Polskie łupki - szanse czy łupienie?
Gaz łupkowy (shale gas) podgrzewa wyobraźnię nie tylko marzycieli; skąpe informacje, przerabiane na sensacyjną papkę rozbudzają nadzieje na Polskę, jako europejskie gazowe mocarstwo.
W kwietniu we wsi Łebień pod Lęborkiem rozpoczęły się pierwsze wiercenia w niekonwencjonalnych złożach gazu. Firmy poszukujące szacują, że polski gaz może pokryć nasze zapotrzebowanie nawet na 200 lat. Według nich, wydobycie jest możliwe za lat 10.
Gaz uwięziony w skałach ilastych, czyli shale gas oraz złoża zawierające to paliwo w izolowanych, trudno dostępnych porach skalnych (tzw. tight gas) stały się już bardzo popularne. Gaz łupkowy pozyskiwany jest ze skały łupkowej bogatej w organiczny węgiel. Łupek zaś, to najczęściej występująca skała osadowa, tak samo nieprzepuszczalna jak beton. Uwięzione tam cząstki gliny zawierają olej i gaz naturalny, który tworzył się przez miliony lat z rozkładu materii organicznej, jaka pozostała w skale. Łupki mogą utrzymywać tak ogromne ilości gazu, bo ich źródła produkują go powoli i stabilnie przez długie lata. Wyzwaniem jest przemieszczenie ogromnych ilości płynów i gazów poprzez skałę. Wielkie koncerny naftowe m.in. w USA, Kanadzie, Australii i Europie (Niemcy, Szwecja, Węgry) już od dawna interesują się perspektywami występowania tego gazu i prowadzą poszukiwania jego złóż. Szacuje się, że światowe zasoby gazu w złożach niekonwencjonalnych są dziesięciokrotnie większe od zasobów konwencjonalnych.
Technologię wydobycia opracowali Amerykanie. Horyzontalne (poziome) wiercenia oraz hydrauliczne rozwarstwianie łupków gazonośnych to główne jej elementy. Najpierw jest klasyczne wiercenie pionowe. Następnie rurę wiertniczą i wiertło wyjmuje się i w to miejsce wprowadza oprawę w celu zabezpieczenia otworu przed zasypaniem i zalaniem wodą. Potem wpompowuje się specjalny beton, który przetłaczany jest między ściany otworu a zewnętrzną ścianę oprawy uszczelniając wywiercony otwór, co zapobiega również zanieczyszczaniu warstw wodonośnych (1).
Taki otwór wierci się na głębokość od 3 tys. m do 100 m nad planowanym odgałęzieniem horyzontalnym. W tym miejscu zaczyna się zakręt i wprowadzany jest silnik wiercący z instrumentami pomiarowymi (MWD) w celu rozpoczęcia budowania łuku. Odległość od punktu zakończenia pionowego wiercenia do końca zakrętu to około 500 m (2). Kiedy zakręt będzie kompletny, rozpoczyna się wiercenie sekcji poziomej (3). Jedna użyta do tego celu rura ma ok. 6,5 m długości i waży ok. 250 kg. By wydrążyć kanał długi na ok. 2,5 tys. metrów, trzeba użyć ponad 350 rur ważących blisko 87 ton (4).
Gdy określona długość kanału zostanie uzyskana, zaczyna się budowa osłony, podobnie jak na początku (5). Następnie do odwiertu poziomego wprowadza się działo perforujące - rurę z ładunkami wybuchowymi, które odpala się za pomocą detonatora elektrycznego. Ładunki naruszają litą strukturę łupków gazonośnych (6). Po wycofaniu działa wtłaczana jest tam pod bardzo wysokim ciśnieniem woda z piaskiem i specjalnymi dodatkami chemicznymi. Gdy mieszanka dostanie się do perforacji, ciśnienie spowoduje rozszczelnienie i spękanie skały łupkowej (7). Utworzy to kanały pozwalające na wypuszczanie gazu do przewodu (8). Takie "wyrobisko" dzieli się na trzy segmenty i cofając się zatyka kolejno uruchomione sekcje, rozszczelniając kolejne (9). Po zakończeniu tego etapu pozostawione "korki" usuwa się za pomocą wiercenia.
Proces ten może być powtarzany wiele razy w celu objęcia promieniście całego poziomego złoża łupków wokół pionowego przewodu wiertniczego. W tym miejscu stawia się szyb i montuje inne urządzenia pozwalające na ujęcie i odtransportowanie gazu do rurociągów lub cystern.
Według szacunków takich firm jak Exxon Mobil czy Chevron nasze zasoby gazu łupkowego wahają się od 1,4 do 3 bilionów metrów sześciennych. Z kolei San Leon Energy szacuje zasoby tylko trzech złóż na 113 mld m sześc. Wynika z tego, że Polska może mieć niekonwencjonalne złoża gazu ziemnego, które wystarczą nawet na 100-200 lat. Prawdopodobne złoża gazu łupkowego ciągną się szerokim pasem od Pomorza po Rzeszowszczyznę (tam właśnie sprzedano najwięcej koncesji) i w rejonach monokliny przedsudeckiej. Obszar objęty planowanymi pracami wynosi ponad 37 tys. km2, co stanowi prawie 12 proc. obszaru Polski.
Ministerstwo Środowiska wydało już ok. 60 pięcioletnich koncesji na poszukiwania gazu łupkowego, w tym dla Exxon Mobil, Chevron, Conocophillips czy Marathon. Muszą one wnosić opłaty sięgające nawet kilku milionów złotych, płacić za wydobycie oraz ponosić opłaty administracyjne i górnicze.
Są dwa rodzaje koncesji - na poszukiwanie oraz na eksploatację zasobów. Otrzymują je firmy zarejestrowane w Polsce. Ubiegając się o koncesję eksploatacyjną, trzeba przedstawić wyniki prac poszukiwawczych, plan zagospodarowania złóż i raport o skutkach dla środowiska.
- Międzynarodowe koncerny petrochemiczne będą płaciły gigantyczne kwoty za niekonwencjonalne złoża gazu i ropy naftowej - uważa John Watson, szef amerykańskiej firmy paliwowej Chevron.
- Ceny takich złóż pójdą w górę, ponieważ konwencjonalnych zasobów węglowodorów jest coraz mniej.
PGNiG ma 11 samodzielnych koncesji na gaz z łupków i stara się o dalsze. W kwietniu powstał już otwór w Markowoli w woj. lubelskim, który potwierdził występowanie węglowodorów. Prawdopodobnie w drugiej połowie tego roku powinny być znane pierwsze wyniki testów. Spółka zaznacza, że poza pracami na swoich koncesjach PGNiG zainteresowane jest współpracą z innymi firmami, które prowadzą w Polsce poszukiwania gazu z łupków. Z Marathonem podpisano list intencyjny o współpracy w rejonie Płońska, a z Chevronem prowadzone są rozmowy.
Dziennikarka Julia Łatynina mówi wprost: "Wiosną 2010 r. na Kremlu nagle zrozumiano, że gaz łupkowy powoduje zerwanie ze światowym gazociągiem i że jeżeli nie podejmie się działań, to być może Polska będzie eksportować gaz do Europy oraz że polskie władze należy natychmiast przeciągnąć na naszą stronę".
Gazprom przyznał, że wzrost wydobycia gazu łupkowego w USA może radykalnie zmienić cały światowy rynek gazowy i zagrozić projektom rosyjskiego koncernu oraz uderza w konkurencyjność tego surowca w UE. Jeśli potwierdzą się szacunki w Polsce, to Europa może zmniejszyć swą zależność energetyczną od Rosji. Rosyjski dziennik "Kommiersant" ocenia, że gdyby zasoby Polski potwierdziły się, to oznaczałoby wzrost potwierdzonych zasobów gazu ziemnego w Europie o 47 procent. Analityk rynku gazowego Michaił Krutichin uważa, że jeśli dojdzie do przemysłowego wydobycia szacowanych polskich zasobów gazu to Gazprom może szybko stracić swoją pozycję w Europie.
