Ponure prognozy dla gospodarki. Nowe dane o PKB mogą negatywnie zaskoczyć

Nazajutrz po wielkiej i budującej poczucie bezpieczeństwa Polaków defiladzie na Wisłostradzie skończy się świętowanie. W środę GUS ogłosi dane o PKB w II kwartale i najpewniej będą one ponure. Pokażą, że jest się jednak czego bać, bo gospodarka skurczyła się drugi kwartał z rzędu, a perspektywy na przyszłość wcale nie wyglądają dobrze.

Przypomnijmy, co się działo się w polskiej gospodarce od pięciu kwartałów. Kolejne dane pokazywały, że aktywność od kwietnia 2022 roku stale słabła. Aż w I kwartale tego roku zobaczyliśmy, że znalazła się pod powierzchnią wody. PKB liczony rok do roku skurczył się o 0,3 proc. A to nie oznacza niczego innego, jak recesja.    

Co stało się w minionym już w II kwartale? Wszystkie miesięczne dane publikowane przez GUS pokazują, że recesja tylko się pogłębiła. Sprzedaż detaliczna, która jest dobrym prognostykiem konsumpcji prywatnej, spadła w kwietniu o 7,3 proc. licząc rok do roku, w maju - o 6,8 proc., a w czerwcu - o 4,7 proc. Można z dużą pewnością powiedzieć, że konsumpcja była w II kwartale na sporym minusie i pociągnęła w dół PKB.

Reklama

Trzeba pamiętać, że w zeszłym roku popyt krajowy mocno wzrósł, zwłaszcza w I i II kwartale za sprawą napływu uchodźców z Ukrainy po wybuchu wojny. Według wyliczeń Polskiego Instytutu Ekonomicznego, uchodźcy dodali do polskiego PKB ok. 1 punkt proc. w skali ubiegłego roku. Teraz raczej wyjeżdżają z Polski niż przybywają do nas. Ten efekt może być szczególnie widoczny właśnie w danych za II kwartał.

W danych GUS za I kwartał tego roku znalazła się spora niespodzianka. Był nią silny wzrost inwestycji o 5,5 proc. w ujęciu niewyrównanym sezonowo, w cenach stałych, średniorocznych roku poprzedniego. Wielokrotnie, gdy tylko inwestycje cokolwiek drgnęły w górę, w komentarzach słuchać było westchnienie z ulgą - no nareszcie.

Czy inwestycje faktycznie rosną?

Musimy jednak pamiętać, że nawet jeśli wzrosty inwestycji wyglądałyby znacznie bardziej spektakularnie niż w poprzednim kwartale, to następują z ekstremalnie niskiego poziomu. Przez osiem ostatnich lat Polska szczyci się jednym z najniższych wskaźników inwestycji w relacji do PKB spośród państw Unii, co powoduje, że staje się coraz mniej konkurencyjna. Skutków tego nie widać z dnia na dzień. Ale kumulują się. Aż w końcu kiedyś dadzą o sobie znać. Być może właśnie ten czas nadszedł.

Pewną wskazówką dla tego, jak mogły wyglądać inwestycje w II kwartale stanowią dane o produkcji budowlano-montażowej. W kwietniu, w porównaniu z kwietniem zeszłego roku wzrosła ona (w cenach stałych) o 1,2 proc., w maju spadła o 0,7 proc., a w czerwcu odbiła znowu o 1,5 proc. To wprawdzie wzrosty, ale bardzo mizerne, kilkukrotnie niższe od notowanych jeszcze w ubiegłym roku.

