Polski przemysł obronny może być stratny na decyzji o zakupie czołgów Abrams
– Jesteśmy czwartą potęgą pancerną w Europie po Francji, Ukrainie i Niemczech. Niestety nie są to już czołgi najnowocześniejsze – mówi prof. Paweł Soroka, ekspert w tematyce zbrojeniowej. Jak ocenia, zakup 250 czołgów Abrams dla polskiej armii mógłby faktycznie wzmocnić siły odstraszania na wschodniej flance, ale ich eksploatacja budziłaby szereg problemów. Poza tym ze względu na znikomy offset na takiej decyzji rządu może stracić polski przemysł zbrojeniowy. – Sensowne zakupy uzbrojenia wymagają konkurencji i rywalizacji – podkreśla.
- Mówi się o tym, że decyzja o zakupie czołgów Abrams jest kontrowersyjna i też ten pogląd podzielam. Jednak - jak każda tego rodzaju decyzja - ma ona swoje plusy i minusy. Na plus zalicza się to, że może ona wzmocnić nasze zdolności odstraszania na wschodniej flance, tym bardziej że nowe czołgi mają znaleźć się na wyposażeniu 18. dywizji, która tam stacjonuje. Plusem również jest to, że Abramsy to aktualnie najnowocześniejsze czołgi na wyposażeniu amerykańskiej armii i z pewnością bardziej nowoczesne niż te, które my posiadamy - mówi agencji Newseria Biznes dr hab. Paweł Soroka, profesor Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach, koordynator Polskiego Lobby Przemysłowego im. Eugeniusza Kwiatkowskiego.
Szef MON Mariusz Błaszczak i wicepremier Jarosław Kaczyński zapowiedzieli w połowie lipca, że Polska kupi od Amerykanów 250 nowoczesnych czołgów M1A2 Abrams w wersji SEPv3. Pierwsze dostawy mają zostać zrealizowane już w 2022 roku, a kwota całego zamówienia ma opiewać na 23,3 mld zł.
- Trzeba podkreślić, że to nie jest jeszcze zakup, to jest ogłoszenie starań o zakup. Kontrakty zbrojeniowe wymagają długich i żmudnych negocjacji, żeby móc wynegocjować jak najlepsze warunki dla strony kupującej. Z kolei strona sprzedająca też ma swoje interesy, choćby finansowe czy związane z transferem technologii, bo przykładowo Amerykanie niechętnie dzielą się najnowszymi technologiami - mówi ekspert.
Abramsy zostały skonstruowane jako przeciwwaga dla rosyjskich czołgów T-14 Armata. Powstały w latach 80., ale od tamtego czasu doczekały się wielu ulepszeń. SEPv3 to najnowsza wersja amerykańskiego czołgu, od ubiegłego roku na podstawowym wyposażeniu armii Stanów Zjednoczonych.
- Minusem decyzji o zakupie Abramsów jest to, że zupełnie nie został uwzględniony interes polskiego przemysłu obronnego. Stało się podobnie jak w przypadku innych kontraktów. Mam tu na myśli niewielki offset związany z pozyskaniem m.in. zestawów Wisła, samolotów F-35 i rakiet HIMARS. Tutaj też żadnego offsetu nie będzie i polski przemysł obronny nie odniesie z tego żadnych korzyści - mówi koordynator Polskiego Lobby Przemysłowego.
Rządową decyzję skrytykowali już także związkowcy Solidarności z branży zbrojeniowej. W liście do prezydenta Andrzeja Dudy napisali oni, że "zakup Abramsów, pomijając już horrendalną cenę, niesie ze sobą szereg negatywnych, a wręcz katastrofalnych skutków". Związkowcy wskazują, że może to doprowadzić do likwidacji zakładów, które zajmują się remontowaniem czołgów na potrzeby polskiej armii, a efektem będzie też utrata tysięcy miejsc pracy.
