podczas, gdy w 2002 r. 36 proc. ankietowanych twierdziło, że pije mocne trunki, to rok później taką deklarację złożyło już 44 proc. badanych. Udział piwa w ogólnym spożyciu alkoholu spadł z 52 proc. do 48 proc.
Według autorów "Analizy rynku spirytusowego w Polsce" z CASE-Doradcy w latach 2002-04, spożycie legalnych spirytualiów skoczyło o 39 proc., a łączna sprzedaż wzrosła z 93,6 mln l. w 2003 r. do 102 mln l. w 2004 r. (dane szacunkowe).
Po raz pierwszy od wielu lat przed branżą alkoholową rysują się dobre perspektywy. Obecnie pod względem wartości sprzedaży polski rynek mocnych trunków z 7,7 mld dolarów obrotów zajmuje siódmą pozycję na świecie (dla porównania Amerykanie zarabiają na wódce 83 mld dol. rocznie, Japończycy 60 mld dol., a Niemcy 28 mld dol.), ale o jego potencjale świadczy fakt, że już teraz plasujemy się na czwartej pozycji wśród największych konsumentów napojów wyskokowych na świecie (za Rosjanami, Ukraińcami i Amerykanami). A wszystko wskazuje na to, że spożycie mocnych trunków stale będzie rosło. O ile teraz w przeliczeniu na 100-proc. spirytus statystycznie przypada u nas po 2,6 l. na głowę rocznie, to, zdaniem analityków CASE-Doracy, do 2010 r. będzie to 9 l. (wliczając w to piwo i wino).
W tym roku perspektywy dla branży są już trochę mniej optymistyczne jak w 2004 r. Ministerstwo Finansów uznało bowiem, że państwo powinno jeszcze bardziej obłowić się w związku z koniunkturą na rynku alkoholowym i od stycznia podniosło podatek akcyzowy o 3,4 proc.
Udziały zakładów spirytusowych w krajowym rynku alkoholi:
Grupa Belvedere - 31 proc.
Polmos Białystok - 21 proc.
Unicom Bols - 11,5 proc.
Polmos Zielona Góra - 7,2 proc.
Polmos Lublin - 6 proc.
Wyborowa - 4,4 proc.
Pozostałe - 18,9 proc.
Do kogo należą polskie polmosy?
Francuska grupa Sobieski SA ma trzy zakłady - w Starogardzie Gdańskim (sztandarowa marka to "Starogardzka"), w Krakowie (flagowy produkt - "Krakowska") i Łańcucie ("Łańcucka").
Pernod-Ricard destyluje wódkę w Polmosie Poznań, do którego należy jedna z najpopularniejszych polskich wódek - "Wyborowa".
Szwedzki Win & Spirit kupił zakład w Zielonej Górze i produkuje "Luksusową".
W polskich rękach ostała się jeszcze destylernia w Lublinie, niedawno wprowadzona na giełdę, której większościowym udziałowcem jest jeden z najbogatszych Polaków Janusza Palikot. Wiodącą marką produkowaną przez ten zakład jest wódka gatunkowa "Żołądkowa Gorzka".
Wrocławski polmos, producent "Krakusa", należy do innego krezusa - Aleksandra Gudzowatego.
Spółka Tadeusz Dorda i Phillips Millennium zarządza destylerniami w Żyrardowie ("Belvedere") i Siedlcach ("Chopin").
Polskie wódki czyste mają ustaloną renomę na światowych rynkach. W ścisłej czołówce najlepiej znanych marek znajdują się "Absolwent", "Żołądkowa Gorzka", "Żubrówka" oraz "Wyborowa".