Jeśli polskie przedsiębiorstwa prowadzą jakieś inwestycje, to generalnie mają one charakter odtworzeniowy. Widać to było w danych o leasingu za I półrocze. Firmy transportowe kupowały nowe ciężarówki, a przewoźnicy turystyczni - nowe autobusy przed sezonem. Samorządy przyspieszają z wydawaniem pieniędzy z poprzedniej perspektywy budżetu Unii. Duże firmy prowadzą niejednokrotnie duże inwestycje w zapewnienie sobie energii z odnawialnych źródeł, by uwolnić się od "brunatnego" monopolu państwa. Można przypuszczać, że inwestycje nie zaskoczyły pozytywnie ani w II kwartale, ani nie zaskoczą w ciągu najbliższych kilku.

Słabe wyniki przemysłu

Przemysł także słabnie. W porównaniu z analogicznymi miesiącami 2022 roku produkcja sprzedana przemysłu liczona w cenach stałych w kwietniu zmniejszyła się o 6 proc., w maju - o 2,8 proc., a w czerwcu - o 1,4 proc. Kurczyła się także produkcja sprzedana przetwórstwa przemysłowego, a to właśnie ten sektor wytwarza największą wartość dodaną, sprzedawaną później również za granicę. Ten trend dla polskiej gospodarki jest szczególnie niepokojący, ale być może jest widocznym skutkiem wieloletniego zaniedbania inwestycji.

Dane o wkładzie eksportu netto w polski PKB oraz o zapasach to zawsze największa zagadka zanim GUS nie ogłosi ostatecznych danych, a w środę poda jedynie wstępne. Pamiętamy, że polskie przedsiębiorstwa w II połowie 2021 roku i I połowie 2022 roku wydawały co kwartał kilkadziesiąt miliardów zł na rzeczowe środki obrotowe, by uniknąć zaburzeń w łańcuchach dostaw. A to pompowało polski PKB.     

Już w II połowie 2022 roku firmy gromadziły mniej zapasów, a wraz z otwarciem gospodarki Chin od grudnia zeszłego roku trend ten zaczął się odwracać. Przyrost zapasów miał ujemny wpływ na PKB już w I kwartale i wyniósł on minus 4,1 punktu proc. Jeszcze w IV kwartale 2022 roku dodał do PKB 1,7 pp. Można przypuszczać, że II kwartał będzie raczej przypominał poprzedni, a to może oznaczać silny spadek w porównaniu z ubiegłorocznym wysokim poziomem. 

Warunki dla eksportu wyraźnie zaczęły się pogarszać od kwietnia wraz z umocnieniem złotego. Trzeba jednak pamiętać, że bieżący kurs ma bardzo ograniczony wpływ na handel zagraniczny, gdyż ten realizowany jest w umowach długoterminowych. Ma jednak wpływ na rentowność eksportera, który zaczyna się zastanawiać, czy przy danym kursie poradzi sobie z kolejnym kontraktem. Prawdopodobnie jednak eksport netto wpłynął dodatnio na PKB w II kwartale.   

Co z tego wszystkiego wynika? Analitycy rynkowi za II kwartał prognozują stagnację PKB lub spadek. Prognozy największych optymistów mówią o zerowym wzroście, a realiści przewidują nawet minus 0,7 proc.

Aktywność gospodarcza mija dołek?

Jeszcze do niedawna znaczna część analityków utrzymywała, że gospodarka mija właśnie dołek, a w II połowie roku się z niego wygrzebie. Takie hipotezy należy zaliczyć do gatunku życzeniowego (lub może nawet magicznego) myślenia. Jeśli coś spadło, to powinno odbić. Niby to słuszna teoria, ale pytanie, czy nie może spadać dalej? Prawdopodobnie dane GUS za lipiec to pokażą. GUS poda dane o produkcji w najbliższy poniedziałek, dzień później o produkcji budowlano-montażowe i o sprzedaży detalicznej. Będzie o czym myśleć.     

- Odbicie gospodarcze, które miało zacząć się w połowie roku na razie się nie realizuje - mówił podczas konferencji prasowej Rafał Benecki, główny ekonomista ING Banku Śląskiego, dodając, że odbicie będzie ale "powolne i mozolne".