- Sensowne zakupy uzbrojenia wymagają konkurencji i rywalizacji. Powinniśmy mieć co najmniej dwie-trzy oferty i wybrać najlepszą, uwzględniając zdolności wojskowe, aspekt ekonomiczny i korzyści offsetowe dla przemysłu - zauważa ekspert Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach. - Była konkurencyjna oferta, za którą ponoć opowiadał się premier Mateusz Morawiecki, żeby zakupić koreańskie czołgi K-2, które pod pewnymi względami są nawet nowocześniejsze niż Abramsy. Były wstępne rozmowy, brał w nich udział m.in. szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego gen. Andrzejczak, który był w Korei. Co najważniejsze, Koreańczycy oferowali, że mogą sprzedać nam te czołgi na zasadzie licencji, co oznacza, że mog libyśmy przenieść ich produkcję do Polski i częściowo prowadzić ją siłami polskiego przemysłu obronnego.
Ze wstępnych deklaracji wynika, że finansowanie zakupu czołgów ma być realizowane poza budżetem Ministerstwa Obrony Narodowej. Ten pomysł również w pewnym stopniu budzi kontrowersje wśród ekspertów.
- Podobnie był finansowany zakup samolotów F-16. Parę lat temu spłaciliśmy należność za te samoloty, które się okazały potrzebne. Ale niepokoi mnie to, że to ma być pożyczka za obligacje, bo zadłużenie Polski rośnie - mówi prof. Paweł Soroka. - To powinno być zrekompensowane właśnie offsetem, zamówieniami w polskim przemyśle obronnym i cywilnym.
Ekspert wskazuje też, że Abramsy - mimo wielu zalet - będą jednak trudne w eksploatacji, ponieważ są to maszyny bardzo ciężkie i część mostów i dróg nie będzie przystosowana do tego, aby mogły się po nich poruszać.
- Jest też kwestia pewnych priorytetów. Patrząc na historię konfliktów wojennych po II wojnie światowej, one wszystkie się zaczynały od zmasowanego uderzenia w powietrzu. Bardzo niepokoi fakt, że do dziś nie zapadła decyzja w sprawie systemu Narew służącego do osłony obiektów stacjonarnych i wojsk na polu walki. Z kolei program Wisła został uruchomiony tylko częściowo. Priorytetem w tej chwili powinna być raczej obrona powietrzna - ocenia koordynator Polskiego Lobby Przemysłowego.
Eksperci wskazują też na brak planu i skoordynowania rządowych zakupów dla wojska. Te powinny się bowiem wpisywać w szerszy, kompleksowy plan rozwoju i finansowania Sił Zbrojnych RP. Tego elementu zabrakło, podobnie jak np. skoordynowania zakupu Abramsów z planami NATO.
- Teraz będziemy mieć trzy rodzaje czołgów, amerykańskie Abramsy, niemieckie Leopardy oraz modernizowane czołgi PT-91 i T-72. To jest bardzo trudne w eksploatacji, wymaga stworzenia kolejnej bazy logistycznej. W wojskowej sztuce logistycznej stawia się na pewną standaryzację i ujednolicenie, bo jeden czy maksymalnie dwa typy uzbrojenia łatwiej jest eksploatować - wyjaśnia prof. Paweł Soroka.
Jak podkreśla, nie ulega jednak wątpliwości, że wojska pancerne i zmechanizowane powinny być modernizowane. Siły Zbrojne RP dysponują teraz niemieckimi czołgami Leopard oraz rodzimymi PT-91 i nieco starszymi od nich T-72, pamiętającymi jeszcze czasy zimnej wojny. To właśnie te dwa ostatnie mają zostać zastąpione przez nowe Abramsy.
Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze
- Bardzo liczę na pana prezydenta, na Biuro Bezpieczeństwa Narodowego, Radę Bezpieczeństwa Narodowego. W tej trudnej sytuacji geopolitycznej, kiedy jest konieczność zakupów, potrzebna jest bardzo poważna debata ekspertów i polityków, ale ponad podziałami - postuluje ekspert Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach. - Polska branża zbrojeniowa ma jeden z największych potencjałów w Europie Środkowo-Wschodniej, ale jej kondycja się pogarsza. Ale to wynika głównie ze złego zarządzania tym przemysłem. Po konsolidacji mamy już teraz bodajże szóstą osobę na stanowisku prezesa Polskiej Grupy Zbrojeniowej, przez co nie ma ciągłości, a w programach zbrojeniowych szczególnie ważna jest kontynuacja.