Pomóc kredytobiorcom? Tylko jak nie wywołać lawiny, bo kolejka chętnych będzie dużo dłuższa
Problemów ze spłatą rosnących rat kredytowych nie można lekceważyć. Ale jeśli specjalną pomoc dostaną "złotówkowicze", to za chwilę upomną się inne grupy poszkodowane przez inflację, nisko oprocentowane depozyty, rosnące ceny mieszkań i najmu. Wtedy trzeba będzie zastosować skomplikowany algorytm i rozszerzać na kolejne grupy. Jeden taki - podatkowy dla klasy średniej - niedawno powstał, ale się nie sprawdził i wkrótce ma przestać istnieć.
To, że zerowe stopy procentowe pójdą kiedyś w górę było pewne, natomiast skala i moment mogły zaskoczyć. Nie można uznać, że ludzie są sami sobie winni, bo nabrali kredytów i teraz nie mają z czego spłacać. Dla większości to jedyna droga do własnego "M".
Jednak pojawiające się pomysły ustawowego mrożenia WIBOR-u, obniżania marż i dopłat to jest niebezpieczna droga i niewiele ma wspólnego z tzw. sprawiedliwością społeczną.
Podstawowe pytanie, dlaczego podatnicy mają pomóc tylko tym, którzy wzięli kredyt hipoteczny, i tylko złotówkowy, o zmiennej stopie. A co z tymi, którzy nie zdążyli go wziąć, a teraz nie mają na to szans?
Bo jeśli jednej grupie zamrozi się WIBOR albo da dopłaty do rat z pieniędzy innych podatników, to ktoś kto nie zdążył kupić mieszkania, bo jeszcze zbiera na wkład własny i wynajmuje mieszkanie, jest w jeszcze trudniejszej sytuacji i też się upomni. Najem jest przecież coraz droższy, a do tego nie spłaca się swojego "M", tylko kogoś innego. Wzrost stóp procentowych drastycznie obniżył zdolność kredytową, więc jak już uzbiera na wkład, to dostanie dużo niższy kredyt, za który będzie mógł kupić dużo mniejsze mieszkanie niż to, do którego komuś - jako podatnik - dopłaca.
Upomną się też kolejne poszkodowane grupy, którym inflacja zżera oszczędności. Trzeba więc będzie dorzucić dopłaty do słabego oprocentowania depozytów i detalicznych obligacji skarbowych. Jak ktoś w ten sposób zbiera na wkład własny, to przecież topnieją mu realne oszczędności, a ceny mieszkań idą w górę. Może upomną się znów frankowicze, którzy spłacają teraz kredyt przy kursie 4,60 zł?
Nie ma też co oczekiwać, że po takich doświadczeniach ludzie będą skłonni brać kredyty o stałym oprocentowaniu, które z wielkim trudem, ale kilka lat temu weszły na polskim rynek, a od blisko roku banki mają obowiązek je oferować. Stałe oprocentowanie jako polisa od ryzyka okaże się niepotrzebnym, dodatkowym kosztem.
Pytań jest zresztą więcej. A jak ktoś kupił mniejsze mieszkanie, bo bał się wysokiego kredytu, to dostanie rekompensatę za uciążliwości życia na małym metrażu?
Jak zaczną się zgłaszać kolejne grupy społeczne i upominać o pomoc, trzeba będzie zastosować jakiś skomplikowany algorytm i potem go rozszerzać na kolejne grupy. Ostatnio był jeden ciekawy, choć stworzony do innych celów i mający ulżyć klasie średniej, ale jak wiadomo, niedługo ma skończyć swój żywot, bo delikatnie rzecz ujmując się nie sprawdził.
Ps. Warto najpierw zbadać czy to co już działa, to za mało. Jest przecież Fundusz Wsparcia Kredytobiorców stworzony właśnie do takich celów czyli pomocy w spłacie rat, gdy są one zbyt dużym obciążeniem dla domowego budżetu. Może wystarczy sprawdzić czy warunki wsparcia są odpowiednie do obecnej sytuacji, a jeśli nie, to je dopasować.
Monika Krześniak-Sajewicz