Niedawno wicepremier Waldemar Pawlak zapowiedział, że w maju dojdzie do podpisania rządowej umowy gazowej między Polską a Rosją. Umowa ta przewiduje zwiększenie dostaw gazu do Polski do 10,3 mld m sześc. rocznie i wydłużenia kontraktu do roku 2037. Wartość transakcji to ok. 100 miliardów dolarów, czyli 288 mld złotych. Dlaczego zawierana jest akurat teraz, skoro do roku 2022 zawarto inną umowę pomiędzy Gazpromem i PGNiG pozwalającą importować gaz po uzgodnionych cenach? Jeszcze przed katastrofą w Smoleńsku politycy opozycyjnego PiS grozili postawieniem Donalda Tuska przed Trybunałem Stanu, jeśli zawarłby tę godzącą w interes Polski umowę. Dodatkowo, na dwa dni przed katastrofą światowe media donosiły o odkryciu w Polsce ogromnych zasobów gazu łupkowego.
Gazowe interesy Putina załatwiane były z polskim premierem nad grobami oficerów w Katyniu i dziwiły nawet rosyjskich dziennikarzy. Dwie godziny później w jednym ze smoleńskich hoteli miała miejsce konferencja prasowa premiera Rosji na temat zaspokojenia polskiego popytu na gaz do roku 2037. Zmarły tragicznie prezydent Lech Kaczyński ostro i głośno wskazywał na szkody, jakie ta umowa może przynieść Polsce. Także Komisja Europejska nie jest skora do wydania zgody na taki kontrakt.
Odkrycie tak olbrzymich pokładów gazu w Polsce stawia również pod znakiem zapytania inwestycje niemieckie, eksploatację złóż na Morzu Barentsa czy budowę gazociągu pod dnem Bałtyku. Polacy otrzymują unikalną szansę rozwarcia gnębiącego nas historycznego uścisku Rosji i Niemiec. Mamy złoty róg i wszystko wskazuje na to, że większość nas nie zdaje sobie z tego sprawy. Trudno się dziwić, bo media w Polsce nie należą do Polaków, więc informacje o tym, że Amerykanie dzięki nowej technologii stali się głównym producentem gazu ziemnego na świecie, wyprzedzając Rosję, że udokumentowali złoża zdolne zaspokoić potrzeby Polski na ponad 100 lat i że Polska może stać się eksporterem gazu, nie znajdują tam miejsca.
Odkrycia te mocno niepokoją Rosjan i Niemców, którzy obawiają się strategicznej nierównowagi i zagrożenia interesów swych korporacji. W związku z tym Berlin naciska na Warszawę w celu ograniczenia eksploatacji łupków oraz dopuszczenia Rosjan do kupna złóż i udziału w wydobyciu. Ponadto Niemcy naciskają na Tuska, aby ograniczyć rolę amerykańskich firm. Jedną z pierwszych ustaw podpisanych przez nowego p.o. prezydenta była ustawa zezwalająca ministrowi skarbu na ingerencję i zrywanie podpisanych umów "ze względu na bezpieczeństwo strategiczne". Jednak zaangażowanie w Polsce firm amerykańskich oznaczałoby rzeczywiste, a nie egzotyczne gwarancje bezpieczeństwa, bowiem USA troszczą się o swoje koncerny naftowe. W tym kontekście nieważne jest, czy prezydent Kaczyński został zamordowany, czy też nieszczęśliwy wypadek spowodował jego śmierć - nieważne, czy "stawiał się" pewnej opcji. Gazowe sprawy nie mogą być rozstrzygane poza naszymi plecami przez politycznych towarzyszy. Jeśli Polacy zostawią ich bez kontroli i bez społecznego nacisku to stracimy tę szansę a Pałac Namiestnikowski wróci do swojej roli, którą pełnił przez 123 lata. Teraz rozstrzyga się przyszłość na kolejne kilkadziesiąt lat.
Michał Orlicz
Współpraca Bartosz Orlicz