- Druga połowa roku i rok przyszły powinny być lepsze, natomiast to ożywienie będzie stopniowe, nie będzie mocne - powiedział na konferencji prasowej Michał Dybuła, główny ekonomista BNP Paribas Bank Polska.

Prognozy odbicia gospodarki w II połowie roku oparte były na przeświadczeniu, że rosła będzie konsumpcja i - jak przez osiem ostatnich lat - znowu pociągnie polski PKB. Poprawa sytuacji dochodowej gospodarstw domowych jest wysoce prawdopodobna. Przypomnijmy, od 1 lipca wzrosła płaca minimalna, co zazwyczaj przekładało się na silniejszy wzrost całej siatki wynagrodzeń. Już w czerwcu płace o włos przegoniły inflację i po blisko roku odzyskały realną siłę nabywczą. W przedsiębiorstwach, wraz ze spadkiem cen surowców i związanym z tym spadkiem kosztów produkcji zaczęło pojawiać się miejsce na wzrost płac. Banki sygnalizują, że ludzie znowu zaczęli lewarować konsumpcję kredytem.    

Zgoda, tylko że kłopot polega na tym, iż wzrost popytu w gospodarce, która po stronie podaży ma kłopoty, wcale nie musi wpłynąć dodatnio na PKB. Tu wracamy do ośmioletniej historii zahamowania inwestycji. W takiej sytuacji cała para może pójść w inflację. Tak naprawdę nie wiemy, czy opowieść o utracie konkurencyjności przez polską gospodarkę zaczęła się już dziś, czy może zacznie za rok lub dwa. Wiemy tylko, że brak nakładów kapitałowych i rąk do pracy to trująca mikstura, która musi do tego doprowadzić.  

Niekorzystne czynniki zewnętrzne

Kto kocha polskie kino lat 70. i 80. zapewne pamięta cytat z jednego z wybitnych filmów tamtego czasu, który można tak sparafrazować: "tkwimy w recesji po szyję i możemy tylko prosić Pana Boga, żeby fal nie robił". Fale jednak nadchodzą. Tym razem wzbierają na Zachodzie. Gospodarka Niemiec słabnie, według wstępnych danych PKB w II kwartale nie zmienił się po spadku w poprzednim kwartale o 0,1 proc. i o 0,4 proc. w IV kwartale zeszłego roku. Dla polskiej gospodarki to bardzo zła prognoza.    

Udział Niemiec w polskim eksporcie wynosił w I kwartale 28,2 proc., czyli więcej niż razem kolejnych pięciu krajów będących na liście największych odbiorców towarów z Polski. Bardzo prawdopodobne jest, że osłabienie popytu zagranicznego na towary z Polski spowodowane jest stagnacją niemieckiej gospodarki. W lipcowym badaniu PMI polskie przedsiębiorstwa zgłosiły bardzo wyraźny spadek zamówień zagranicznych.

O ile z danych GUS wynikało dotąd, że pomimo spadku ogólnego wskaźnika produkcji stosunkowo dobrze radziły sobie branże eksportowe, teraz i one mogą przeżyć szok. Dodajmy jeszcze, że drugim krajem na liście odbiorców polskich towarów są Czechy, gdzie gospodarka słabnie, podobnie jak w Niemczech.

Prognozy samych przedsiębiorstw jeśli chodzi o popyt nie są obiecujące - wynika z lipcowego "Szybkiego Monitoringu" NBP. Firmy spodziewają się w III kwartale niewielkiego spadku zapotrzebowania na towary i usługi, związanego z prognozowanym ograniczeniem popytu krajowego przy osłabionym wzroście popytu zagranicznego.

Bieżące impulsy, splot okoliczności wewnętrznych i zewnętrznych wskazują, że polska gospodarka wcale nie musi wygrzebać się z recesji w II połowie roku, a już na pewno nie wyjdzie ze stagnacji. 

Jacek Ramotowski

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: polska gospodarka | PKB | GUS
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »